Czego to rodak nie wymyśli na wycieczce...

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Paweł Szymkowicz: W każdej grupie, z którą jadę do Czech, jest ktoś mocno przekonany, że Czesi są do nas wrogo nastawieni.
Paweł Szymkowicz: W każdej grupie, z którą jadę do Czech, jest ktoś mocno przekonany, że Czesi są do nas wrogo nastawieni. Archiwum prywatne
Dla przewodników najgorsze są wyjazdy integracyjne.

Opolszczyzna staje się coraz bardziej popularna jako cel wycieczek krajoznawczych - zgodnie przyznają przewodnicy sudeccy PTTK. Niestety, bywa, że goście spoza województwa wpadają do nas po drodze, zwiedzić Nysę, Otmuchów, Paczków czy Opole. Za główny cel wybierają głównie Kotlinę Kłodzką albo czeskie góry.

- Bardzo często celem firmowej wycieczki integracyjnej jest wspólne imprezowanie przy alkoholu. Przewodnika zamawiają "przy okazji", czasem przewidując pół godziny na zwiedzenie Nysy czy Opola - opowiada Marcin Nowak, przewodnik z Nysy. - Oprowadzałem kiedyś grupę nauczycielek z Łodzi. Były tak zmęczone po alkoholu, że w kościele siadały na nagrobkach i trzeba im było zwracać uwagę.

Innym razem Marcin Nowak prowadził wycieczkę integracyjną na Kopę Biskupią. Zapowiadało się dobrze, bo grupa z Krakowa twierdziła, że ma doświadczenie w górach, chodzi po Tatrach, a więc z Górami Opawskimi sobie poradzi.

- Poszliśmy na Gwarkową Perć, gdzie trzeba się wspiąć po metalowej drabinie na skalną ścianę - opowiada przewodnik. - Większość turystów odmówiła dalszej wspinaczki. Musieliśmy wybrać inną drogę. Pół kilometra przed schroniskiem jedna z pań dostała arytmii serca. Dopiero przez telefon alarmowy GOPR udało nam się wezwać pomoc. Tymczasem jej towarzysze stwierdzili, że kobieta symuluje. Jej koledzy wcale nie chcieli jej pomóc, tylko domagali się, żeby iść dalej.

Problemy w Górach Opawskich stwarzają też mali koloniści, których rodzice nie wyposażyli w porządne buty na wakacyjny wypoczynek.

Turyści bywają lekkomyślni. Nie chcą mapy, wody, kanapki. Wolą piwo i klapki

- Ośmioletnia dziewczynka weszła w sandałach na Kopę, ale przy schodzeniu obtarły ją tak, że nie mogła iść - opowiada Józef Michalczewski, przewodnik z Prudnika. - Nakleiliśmy jej plastry i chcieliśmy ją nieść, ale była zbyt ambitna. Zeszła sama, choć w bólach.

- Przy wodospadzie Wilczki w Międzygórzu spotkałam kobietę w szpilkach, która na rękach niosła małe dziecko. Włos mi się zjeżył na głowie - mówi Krystyna Dubiel z Nysy. - Inna para szła późnym popołudniem na Śnieżkę w sandałach, klapkach i z piwem w ręku. Lekkomyślność nie ma granic. Ludzie często mówią: A po co mi mapa? Po co kanapki czy butelka z wodą?

Paweł Szymkowicz z Głuchołaz do dziś wspomina polskiego turystę, który wyruszył zdobywać Pradziada w Jesenikach, niosąc radiomagnetofon z muzyką na cały regulator. Nie dał sobie wytłumaczyć, że w górach tak nie wypada. Innym razem nauczycielka postanowiła wyposażyć wszystkie swoje dzieci na wycieczce w Jeseniki w polskie flagi. Żeby były ambasadorami swojego kraju za granicą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska