Czworaczki z Kędzierzyna rok później

fot. Daniel Polak
fot. Daniel Polak
Gdy Oliwia, Karol, Krzyś i Kubuś przyszli na świat rok temu, prezenty dla maluchów z Kędzierzyna-Koźla słali wszyscy. Gdy po kilku miesiącach rodzice prosili o pomoc w zakupie pieluszek, na apel odpowiedziała jedna osoba.

Karolkowi chyba idą ząbki. Chce, żeby go cały czas nosić na rękach. Niespokojny jest - pani Barbara Jasińska-Wieczorek, mama kędzierzyńskich czworaczków, bierze zapłakanego malucha na kolana. Dziecko szybko się uspokaja, bobas ociera swoimi drobnymi rączkami zapłakane oczka.

Krzysiu w tym czasie trzaska szklanymi drzwiami od szafki. Mama musi mieć oczy dookoła głowy. Dobrze, że w pobliżu jest babcia, która popołudniami pomaga rodzinie w wychowywaniu maluchów.
- Nie rób - strofuje pełnego energii rocznego chłopczyka babcia i odciąga go od mebli.

Kubuś właśnie ugryzł Oliwię. Leciutko, bo ząbki dopiero co się pojawiły, ale mała wpada w płacz. Maluchy trzeba na chwilę rozdzielić. Kochają się, ale czasem lubią zrobić rodzeństwu psotę. W tym czasie Karolek już majstruje przy wieży z radiem i CD. Dla bezpieczeństwa cały sprzęt jest odłączony od prądu.

Tymczasem Krzysiowi trzeba już zmienić pieluszkę. Oliwia domaga się butelki z piciem, dla odmiany teraz Kubuś trzaska drzwiami szafki, a innemu z maluchów utknęła noga w zabawkowym samochodziku.
Taki tygiel trwa tu codziennie od 7 rano do 8 wieczorem.

- Poczwórne szczęście, ale i poczwórne obowiązki - pani Barbara łapie na chwilę oddech
Tata nie walnie się na kanapę
Wraz z mężem Klaudiuszem wstają między 6.00 a 7.00. Małe szkraby wtedy już wiercą się w swoich łóżeczkach i domagają śniadania. Rodzice nie budzą się jednak wyspani - w nocy czasami trzeba wstawać do maluchów 7 razy. Teraz i tak nie jest już tak źle, bo tuż po urodzinach dzieci budziły się co 15 minut. Po śniadaniu tato czworaczków idzie do pracy. Jego żona dzieli potem mieszkanie na dwie strefy. Duży pokój i dziecięcy zostają odcięte od reszty mieszkania za pomocą parawanu z krzeseł.
- Wtedy łatwiej jest je upilnować - uśmiechają się rodzice.

O 13.00 przychodzi babcia, Monika Jasińska. Dwóm kobietom łatwiej zapanować nad radosną gromadką. Pani Barbara ma też chwilę, by wyskoczyć na miasto. Nie ma jednak mowy o bieganiu po sklepach czy salonach fryzjerskich - trzeba załatwić to, co najpilniejsze i szybko wracać, bo maluchy dosłownie włażą babci na głowę. Poza tym o 18.00 wróci tata. Wypada przyjąć go ciepłym obiadem.
Gdy tata zje, nie walnie się jednak przed telewizor z pilotem.

- Wtedy przychodzi czas kąpieli. Ta czynność jest zawsze zarezerwowana dla głowy rodziny - zaznacza pani Barbara. W łazience zejdzie tacie co najmniej godzina, bo bobasy kąpane są osobno. Potem trzeba je jeszcze nasmarować oliwką, ubrać w piżamki. Spać idą około 20.00.
- Potem siadamy wreszcie przed telewizorem i obiecujemy sobie, że obejrzymy jakiś film. Tyle że jak już położę głowę na poduszce, to od razu zasypiam. Cały dzień z tą gromadką po prostu zwala mnie z nóg - przyznaje kobieta.

Pielgrzymki z prezentami
Pani Barbara doskonale pamięta tę cudowną chwilę, gdy przyszły na świat. Szczególnie, że urodziny czworaczków z zapartym tchem śledziła cała Opolszczyzna. Planowo miało się to stać w marcu 2010 roku, ale mamę dla bezpieczeństwa lekarze już na cztery miesiące wcześniej położyli do szpitala. Dzieci pchały się już na świat. Urodziły się o ponad miesiąc przed terminem, 23 stycznia dokładnie o 9.45. Pomógł w tym dr n. med. Bronisław Łabiak, ordynator oddziału patologii ciąży Wojewódzkiego Szpitala Ginekologiczno-Położniczego w Opolu. Potrzebne było cesarskie cięcie, które ordynator przeprowadził w asyście dwóch ginekologów: Krystiana Powolnego i Marcina Kalusa.

Maleństwa ważyły 1960, 1880, 1630 i 1260 gramów. Tuż po urodzeniu wymagały podłączenia do respiratora. Troje z nich (dziewczynka i 2 chłopców) zostało z porodówki przewiezionych na oddział patologii noworodków i wcześniaków w opolskim szpitalu ginekologiczno-położniczym, a czwarte, bo nie wystarczyło już respiratorów, trafiło na Oddział Intensywnej Terapii dla Dzieci w WCM.

- Z jednej strony bardzo cieszyliśmy się z narodzin, z drugiej obawialiśmy o ich zdrowie. Były przecież wcześniakami, a takie maluchy zawsze na początku trochę chorują - tłumaczą rodzice.

Gdy cała piątka wróciła wreszcie ze szpitala, rozpoczęły się wizyty opolskich notabli, posypały prezenty. Prezydent Kędzierzyna-Koźla dał foteliki samochodowe i pampersy, marszałek województwa 5 tysięcy złotych. Opolska firma Nutricia zasponsorowała mleko, kaszki, deserki i soczki. Dostarczała je przez rok.
- To były miłe gesty. Tyle że pomoc potrzebna jest przez cały czas. Mało tego, przecież dzieci cały czas rosną i zwiększają się ich potrzeby - zaznacza pan Klaudiusz.

200 pieluszek tygodniowo
Zaplanowanie domowego budżetu od pierwszego do pierwszego każdego miesiąca to dla Wieczorków nie lada wyzwanie. Na duże zakupy rodzice wybierają się co sobotę. Wydatki na samo jedzenie to tygodniowo minimum 500 złotych. I to bez jakichkolwiek szaleństw. - Na jeden obiad dla maluchów potrzebuję np. trzy mrożonki, z których jedna kosztuje 4 złote. Do tego coś na kolację, śniadanie. Potrzebne są też kosmetyki do pielęgnacji, no i oczywiście pieluszki - tłumaczą rodzice.

Tych ostatnich dzieci zużywają tygodniowo 200 sztuk. Rodziców nie stać na oryginalne pampersy, kupują ich zamienniki w jednym z lokalnych dyskontów. Cieszą się z każdej podarowanej paczki.
- Gdy po kilku miesiącach od urodzin zamieściliśmy w lokalnej prasie apel o pomoc, m.in. w zakupie pieluch, odpowiedziała jedna osoba - zaznacza pani Barbara. - Było nam trochę przykro, bo gdy dzieci przychodziły na świat, wszyscy chcieli je zobaczyć i słali prezenty. Potem chętnych do pomocy już nie było zbyt wielu - zaznacza kobieta.

Pani Barbarze nie przysługuje zasiłek wychowawczy. Przed urodzinami maluchów pracowała w sklepie odzieżowym. Ale właściciel sprytnie przeniósł interes do innej firmy, a w niej etatu dla przyszłej mamy już nie było.

- Zostałam na lodzie. Prawnik radził, żebym poszła z tym do sądu. Bo jak to tak, że zostawia się mamę bez pracy, bez świadczeń? Ale gdzie ja tam będę się po sądach włóczyła. Tu trzeba maluchów pilnować - mówi.

Maluchy łapią choróbska
Jej mąż Klaudiusz pracuje w firmie zajmującej się wulkanizacją. Pensja nie wystarcza jednak na utrzymanie dużej rodziny, szczególnie, że maluchy chorują.
- Urodziły się z tzw. asymetrią ułożeniową. Troszkę się tak ściskały w brzuszku, leżały na jednej stronie - wyjaśnia mama.

Z tego powodu bobasy wymagają rehabilitacji. Np. Krzysiu za bardzo skrzywia stopki. Rodzicie nie chcą dopuścić, żeby w przyszłości skutkowało to płaskostopiem albo, co gorsza - krzywymi kolankami. Kubuś z kolei przeszedł niedawno ostre zapalenie krtani. Gdy tylko złapie go drobne przeziębienie, wówczas krtań daje znać o sobie. Do takich maluchów rozmaite choróbska czepiają się jak rzep psiego ogona.

- Poszliśmy z Kubą do przychodni, bo miał wysypkę. Wrócił od lekarza z przeziębieniem - mówi tata. Dlatego lekarze podpowiadają rodzicom, by, jeśli to możliwe, nie zabierali ich tam, gdzie są większe skupiska ludzi.

- Szczególnie, że jak jednego coś dopadnie, to wkrótce chore są wszystkie - podkreślają rodzice.
I choć Wieczorkowie z trudem wiążą koniec z końcem, to i tak nie brakuje ludzi, którzy patrzą na nich krzywym wzrokiem.

- Może i maluchy dają im w kość, ale za to jakie mieszkanie dostali od miasta! Wszyscy dookoła mają dzieci, ale z tego powodu nikt nie dostał takiego apartamentu - szepczą niektórzy mieszkańcy osiedla Pogorzelec.

Faktycznie, rodzina dostała od gminy czteropokojowe mieszkanie. Wcześniej wraz z maluchami mieszkali u rodziców.

- Z tym mieszkaniem to wcale nie było tak różowo, jak sobie niektórzy myślą. Ile nas to zdrowia kosztowało, to tylko my wiemy - mówi pani Barbara.

Tuż po urodzinach czworaczków lokal obiecał im były już prezydent Wiesław Fąfara. - Po pewnym czasie poszliśmy się o nie upomnieć. Usłyszeliśmy wówczas, że nia ma to pieniędzy, bo była powódź i kasa gminy świeci pustkami - opowiadają rodzice.

Pomogła im Halina Mińczuk, szefowa administracji "Śródmieście" Miejskiego Zarządu Budynków Komunalnych. Znalazła pieniądze na remont czteropokojowego mieszkania w jednej z przedwojennych kamienic. Wprowadzili się niedawno.

- Już nie mogę się doczekać, jak chłopcy troszkę dorosną i będą mogli zaopiekować się swoją siostrą. Żeby tylko maluchy nie chorowały - uśmiechają się rodzice. - No i jak ktoś mógłby pomóc w zakupie pieluszek, będziemy naprawdę wdzięczni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska