Targi nto - nowe

Czuj się ugotowany

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
Na pewno Jan Sobiński nie jest wariatem. Ma na to stosowny certyfikat wystawiony na wniosek sądu przez biegłych.

Nie wiadomo jednak, czy feralnego dnia, zanim zasiadł za kierownicę swojej lancii, wypił kielicha czy nie wypił. Zdaniem policji i prokuratury - wypił. On zaprzecza.

Nie widzę co podpisuję
Prudnik. Jest prawie północ 13 listopada ubiegłego roku. Sobińskiemu nawala serce. Siada do samochodu i jedzie na pogotowie.
Na ulicy Piastowskiej widzi we wstecznym lusterku światło policyjnego "koguta".
Skręca - jak twierdzi - w prawo, w uliczkę. Staje. Za jego samochodem ustawia się radiowóz.
Sobiński: - Wysiadłem z samochodu. Podszedł funkcjonariusz i zapytał: - To pański samochód? Przytaknąłem. Zapytał: - Ma pan kasę? Zmilczałem.
- Zażądano ode mnie dokumentów. W chwili gdy sięgałem do kieszeni, funkcjonariusz złapał za kołnierz mojej kurtki i zdarł mi ją tak, że unieruchomił ręce. W chwilę potem miałem już na rękach kajdanki i wrzucono mnie do radiowozu. Prosiłem, by przynajmniej na chwilę zawieziono mnie na pogotowie, bo czułem, że z sercem jest źle. Ale usłyszałem tylko grad obelg.
Przewiezionemu na Komendę Powiatową w Prudniku Sobińskiemu kazano dmuchać w alkomat.
- Znalazłem się w pokoju sam na sam z funkcjonariuszem. Ani myślałem dmuchać w śmierdzącego denaturatem węża. Zażądałem badania krwi, ale już usłyszałem słowa policjanta - jeden, dziewięć!
Sobiński: - Ciągle słyszałem "jesteś ugotowany", "wreszcie prokuratura cię udupi, bo mają już cię dosyć". Byłem sam, w otoczeniu policjantów, którzy jakby szaleju się najedli. Milczałem zwyczajnie ze strachu.
- Zabrali mi wszystkie moje papiery, okulary, zegarek i pieniądze. Kazali podpisać jakiś papier. Ponieważ byłem bez okularów, zacząłem pisać: "nie widzę, co podpisuję".
- To ich całkiem wkurzyło. Już nawet nie chcieli słuchać moich próśb, by zawieźli mnie na badanie krwi. Jeden z nich kazał wprost "wyp... stąd". Miałem się z nimi bić? Przekrzykiwać?
Sobiński: - Wróciłem do domu, zadzwoniłem do znajomego adwokata. On mi poradził, bym wrócił na komendę ze świadkiem, a także zadzwonił do dyżurnego Komendy Wojewódzkiej w Opolu.
W książce dyżurów KWP jest wpis o nocnym telefonie obywatela Sobińskiego i jego zażaleniu, że miejscowa policja odmówiła mu prawa do badania krwi.
- Dyżurny obiecał mi wyjaśnić sprawę, ale się nie doczekałem. Tymczasem wróciłem na komendę z moim świadkiem.

Za garażowanie zarekwirowanego przez policję auta żona Sobińskiego otrzymała takie pokwitowanie.

Świadek pozbierał
dokumenty
Ryszard Kliszewski, świadek Sobińskiego:
- Po pół roku od tego incydentu jest pan pierwszy, który zechciał usłyszeć ode mnie o tym, co działo się na komendzie. Pan Sobiński był traktowany przez funkcjonariuszy w sposób grubiański, wulgarnie, z pogardą dla najbardziej elementarnych zasad kultury. Gdy zobaczyłem, że na jego żądanie zwrócenia mu dokumentów, w tym dowodu osobistego, któryś z funkcjonariuszy po prostu nimi w niego rzucił, uznałem, że z tej komendy trzeba jak najszybciej wyjść. Pozbierałem z podłogi dokumenty i wyciągnąłem Sobińskiego na zewnątrz.
Samochodem kierowanym przez Kliszewskiego pojechali na pogotowie.
W księdze dyżurów, oddziałowa znalazła nazwisko lekarza, który Sobińskiego przyjął.
Doktor Fryderyk Jurkiewicz na co dzień pracuje w kędzierzyńskim szpitalu i nie pamięta incydentu sprzed ponad pół roku:
- Przypuszczam, że gdyby ten pan zachowywał się w jakiś niezwykły sposób, byłbym go zapamiętał. Musiał chyba wyglądać normalnie, skoro nie utkwił mi w pamięci. Wiele razy policja dowoziła nam ludzi podejrzanych o jazdę po pijanemu, ale zawsze wtedy procedura była ta sama: policja dowoziła, pobieraliśmy krew, która w zaplombowanych fiolkach wędrowała do specjalistycznych instytutów. Temu panu, jeśli zgłosił się z prośbą o indywidualną analizę krwi, musiałem na pewno odmówić, bo cóż miałbym z tą krwią zrobić? Swoją drogą, na pomysł, by domagać się zbadania krwi na obecność alkoholu, musiałby wpaść człowiek albo trzeźwy jak noworodek, albo, delikatnie mówiąc, niespecjalnie przy zdrowych zmysłach.
Skoro, jako się rzekło na początku, Sobiński nie jest jednak wariatem, pora na dowód tej tezy. Oto fragment konkluzji oceny sporządzonej przez biegłych stanu poczytalności obwinionego, na wniosek Sądu Grodzkiego w Prudniku: Trzeba bowiem wiedzieć, że odmowa uznania racji organów sprawiedliwości i porządku jest w tym mieście traktowana jako objaw umysłowej dewiacji. A jednak:
"Na podstawie analizy akt sprawy, dokumentacji lekarskiej i psychologicznej oraz badania (...) obwiniony nie wykazuje objawów choroby psychicznej w sensie psychozy ani upośledzenia umysłowego" - pisze biegła z listy Sądu Okręgowego w Opolu z zakresu psychiatrii, lek. med. Barbara Mołotkiewicz-Kłyś.

Czeski film
Nazajutrz świadek Sobińskiego, Kliszewski, wiezie go na komendę, gdyż ten chce wyjaśnić sprawę sprzed kilku godzin. W trakcie jazdy doznaje omdlenia. Ląduje w klinice wrocławskiej. Tam dostaje urzędowy opis swych chorób.
Tymczasem młyny zazwyczaj nierychliwej sprawiedliwości tym razem przyspieszają biegu. Podłączony do kroplówek Sobiński dostaje wezwanie do stawienia się w sądzie.
Się nie stawia. Jednocześnie jego żona dostaje wezwanie do odbioru samochodu, którym jej mąż miał piratować po pijaku po mieście. Nabazgrany na kawałku papieru kwitek za garażowanie pojazdu w prywatnym garażu opiewa na 170 zł, a wygląda jak rachunek wystawiony przez pokątnego sprzedawcę truskawek.
Sobiński: - Policja zabrała mi samochód, postawiła go w jakimś garażu, a z wozu zniknęło radio i benzyna z baku. To są te ich słynne procedury?
Sobiński narzeka i mąci, ale młyny sprawiedliwości mielą cierpliwie i bez wytchnienia.
Najpierw szef prudnickiej policji Edward Bednarski podważa oskarżenia Sobińskiego wobec swoich podwładnych. Po rozmowie z nimi dochodzi bowiem do wniosków następujących: podlegli mu policjanci nie zachowywali się wobec zatrzymanego w sposób naganny. Nie wyzywali go. Nie wzywali imienia prokuratury nadaremno, zwłaszcza w celu zastraszenia Sobińskiego. Trzymali się procedur sztywno aż do bólu.
Prokurator Klaudiusz Juchniewicz w pełni podzielił kilka dni potem żelazną argumentację obwinianej przez Sobińskiego policji. Uzasadniając postanowienie o umorzeniu postępowania wobec policjantów oskarżanych przez Sobińskiego, funkcjonariuszy przesłuchał i dał wiarę ich zapewnieniom, że są niewinni. Podkreślił nawet, że funkcjonariusze w najmniejszym stopniu nie potwierdzili zarzutów kierowanych wobec nich przez Sobińskiego, co uznał za dowód wystarczający i konieczny, by uznać ich za czystych jak łzy.
Prokuratura Rejonowa w Opolu była jednak odmiennego zdania. Błyskawicznie uchyliła postanowienie prudnickiego prokuratora. Czemu? Trudno powiedzieć, choć można przypuszczać, że ze względu na starą prawniczą zasadę, która zakazuje być świadkiem we własnej sprawie.
Pani prokurator odmówiła mi zapoznania się z argumentacją przemawiającą za odrzuceniem postanowienia: - Nie jest pan stroną w sprawie.
Ale nie poznał jej też sam Sobiński:
- To zdumiewające. Ja przecież nie jestem tu zwykłym gapiem, lecz osobą bezpośrednio zainteresowaną. Pewnie łatwowiernie założyłem, że o sprawach dla mnie istotnych będę powiadamiany automatycznie.

Nie ma o czym gadać
Gdy prokuratury bawią się w formułowanie ocen i ich uchylanie, Sobiński wciąż robi swoje. Rozsyła skargi do wszystkich świętych w resorcie, studiuje kodeksy.
Tydzień temu inny prokurator, Janusz Aniszewski, jeszcze raz wydaje postanowienie o umorzeniu śledztwa wobec funkcjonariuszy komendy powiatowej policji o przekroczenie ich uprawnień. Tym razem uzasadnienie jest dużo obszerniejsze niż wcześniejsze, autorstwa prokuratora Juchniewicza. Opiera się jednak na tym samym schemacie. Obwiniani policjanci przekonują prokuratora o braku swej winy, on im wierzy. Mącicielem, awanturnikiem pozostaje Sobiński.
Oczywiście, jak poprzednio, nikt nie wymaga zeznań od świadka, którego zgłasza Sobiński, czyli Ryszarda Kliszewskiego.
W środę Sobiński skazany został przez Sąd Grodzki w Prudniku na 500 złotych kary za prowadzenie po pijaku i niezatrzymanie się na wezwanie policji plus 100 zł kosztów postępowania.
Moja rozmowa z prokuratorem Aniszewskim zakończyła się dość niespodziewanie. Gdy jeszcze pytałem o to, czy świadkami we własnej sprawie powinni być sami obwiniani, prokurator wyjaśniał, że sąd to oceni, i zalecał mi, bym zaczekał na jego werdykt.
Gdy jednak zauważyłem, że werdykty sądu, zwłaszcza pierwszej instancji, wcale nie muszą być przyjmowane bez zastrzeżeń, prokurator zmienił ton:
- Jeśli chce pan kwestionować decyzje sądu, nie mamy o czym rozmawiać - rzekł i odłożył słuchawkę.

Wygra? Nie wygra?
Zastrzegający anonimowość prawnik opolski:
- Nie spotkałem się w mojej karierze obrońcy z sytuacją, by ktoś oskarżony przez policję wygrał. Chciałbym wierzyć, że to tylko wynik stuprocentowej dokładności i rzetelności policji i wzbraniam się przed przyjęciem tezy, że w starciu obywatel-policja, ten pierwszy z góry stoi na straconej pozycji.
Sędzia Sądu Okręgowego w Opolu, Janusz Krawczyk:
- Nie znam wszystkich okoliczności tej sprawy, ale mogę powiedzieć tyle: na policji spoczywa obowiązek dowiedzenia, czy człowiek przez nią obwiniony rzeczywiście prowadził samochód po pijanemu. Nie wiem, jak policja zamierza tego dowieść, ale chętnie to zobaczę.

PS
22 grudnia 2002 roku naczelnik sekcji prewencji ruchu drogowego KPP w Prudniku skierował do Sądu Rejonowego (wydział IV grodzki) w Prudniku wniosek o ukaranie Jana Sobińskiego za jazdę 13 listopada 2002 r. w stanie nietrzeźwym. Na wniosku podano zawartość alkoholu we krwi 1,28 promila.
24 lutego br. prokurator prokuratury rejonowej w Prudniku wniósł akt oskarżenia przeciwko Janowi Sobińskiemu za jazdę 13 listopada 2002 po pijanemu. Prokurator podaje, że oskarżony miał we krwi 1,40 promila alkoholu.
Trudno powiedzieć ile promili alkoholu we krwi miał mieć Jan Sobiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska