Czesi nie kupują polskiej wódki. Piją tylko u siebie

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
- Nasza fotka pójdzie w nowinach na titulce? - śmieją się biesiadnicy z Mikulovic. - Przywieź nam gazetę z Polski. Powiesimy w barze.
- Nasza fotka pójdzie w nowinach na titulce? - śmieją się biesiadnicy z Mikulovic. - Przywieź nam gazetę z Polski. Powiesimy w barze. Krzysztof Strauchmann
Właściciele sklepów monopolowych przy czeskiej granicy przeliczyli się.

Choć to dopiero piątkowe południe, w barze "Neptun" w przygranicznych Mikulovicach grupa przyjaciół wychyla już kolejną szklankę piwa. Do fotografii podnoszą pełne kufle.

- Pijemy tylko piwo. Nawet swojego mocnego alkoholu nie moglibyśmy tu przynieść - mówi Josef Fulmanek. - Mój znajomy z Krnova organizował urodziny już w czasie prohibicji. Nie miał alkoholu, to pojechał do Polski. Kupił dwa litry wódki i zapłacił 480 koron (ok. 80 zł). Przewiózł przez granicę i wypił ze znajomymi w domu. Drogo go to jednak kosztowało. U nas przed prohibicją wódka była tańsza. Dlatego u was wolimy kupować polską kiełbasę.
Czescy przyjaciele - Josef, Jan i Pavel - zgodnie i ze śmiechem przyznają, że miejscowy bar jest dla nich jak matecznik. Nawet prohibicja na mocniejsze trunki nie wygoni ich z siedziby.

- Czesi to bardzo lojalny naród. Piją tylko u siebie - potwierdza właściciel głuchołaskiego zajazdu "Zagroda", skąd do Czech tylko 2 kilometry spacerkiem. - W naszym lokalu bardzo rzadko pojawia się gość z Czech. Od tygodnia, odkąd wprowadzili u siebie zakaz sprzedaży mocniejszych trunków, nie ma ich więcej. To Polacy chętniej odwiedzają czeskie lokale.

Sprawdzaliśmy w przygranicznych sklepach w Branicach, Prudniku, Głubczycach, Głuchołazach. Czesi jak zawsze przyjeżdżają do nas po wędliny, nabiał, warzywa, ale nie robią większych zakupów alkoholowych.

- Jeśli już kupują, to polski krupnik, żołądkową gorzką albo kolorowe wódki, czy coś do drinków - przyznaje Anna, ekspedientka z głuchołaskiego "Inter Marche". - W ostatnim tygodniu kupowali sporadycznie pojedyncze butelki, tak jak poprzednio.

- Przyjeżdżam do was na zakupy, bo mam tak samo daleko jak do Jesenika, a u was jest taniej - przyznaje Josef Hanacek z Velkich Kunetic. - Ale alkoholu nie kupuję, bo nie potrzebuję. Mam koło domu ogród, w palirni, czyli gorzelni, które u nas są legalne, przerabiam dla siebie owoce na domową wódkę. Mam jeszcze zapas i nie boję się zatrucia podrabianym alkoholem. A jak sobie radzą inni? Nie wiem.

- Co piją teraz Czesi? Nic nie piją! - woła młody Czech na parkingu pod supermarketem. - Ja piję tylko piwo.

- A ja kupiłem jedną butelkę - przyznaje czeski pieszy turysta z plecakiem, wychodzący z Lidla. - Będę miał na podróż powrotną, bo u nas jest teraz bardzo "szpatnie". Żadnej gorzałki!

Wódka i mocniejsze alkohole stały się za naszą południową granicą trefnym towarem. Kto go ma, to go głęboko chowa i czeka na rozwój wydarzeń. Opolscy celnicy, którzy kontynuują wyrywkowe kontrole samochodów wjeżdżających do Polski, w czwartek sprawdzili 83 pojazdy. Znaleźli tylko 1 butelkę alkoholu, którą zresztą zarekwirowali do sprawdzenia.

- Cały czas kontrolujemy sklepy, targowiska, miejsca sprzedaży , sporadycznie pojawiają się tam niewielkie ilości alkoholu z Czech - przyznaje Agnieszka Skowron z Izby Celnej w Opolu.

W Czechach policyjne poszukiwania nielegalnych rozlewni zataczają coraz szersze kręgi. Wczoraj poinformowano o dwóch kolejnych "fabryczkach" podejrzanego alkoholu. W Opawie na terenie dawnej fabryki cukierków policja znalazła pięć pojemników z nieznanym płynem, każdy o pojemności tysiąca litrów. W miejscowości Terlicko koło Karwiny w nielegalnej wytwórni odkryto 2,2 tysiąca litrów w butelkach i 330 litrów nierozlanego alkoholu etylowego, czyli bezpiecznego dla zdrowia. Obie wytwórnie mieszczą się blisko polskiej granicy.

Także w piątek do szpitala trafiła w Czechach kolejna ofiara metanolu. To mężczyzna spod Liberca. Jego żona poinformowała policję, że wypił kupiony miesiąc wcześniej rum "Tuzemak", kupiony w objazdowym sklepie. Po przeszukaniu jego mieszkania policja znalazła jednak pojemnik z innym, nieoznaczonym, alkoholem, który mężczyzna prawdopodobnie sam przelewał do butelki po tuzemaku.

Metanol zabił w Czechach do czwartku 23 osoby, a czterdzieści ciągle leży w szpitalach na terenie 8 województw. W czwartek wieczór czeski minister zdrowia zakazał eksportu wódek z Czech za granicę, czym prawdopodobnie uprzedził tylko decyzję Komisji Europejskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska