Człowiek z autobusu. Pasja pana Władysława

Redakcja
- Autobusami powinni jeździć politycy - mówi pan Władysław. - Wtedy dowiedzieliby się, jak w rzeczywistości żyją ludzie i czego potrzebują.
- Autobusami powinni jeździć politycy - mówi pan Władysław. - Wtedy dowiedzieliby się, jak w rzeczywistości żyją ludzie i czego potrzebują. Paweł Stauffer
Gdyby Władysław Bazyli miał dużo pieniędzy, podróżowałby po świecie. Ale nie ma, więc jeździ po Opolu i wysłuchuje zwierzeń pasażerów.

Pan Bazyli ma 72 lata i tę charakterystyczną dla Kresowiaków otwartość, ciepłotę i życzliwość.

- Pewnie, że mógłbym narzekać, że na emeryturze nie stać mnie na to, by podróżować i poznawać ludzi w różnych krajach - przyznaje. - Ale ja cieszę się, że z choroby się wydobyłem, że z żoną sobie spokojnie żyjemy i co roku możemy sobie pozwolić na wyjazd do Lwowa i Odessy, gdzie mam rodzinę i gdzie mnie ciągnie od dzieciństwa. A wolny czas sobie zapełniam, moim zdaniem, bardzo atrakcyjnie. Tak, jak lubię.

Pan Władysław mieszka w Opolu przy ul. Plebiscytowej. W pobliżu, z przystanku przy ul. 1 Maja, o godz. 4.52 w zwykłe dni odjeżdża "dziewiątka". Władysław Bazyli wsiada do autobusu, wita kierowcę i jedzie. Zimą widzi, jak w oknach zapalają się nieliczne o tej porze światła. Miejsc w autobusie jest dość. Ludzie jadą do pracy i nie drzemią. Są skłonni do rozmów, a pan Władysław - do słuchania.

Rozmawiając z kimś, dojeżdża do Niemodlińskiej. Tam decyduje: albo przesiada się na "15", "7" lub "12", albo wraca. Wszystko zależy od tego, kto przysiądzie obok. Czasami tak bywa, że sąsiad czy sąsiadka z autobusowej ławki po prostu jakby na niego czekali. Mają problemy i nie mają się komu pożalić. Wtedy pan Władysław tylko siedzi i kiwa głową. Kobiety to najczęściej o mężach opowiadają. Że nie garną się do roboty, że popijają i choroby symulują. Ot, takie życie...

Często bywa tak, że pan Władysław słucha, co inni mówią do sąsiadów obok. Czasem ktoś się pochwali, że na narty pojedzie do Włoch albo że latem był w Grecji. Jednak najczęściej ludzie narzekają. Teraz np. wszyscy boją się podwyżek cen żywności, benzyny i ubranek dla dzieci. Pan Władysław uważa, że tymi autobusami codziennie powinni jeździć rządzący. Wtedy by wiedzieli, jak żyją ludzie, co ich boli, co martwi, o czym marzą.

Czasem pan Władysław spotyka kolegów albo koleżanki z dawnych miejsc pracy. Wysiądą wtedy, pogadają na ławeczce, a potem znów się rozstają.

Skąd w nim takie ciągoty do tego jeżdżenia? Pan Władysław się śmieje i mówi, że chyba z czasów, kiedy prowadził objazdowe kino. W latach 50. i nieco później miało je każde powiatowe miasto na Opolszczyźnie. Filmy rozbudzają wyobraźnię, ale najciekawsze są jednak przeżycia ludzi. Z tych zasłyszanych w autobusie opowieści można by nakręcić niejeden pasjonujący film.

Pan Władysław opowiada o nich żonie, która jest domatorką i nie podziela globtroterskiej pasji męża, ale też go rozumie i nie zatrzymuje w domu.

- Czasem, kiedy tak chodzę bez sensu między pokojem a kuchnią, sama mnie pogania: no idź już, potem mi wszystko opowiesz - mówi pan Władysław.

Żona ma zresztą z tej dziwnej mężowskiej pasji konkretne korzyści. Jej mąż zna rozkład jazdy autobusów na wyrywki. Pieniędzy nie traci, bo jeździ za darmo, no i o mieście wie wszystko, bo je codziennie objeżdża.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska