Targi nto - nowe

Czeladnik bez egzaminu

Lina Szejner
Piekarze nie narzekają na brak uczniów.  (Od prawej) Krzysztof Moszko, Dorota Paciorek, Radek Antas terminują w zakładzie piekarskim „Malik”.
Piekarze nie narzekają na brak uczniów. (Od prawej) Krzysztof Moszko, Dorota Paciorek, Radek Antas terminują w zakładzie piekarskim „Malik”.
Mówi się, że szkoły zawodowe produkują bezrobotnych. Jest tak, ponieważ o wyborze zawodu decyduje moda, a uczniowie nie wiedzą, na jakie zawody będzie zapotrzebowanie za kilka lat.

Izba Rzemieślnicza, która organizuje egzaminy czeladnicze i mistrzowskie dla uczniów, odnotowuje wyraźny spadek zainteresowania niektórymi zawodami rzemieślniczymi. Od kilku lat tylko nieliczni uczniowie zdają egzamin czeladniczy w zawodzie kowala, zegarmistrza, introligatora, a nawet szewca.
- Wybór zawodu przez młodego człowieka nie zawsze jest związany z potrzebami rynku krajowego - mówi Teresa Wasilewska, naczelnik wydziału oświaty w opolskiej Izbie Rzemieślniczej. - Obecnie jest moda na mechaników pojazdów i stolarzy. Trwa ona od paru lat, więc nic dziwnego, że tylko część młodych ludzi wykształconych w "modnych zawodach" znajdzie pracę. Przed kilkoma laty ze zdziwieniem rejestrowaliśmy chętnych do zdobycia zawodu cieśli, do którego wcześniej młodzi się nie garnęli. Okazało się, że właśnie cieśle potrzebni są w Niemczech. Smutne jest to, że my kształcimy fachowców, a oni nie mogą znaleźć pracy w kraju. Często w ogóle jej tu nawet nie szukają, tylko wcześniej sondują, jakie jest zapotrzebowanie na określony fach na rynku niemieckim. Chcą jak najszybciej zdobyć zawód, co umożliwia system kursowy. Teorii uczą się na kursach, a praktykę odbywają w zakładach rzemieślniczych.

Tak w ogóle to coraz mniej uczniów garnie się do nauki rzemiosła. Na Opolszczyźnie szkoli się ich obecnie 3175, o 410 mniej niż w roku 2000. W trzecich klasach zasadniczych szkół zawodowych uczy się młodzież po ukończeniu szkoły podstawowej. W pierwszych - po gimnazjach. Te młodsze klasy są już o wiele mniej liczne.
W ostatnich latach zmieniło się także zapotrzebowanie na określone zawody. Uczniowie nie liczą na rozwój tradycyjnego rzeźnictwa, ponieważ boją się, że sektorem mięsnym zawładną duże kombinaty i ich profesja nie będzie potrzebna. To chyba błąd. Konsumenci coraz bardziej bowiem cenią sobie wędliny przygotowane "po domowemu", z małych rodzinnych wytwórni. Młodzi nie garną się także do krawiectwa, ponieważ mało kto dziś szyje płaszcz czy kostium "na miarę".
- Nie ma co ukrywać - usłyszałam w Izbie Rzemieślniczej. - W Polsce do podjęcia pracy konieczne są świadectwo ZSZ i tytuł czeladnika, a w Niemczech wystarczy tylko świadectwo "zawodówki"...
U nas nie ma zapotrzebowania na te zawody, w których otwarcie warsztatu wymaga dużych nakładów finansowych. Tak jest w przypadku kamieniarstwa czy kowalstwa. Teraz, gdy na powrót wchodzą w modę kute ogrodzenia, meble i inne detale architektury, tacy rzemieślnicy będą potrzebni.

We fryzjerstwie widoczny jest inny problem. Otóż niepostrzeżenie powstała tu szara strefa. Zakłady płacą mało, młode kobiety wykształcone w tym fachu często pochodzą ze wsi i muszą dojechać, a to kosztuje. Rezygnują więc z poszukiwania pracy i rozwijają nigdzie nie notowaną działalność gospodarczą. W Opolu na ogłoszenie, że zakład potrzebuje fryzjerki, nie zgłasza się nikt.

Nikt nie chce być szewcem
Katarzyna Rybak, kierowniczka referatu badań i analiz rynku pracy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Opolu:
- Wyraźnie widać, że rozwija się nowy, kilka lat temu powstały rynek usług. Coraz więcej jest firm świadczących usługi podatkowe, finansowe, doradztwo marketingowe i prowadzenie kadr. Wyraźnie kurczy się natomiast sfera najprostszych usług - młodzież nie chce uczyć się szewstwa czy rymarstwa. Chciałaby może uczyć się jubilerstwa czy zegarmistrzostwa, ale nie ma u kogo, bo tych rzemieślników także jest coraz mniej...

- W ogóle widać wyraźnie, że rzemiosło rozwija się żywiołowo - mówi Teresa Wasilewska. - My nie wiemy nawet w przybliżeniu, ilu uczniów i w jakich zawodach będzie się szkolić za rok czy dwa. Zresztą rynek pracy też jest nieprzewidywalny i nie wiadomo, czy rzemieślnicy, którzy potrzebni są dziś, znajdą pracę jutro. Rzemieślnicy nie bardzo chcą kształcić uczniów. Ponoszą oni określone wydatki, które nie są terminowo refundowane przez urzędy pracy.

Zgodnie z przepisami rzemieślnicy szkolący uczniów mają prawo do ulg podatkowych. Obowiązek rozliczenia wydatków poniesionych na kształcenie ucznia przypada po trzyletnim cyklu kształcenia. Urząd przyjmuje, że kształcenie zostało zakończone i właściciel warsztatu ma prawo do ulgi, jeśli uczeń przedstawi świadectwo czeladnika. W sytuacji, gdy wielu młodych ludzi rezygnuje z tego egzaminu, rzemieślnikowi "ucieka" ulga.
- Na to jest jedyna rada - uważają rzemieślnicy. - Szkoły zawodowe nie powinny wydawać końcowych świadectw, jeśli uczeń nie zda egzaminu czeladniczego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska