Czy Kazimierz Marciniak zostanie bankrutem? Historia pewnego donosu

fot. Paweł Stauffer
28 grudnia się okaże, czy ten plac będzie tętnił życiem, czy trzeba go będzie zaorać.
28 grudnia się okaże, czy ten plac będzie tętnił życiem, czy trzeba go będzie zaorać. fot. Paweł Stauffer
Dla Kazimierza Marciniaka święta będą podwójnie emocjonujące. Otóż 28 grudnia dostanie od celników prezent. Albo decyzję, która pozwoli jego firmie istnieć nadal, albo taką, po której zostanie bankrutem.

Wszystko przez banalne płyny do spryskiwaczy, ściślej - przez skażony alkohol niezbędny do ich produkcji.

Interes Marciniaka nazywa się Chemia-Bomar, ma siedzibę w Skorogoszczy, a jego autorski pomysł na biznes był aż zabawny w swej prostocie. Importował bowiem z Ukrainy skażony alkohol, następnie tranzytem przewoził do Niemiec, a tam jego kontrahent zgłaszał go stosownym instytucjom, które po badaniach dopuszczały go do obrotu w krajach unijnych. Od tej pory każdy na obszarze UE mógł go przerabiać wedle uznania.

Marciniak: - Niespodziewanie jeden z transportów, to było sześć cystern, został zatrzymany przez celników. Pobrali próbki, bo, jak się wydawało, mieli podejrzenia, że to nie alkohol skażony, lecz czysta gorzała. Od tej chwili los mojej firmy zawisł na włosku, a dokładniej - zależy od decyzji dyrektora Izby Celnej w Opolu.

Jeśli 28 grudnia będzie ona niepomyślna dla Marciniaka, zostanie zobowiązany do zapłacenia ponad 6 milionów złotych akcyzy. Czyli posłany na dno piekła bankrutów.

Chemia-Bomar jest prywatnym interesem. Nawet nie spółką, której upadłość można przeprowadzić stosunkowo łagodnie. Jeśli dług wobec celników stanie się wymagalny, Marciniak nie tylko straci firmę, ale komornik wejdzie mu także na emeryturę.
Nie jestem przecież samobójcą
Siedzimy w małym pokoiku w firmie. Nic nie wskazuje na to, że to tu jest punkt, w którym koncentrują się wielomilionowe interesy. Stare parterowe budynki po upadłej spółdzielni, rozjeżdżony plac parkingowy, na którym stoi kilka imponujących cystern.

- To woził pan gorzałę czy nie? - pytam.
- No co za pytanie? - Marciniak mimo całej sytuacji zdaje się jednak człowiekiem pozbawionym nerwów:

- To był alkohol skażony według norm łotewskich. Niemcy to potwierdzili. Od tej pory (tu wyciąga rozporządzenie Komisji Wspólnot Europejskich w sprawie wzajemnego uznawania procedur całkowitego skażenia alkoholu etylowego do celów zwolnienia z podatku akcyzowego) mógł być przerabiany, a produkty na jego bazie rozprowadzane na obszarze całej Unii. Po co miałbym się bawić w jakąś głupią kontrabandę, skoro interes od lat hula i przynosi niezłe zyski? Nie jestem przecież samobójcą. Gdybym chciał podwoić obroty, wsiadłbym do samochodu, pojeździł po kraju i całkiem legalnie nawiązał nowe kontrakty. Ale teraz, jak widzę, co się dzieje, to mi ochota odchodzi. Zrezygnowałem zresztą z bardzo intratnego kontraktu na eksport do Turcji podpałki do grilla. Machnąłem ręką.

Błędy się mszczą
Naczelnik Urzędu Celnego w Opolu, Marek Ciupek, mówi, że jego ręka, którą podpisał dokument nakładający akcyzę na tych feralnych sześć cystern, ma się dobrze i nie usycha. (Kilka tygodni temu w programie "Sprawa dla reportera" pracownicy Chemia-Bomar tego właśnie mu życzyli przed kamerą). - Mamy obowiązek egzekwować prawo. Nie nam oceniać jego jakość czy poziom skomplikowania.

Właściciel firmy popełnił kilka błędów proceduralnych i to się teraz na nim zemściło. Urząd celny nie ma najmniejszych powodów, by tę firmę doprowadzić do upadłości, ale z drugiej strony, jako organ zobowiązany do wykonywania prawa, nie możemy pozwolić sobie na dowolne interpretacje przepisów. Postępujemy zgodnie z procedurami, jak policjant wymierzający komuś mandat. Przyjemności żadnej.

Tylko zimna konieczność. Zresztą wciąż powtarzamy: jeśli ktoś chce prowadzić biznes oparty na niekonwencjonalnych pomysłach, niech zada sobie trud wystąpienia o indywidualną informację podatkową. Będzie miał gwarancję bezpieczeństwa. To coś w rodzaju autocasco dla przedsiębiorców. Wypadek zdarzyć się nie musi, ale może. A oni wtedy są kryci.

Marciniak zna ten typ argumentacji: - Chciałbym móc zrozumieć, dlaczego, jeśli interes wedle tego samego schematu robię w Łodzi, nikt nie robi mi żadnych trudności, a w Opolu - i owszem. Czy to jest inny kraj, czy ciągle ta sama Polska? Czemu przez lata byłem przyzwoitym przedsiębiorcą, zatrudniającym ludzi, rozwijającym interes, a dziś spać nie mogę, bo ta jedna oryginalna decyzja opolskich celników spowodowała, że stoję na krawędzi upadku?

Celnicy chcą obłożyć akcyzą nie tylko tych sześć ostatnich cystern. Sięgnęli do historii transakcji firmy i wyszło im, że właściwie to Marciniak powinien zapłacić Skarbowi Państwa jeszcze 32 miliony.
Chodzimy z Marciniakiem po placu parkingowym przy firmie: - Musiałbym tu chyba odkryć złoża ropy naftowej żeby to zapłacić - mówi.

Tajemnicza propozycja<
Jakieś cztery miesiące przed hecą z akcyzą za owych sześć cystern Marciniak odebrał telefon.
Dzwoniący nie przedstawił się. Ale złożył propozycję. Że słyszał, że interes Marciniaka ma się nieźle, że eksport, import, że armia kupuje od niego te płyny, a to bardzo dobry kontrahent, że w policyjnych samochodach są jego płyny, także hamulcowe, słowem - gotów byłby kupić cały biznes za przyzwoitą kwotę.

- Odmówiłem - mówi Marciniak. - Ta firma to moje kolejne dziecko. Rozwijałem ją od poziomu garażu. Pracowałem kiedyś na stacji benzynowej. To zamierzchłe czasy. Kierowcy szukali wody destylowanej, a jej nie było. To zacząłem ją produkować. Szła jak… woda właśnie. Potem elektrolit do akumulatorów, bo kto wtedy myślał o tych bezobsługowych… Potem przyszła pora na spryskiwacze do szyb i tak dalej. Interes się kręcił, aż wreszcie potentat na rynku - tak go nazwijmy - zakazał swoim stacjom dystrybucji moich produktów. Były zbyt konkurencyjne dla jego wyrobów. Wtedy przeszedłem na swoje…

Zastrzegający anonimowość przedsiębiorca opolski: - Typowy przykład próby tak zwanego wrogiego przejęcia. To wygląda tak: składa się człowiekowi propozycję - masz dobrze prosperującą firmę, więc jej cena rynkowa ma swoją wysoką rynkową wartość. Nie tyle w budynkach, sprzęcie, ile w pomyśle i kontaktach. Te ostatnie trudno precyzyjnie wycenić, ale można oszacować. My - mówi - potrafimy docenić te rzeczy. Zapłacimy tyle, byś do końca życia miał tylko zmartwienie na co wydawać pieniądze. Decyzja należy do ciebie. A jeśli gość się waha, śle się na niego kontrole. Nie ma takiego biznesmena, którego kontrole nie potrafią złamać.

Anonim "życzliwego"
Czujność celników wzbudził anonim przesłany im przez "zatroskanego podatnika".
Był to donos, że Marciniak robi paskudne wobec Skarbu Państwa rzeczy, uprawia kontrabandę, złodziejsko manipuluje importowanym towarem.

Naczelnik Urzędu Celnego w Opolu, Marek Ciupek: - Nie, nie wyrzucamy anonimów do kosza. Jeśli są w nim konkrety, dane, fakty, dowody, traktujemy je poważnie. Anonim, który rozpoczął procedurę wobec firmy ze Skorogoszczy miał cechy wiarygodnej informacji.

Marciniak z kwaśnym uśmiechem: - No jasne, na rynku jest tłok. Gdy moje cysterny zostają zatrzymane na rok i dwa miesiące w ramach postępowania karno-skarbowego, a firma obłożona haraczem, tworzy się luka, którą konkurencja z radością zapełnia. Robotę mają firmy spoza naszego regionu, a tu, w powiecie, może będziemy mieli niebawem kolejnych trzydziestu bezrobotnych.

Karol Cebula, członek opolskiego BCC: - Wskażcie mi firmę, a ja ją kontrolami rozwalę! Niestety - mówię to z żalem - ale sam walczyłem o to, by na Opolszczyźnie, w małym regionie, pozostało jak najwięcej przedstawicielstw różnych krajowych urzędów. Przeraziłem się jednak, gdy na jednym ze spotkań naszego klubu z ludźmi z instytucji kontrolnych zobaczyłem kilkudziesięciu delegatów. Bo w mojej ocenie oznaczać to może tyle tylko, że oni się zwyczajnie nudzą i wymyślają niestworzone interpretacje prawa po to tylko, by uzasadnić swoje istnienie. Nie znam szczegółów przypadku firmy Chemia-Bomar, ale sądzę, że tam zadziałał ten właśnie mechanizm.

Władysław Górka, sołtys bliskiej Skorogoszczy Chróściny: - Jeśli firma Marciniaka upadnie, to do budżetu nie wpłynie co roku około 24 tysięcy złotych podatku gruntowego. Jeśli upadnie, to będziemy trzydziestu osobom wypłacać osiemnaście tysięcy złotych zapomóg. Plus koszty opieki społecznej, plus koszty niemierzalne - czyli to, co wynika z poziomu bezrobocia, a o czym mówią od lat socjolodzy. Jeśli więc ziści się czarny scenariusz, w powiecie brzeskim, najbardziej dotkniętym bezrobociem, sytuacja stanie się jeszcze bardziej dramatyczna. Oczywiście nie nawołuję do tego, by jakakolwiek instytucja przymykała oko na łamanie prawa, jeśli ono miało miejsce, ale sądzę, że powinna być stosowana jakaś aktywna polityka wspierająca te firmy, które w naszym regionie jeszcze dają pracę, a ludziom nadzieję na godne życie.

Doradca podatkowy z renomowanej warszawskiej firmy Pricewaterhouse Coopers Sp z.o.o: - Prawo jest tak źle skonstruowane, że daje możliwość interpretowania go na dowolne sposoby. Na przykład inaczej w Łodzi, a inaczej w Opolu. Właściciel Chemia- Bomar, gdyby dziś, po nowelizacji ustawy o zasadach nakładania akcyz, zrobił dokładnie ten sam interes, byłby poza wszelkim podejrzeniem. Bowiem ustawodawca uznał, że miałby do tego prawo. Wyprzedził więc w pewnym sensie myśli parlamentarzystów.

Chodzimy sobie po parkingu przed firmą.
Marciniak opowiada, co tu jeszcze planuje zrobić.
No, ale trzeba poczekać do 28 grudnia.
Bo może wtedy zostanie bankrutem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska