W czwartek bojownicy Mansura Barajewa przynieśli wojnę pod mury Kremla. Kilkuset bezbronnych widzów teatru stało się zakładnikami gotowych na śmierć napastników. Zamachowcy zażądali zakończenia wojskowych operacji w Czeczenii.
Twarde deklaracje nie zapewniły bezpieczeństwa Rosjanom nawet w Moskwie, a walki u podnóża Kaukazu do dziś nie ustały.
Prezydent nie może zakończyć wojny w Czeczenii, ponieważ jest ona doskonałym interesem dla wojskowych rabujących od lat kraj wielkości polskiego województwa i przy okazji handlujących bronią z partyzantami.
Władimir Putin nie potrafi zatrzymać grup bojowników przenikających w dowolne miejsce, gdyż, jak zauważa deputowany do Dumy Wasilij Bykow, skorumpowane organy państwa "nie zauważają" ludzi obładowanych bronią i taszczących materiały wybuchowe.
Przywódca Rosji nie jest w stanie wyłapać partyzantów dlatego, że "ograniczona operacja antyterrorystyczna" w Czeczenii obróciła w ruinę kraj, a tzw. zaczystki dokonywane przez bezkarnych żołnierzy przynoszą gwałty, tortury i śmierć, budząc powszechną nienawiść do Moskwy.
Deputowany Jurij Szczekoczichin powiedział wprost: - Zajęcie teatru w Moskwie to porażka rosyjskiej polityki wobec Czeczenii. Nasze stawianie na siłę okazało się błędem. Za ten błąd - jak zwykle - płacą niewinni ludzie. Posługiwanie się terrorem jest zresztą równie tragiczną pomyłką lub... prowokacją.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?