Cztery dni wspinaczki

Fot. Archiwum Prywatne
Dwa lata temu alpiniści z Kędzierzyna-Koźla stanęli na szczycie Mont Blanc.
Dwa lata temu alpiniści z Kędzierzyna-Koźla stanęli na szczycie Mont Blanc. Fot. Archiwum Prywatne
Czterech młodych alpinistów z Kędzierzyna-Koźla przygotowuje się do zdobycia najtrudniejszego szczytu Europy.

Przed Adamem Zagajewskim, Michałem Rendekiem, Tomaszem Gryczką i Markiem Zarankiewiczem bardzo trudne zadanie. Na początku sierpnia zamierzają wejść na Matterhorn. Muszą wspiąć się na wysokość prawie czterech i pół tysiąca metrów nad poziom morza. Jednak nie sama wysokość jest tu najważniejsza. Matterhorn uważany jest przez alpinistów za najtrudniejszy szczyt Europy.

- To nie jest zwykła wędrówka pod górę, lecz ciągła, bardzo trudna wspinaczka po niemal pionowej ścianie - przyznaje Adam Zagajewski. - Na zdobycie na przykład Mont Blanc może się zdecydować każdy, kto ma w miarę dobrą kondycję. W przypadku Matterhornu potrzebne są już dość duże umiejętności.
Szczyt można zdobyć z dwóch stron: północnej i południowej. Z pierwszą mierzą się tylko i wyłącznie najlepsi alpiniści. Ściana południowa uważana jest za łatwiejszą. Jednak i tak jest dla ludzi z dużym doświadczeniem.
- My zamierzamy wejść łatwiejszą trasą. Jednak zdobycie tego szczytu z którejkolwiek strony to wielka nobilitacja - przyznaje Adam. - Każdy, kto chce się liczyć w "branży", musi zmierzyć się z tą górą.
Śmiałkowie z Kędzierzyna-Koźla swą niebezpieczną wyprawę rozpoczną 13 sierpnia. Do Doliny Aosta (na granicy włosko-szwajcarskiej) zamierzają dotrzeć autostopem...
- Może nie jest to najwygodniejszy i najszybszy sposób podróżowania, ale na pewno najtańszy - uważają młodzi podróżnicy.
Na samo zdobycie Matterhornu rezerwują sobie niecałe 4 dni. Półtora dnia powinno zająć im wejście na wysokość ponad trzech tysięcy dwustu metrów. Tam znajduje się ostatnie w drodze na szczyt schronisko.
- Mimo, że będziemy szli lodowcem, trasa nie będzie ani łatwa, ani bezpieczna, ze względu na dużą ilość szczelin, w które łatwo można wpaść - przypuszcza Michał Rendek.
Jeszcze większe trudności zaczną się po zejściu z lodowca. Sam szczyt to bowiem naga skała, gdzie trzeba wykazać się umiejętnościami wspinaczkowymi. Ostatni odcinek - wspinaczkę na odcinku ponad 1500 metrów - zamierzają pokonać w dwa dni. Nocować także chcą na skałach.
- Nocowanie to jednak zbyt mocno powiedziane - uważa Tomek Gryczka. - To zazwyczaj kilkugodzinna drzemka, pokonanie przemęczenia. O głębokim śnie nie ma mowy.
Nie ma się czemu dziwić. Warunki panujące kilka tysięcy metrów nad poziomem morza raczej nie sprzyjają spokojnemu spaniu. W drodze na Matterhorn alpiniści odpoczywają zazwyczaj na półkach i występach skalnych. Ze względów bezpieczeństwa członkowie wyprawy i ich ekwipunek muszą być przypięci linami do skał.

- Tam w górze jest bardzo silny wiatr i po prostu mogłoby nas zwiać - wyjaśniają podróżnicy.
Nie lada kłopotem w takich warunkach jest również jedzenie. Podstawowym posiłkiem dla członków wyprawy będą zupy w proszku i gotowe dania, które należy zalać wrzątkiem. Niezwykle ważna jest także czekolada i specjalne batoniki dodające krzepy. W czasie całej wyprawy nie można także zapomnieć o wodzie.
- W trakcie pierwszego etapu na lodowcu, będziemy topili śnieg. Na ścianie jednak nie będzie już takiej możliwości, więc zapas wody musimy dźwigać w swoich plecakach - mówi Tomek.
Na samym szczycie zdobywcy chcą pozostać przez 10 minut - ze względu na przejmujący lodowaty wiatr, wiejący ze wszystkich niemal stron.
- Będzie czas na pamiątkowe zdjęcia, podziwianie widoków i cieszenie się zdobyciem góry - mówią podróżnicy.
Zejście z Matterhornu będzie bardzo nietypowe. Nie ma bowiem szans, by zrobić to normalnie, na nogach. Ściana jest zbyt stroma.
- W dół po prostu zjedziemy - mówi Tomasz Gryczka. - Do pewnych miejsc w skałach przywiązujemy specjalne taśmy. Do nich mocujemy liny, na których opuścimy się w dół. I tak w kółko co kilkanaście metrów. Dalej, do podnóża góry, zejdziemy lodowcem od strony południowej - dodaje.
- Na pewno wszyscy trochę się boimy - twierdzi Adam. - Jednak we wszystkich nas siedzi coś takiego, co każe nam wchodzić na kolejne, coraz trudniejsze szczyty, zdobywać doświadczenie, pokonywać słabości i strach.
Rodziny młodych alpinistów także nie kryją lęku przed kolejnymi wyprawami najbliższych.
- Myślimy jednak, że już chyba pogodzili się z naszą pasją - uważają alpiniści.
Do Polski czteroosobowa grupa śmiałków zamierza wrócić 23 sierpnia. W domu jednak nie zagrzeją zbyt długo miejsca. W Kędzierzynie-Koźlu spędzą trzy dni, po czym wyruszają na kolejna wyprawę. Tym razem po raz drugi zamierzają zdobyć Mont Blanc.
- Pojedzie z nami ekipa telewizyjna TVN, która zamierza tam nakręcić film dokumentalny - wyjaśniają członkowie ekspedycji. - Oba tegoroczne wyjazdy: na Matterhorn i Mont Blanc traktujemy jako trening przed planowanym na przyszły rok wyjazdem do Afryki. Tam zamierzamy zdobyć najwyższą górę tego kontynentu - Kilimandżaro.

Wyprawa na Czarny Ląd miała się odbyć w tym roku. Jednak pomysłodawcom nie udało się zebrać wystarczającej ilości pieniędzy. Cała wyprawa kosztowałaby ponad sześćdziesiąt tysięcy złotych.
- Na pewno nie rezygnujemy z tego wyzwania - zastrzega Adam Zagajewski. - Do Afryki na pewno wyjedziemy w przyszłym roku.
Póki co, czeka ich jednak wyjazd na granicę włosko-szwajcarską i zdobycie najtrudniejszej góry Europy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska