Czeskie firmy przyjmują Polaków

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Wiesława Dominik z córką Iloną: - Dzięki pracy w Czechach mogę codziennie widzieć dzieci.
Wiesława Dominik z córką Iloną: - Dzięki pracy w Czechach mogę codziennie widzieć dzieci.
Polacy są zadowoleni z pensji, Czesi cenią sobie solidność polskich pracowników.

Opinia

Opinia

Krzysztof Antczak, założyciel agencji pośrednictwa pracy Work Service w Czechach:

- W Bruntalu i Opawie zatrudniamy łącznie stu Polaków. Od października będę szukał dodatkowych 30 osób. Bariera językowa nie jest problemem. To w większości praca na taśmie, której można się szybko nauczyć. Poza pensją niektóre firmy oferują pracownikom dotowane obiady za niecałe 3 złote i dodatek dla dojeżdżających. Polaków w Czechach będzie coraz więcej. Czescy pracodawcy, którzy początkowo podchodzili do tego ostrożnie, teraz się przekonują, że jesteśmy dobrymi pracownikami.

W Czechach zarabiam nawet tysiąc złotych więcej - mówi Piotr Czolij. Młody mieszkaniec Pliszcza jest z wykształcenia mechanikiem samochodowym. Pracy początkowo szukał w odległym o 35 kilometrów Raciborzu. Proponowano mu 800 - 1000 zł miesięcznie. Razem z ojcem odwiedził kilka czeskich prywatnych zakładów mechanicznych. Od kwietnia pracuje w jednym z nich.

- Zatrudnili mnie razem z ojcem i siostrą - cieszy się Piotr. - Dojeżdżamy jednym samochodem 13 kilometrów. Za 8 godzin pracy dostaję 1800 zł. Na rękę.
Wiesława Dominik przez 10 lat jeździła do Niemiec opiekować się starszą osobą. Wiosną tego roku od znajomych dowiedziała się o pracy w czeskiej fabryce słodyczy w Opawie, kilka kilometrów od Pilszcza.

- Z Niemiec przywoziłam na czysto 900 euro - mówi. - Tu zarabiam miesięcznie 1000 - 1300 zł. I nie chcę wracać na Zachód. Wolę być w domu, widzieć codziennie swoje dzieci, a nie zjawiać się raz na dwa miesiące.

Córka pani Wiesławy, Ilona Dominik, dopiero co skończyła średnią szkołę. Podczas wakacji zaczęła pracować w Krnovie, w dużym zakładzie niemieckiego producenta żarówek Osram.

- Jestem bardzo zadowolona, ale od października chcę iść na studia zaoczne - opowiada dziewczyna. - Muszę mieć wolne soboty i niedziele, a w Osramie jest praca ciągła. Dowiadywałam się o możliwość przeniesienia do innej czeskiej firmy. Nie będzie problemów.

Sołtys Pilszcza Elżbieta Stankiewicz prowadzi swoją prywatną ewidencję. Na 80 aktywnych zawodowo mieszkańców wsi w Czechach pracuje 35 osób. Wszyscy mają legalne zatrudnienie, opiekę socjalną, medyczną.

- Bezrobocie u nas już nie istnieje, także wśród kobiet - mówi Elżbieta Stankiewicz. - Ostatnio zauważyłam nowe zjawisko: pracę w Czechach znalazło kilka pań, które dotychczas nie pracowały zawodowo, tylko prowadziły z mężami gospodarstwa.
- Mieliśmy 6 hektarów pola. Za mało, żeby dobrze gospodarzyć - przyznaje Danuta Legierska. - Wydzierżawiliśmy ziemię. W maju znalazłam pracę w Brumlovicach, w fabryce chemii gospodarczej i kosmetyków. Jako sprzątaczka zarabiam 1200 zł. I jestem bardzo zadowolona.

W głubczyckim urzędzie pracy od początku roku 11 osób zgłosiło, że wyrejestrowują się z bezrobocia, bo znalazły zatrudnienie w Czechach. To tylko wierzchołek góry lodowej, której polskie statystyki na razie nie dostrzegają. Przedstawiciele czeskiej agencji pośrednictwa pracy Work Service jeżdżą bezpośrednio do polskich przygranicznych wiosek. Proszą sołtysów o organizowanie spotkań z mieszkańcami i tak werbują ludzi.

- We wsi skończyły się zakupy "na zeszyt" - opowiada pani sołtys, która prowadzi też niewielką agencję pocztową. - Ludzie płacą za wszystko gotówką, rachunki regulują terminowo. Widzę, że coraz więcej osób zaczyna spłacać raty, bo kupili sobie w Kietrzu jakiś sprzęt gospodarstwa domowego.
W czeskiej rządowej strategii rozwoju przestrzennego rejon Ostrawy, który sąsiaduje z ziemią głubczycką, należy do kilku głównych obszarów rozwojowych kraju. Władze zamierzają wspierać tam intensywny rozwój gospodarczy, lokować zagraniczne i czeskie firmy o znaczeniu krajowym i międzynarodowym. Zdaniem polskiego zespołu ekspertów pod kierunkiem Izabeli Mironowicz, taka sytuacja polepszy też warunki rozwoju naszych terenów przygranicznych. Przygotowana dla polskiego Ministerstwa Rozwoju Regionalnego ekspertyza zaleca aktywne podejście do czeskiej wizji rozwojowej. Chodzi o to, byśmy nie stali się tylko dostarczycielami siły roboczej.

Tymczasem na Opolszczyźnie dziewięć miesięcy od wejścia Czech i Polski do strefy Schengen ciągle nie ma połączenia autobusowego czy busowego przez granicę. Na zniszczonej wojewódzkiej drodze z Kietrza przez Pilszcz do Opawy czasem trudno się bezpiecznie wyminąć.

- Mamy w Kietrzu 12 hektarów terenu dla przemysłu - mówi wiceburmistrz Kietrza Leszek Wilk. - Liczyliśmy, że jeszcze w kwietniu staną się one specjalną strefą ekonomiczną, ale formalności się przeciągają. Boję się, że inwestor, z którym rozmawiamy, znajdzie w końcu inne miejsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska