Daj buziaka świętej Annie

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Rzadki widok, św. Anna bez sukienki. Lekko uśmiechnięta, trzyma na rękach Maryję i Jezusa.
Rzadki widok, św. Anna bez sukienki. Lekko uśmiechnięta, trzyma na rękach Maryję i Jezusa. Archiwum Klasztoru Franciszkanów
Figurka Babci Pana Jezusa znalazła się na Górze św. Anny na początku XVII wieku. Nie wiadomo, kto ją wyrzeźbił, ale niewykluczone, że powstała na Śląsku. Szybko zasłynęła cudami. Dziś pomaga rodzicom oczekującym potomstwa.

Opust w sobotę i w niedzielę

Opust w sobotę i w niedzielę

W sobotę o 15.00 w bazylice koronka do św. Anny z ucałowaniem relikwii, a o 17.00 nieszpory ku czci św. Anny.

W niedzielę na rajskim placu od 7.00 do 18.00 możliwość spowiedzi.

O 11.00 sumie odpustowej przewodniczył będzie bp Paweł Stobrawa.

O 14.00 planowane są nieszpory odpustowe.

Jeśli wierzyć legendzie, figurę św. Anny przywiózł na Górę Chełmską wracający z wojennej wyprawy hiszpański książę. Posążek miał być wojennym łupem, a konie, które zaparły się w tym miejscu i nie chciały jechać dalej - znakiem od Boga, że książę ma tutaj zbudować kościół. Pobrzmiewają w tej historii podobne legendy o początkach Jasnej Góry i innych sanktuariów.

W rzeczywistości figura św. Anny na Górę Chełmską trafiła na początku XVII wieku i nie z odległej Hiszpanii, tylko z pobliskiego Ujazdu. W uroczystej procesji kazał ją przynieść - spełniając testament zmarłej małżonki - Mikołaj von Kochtitzky, radca kamery cesarskiej i starosta w Nysie. Jak pisze o. Chryzogon Reisch, autor wydanej na początku XX wieku "Historii Góry św. Anny na Górnym Śląsku", prawdopodobnie rodzina wymodliła u Boga przed tą figurą jakieś ważne dla siebie dary. Przeniesienie musiało mieć miejsce pomiędzy rokiem 1611 (żyła jeszcze ofiarodawczyni figury Marianna von Maltiz) a 1630 (wtedy zmarł pan von Kochtitzky).

Figura szybko zasłynęła wieloma łaskami i cudami, które udawało się przed nią wyprosić. W 1682 r. Katarzyna Gorelowa z Niezdrowic koło Ujazdu - od trzech lat niewidoma - ślubowała pielgrzymkę do cudownej figury. Kazała się zaprowadzić do kościoła i przeleżała całą mszę krzyżem przed ołtarzem. Gdy podniosła się z ziemi, okazało się, że widzi wyraźnie. Podobnych opisów, wyjętych z klasztornych kronik, jest u Reischa dużo.
- Łaski za wstawiennictwem św. Anny nie pochodzą wyłącznie z odległych czasów - mówi o. Błażej Kurowski, gwardian klasztoru - potwierdzają to kalwaryjskie kroniki. Najwięcej jest w nich podziękowań za szczęśliwe przyjście na świat długo oczekiwanego potomstwa.

Franciszkanie na Górze św. Anny znaleźli się sporo później niż figura patronki. Do ich sprowadzenia przyczynił się pośrednio w czasie szwedzkiego "potopu" hetman Stefan Czarniecki. Kiedy Szwedzi szykowali się do zdobycia Krakowa, kazał zburzyć budynki przylegające z zewnątrz do murów miasta, w tym klasztor. Zakonników przeniesiono do Gliwic, gdzie w miejscu przeznaczonym dla dwudziestu mnichów mieszkało ich siedemdziesięciu. Chętnie więc przystali na prośbę właściciela Góry św. Anny hrabiego Melchiora Ferdynanda Gaszyna, który chciał, by objęli opieką duszpasterską sanktuarium św. Anny. Fundator obiecał zbudować dla nich klasztor i wziął na siebie utrzymanie braci. Klucze do nowego, drewnianego klasztoru na Górze św. Anny dostali 6 sierpnia 1656 roku. Pierwszym przełożonym został Franciszek Rychłowski.

Figura św. Anny jest o blisko dwa stulecia starsza od klasztoru. Badacze określają jej wiek na ostatnią ćwiartkę XV wieku. I to raczej nie ulega wątpliwości. Mniej pewne jest to, skąd się wzięła na Śląsku. Być może - jak się utrzymuje - przywieźli ją z Konstantynopola do Francji krzyżowcy, a z klasztoru położonego blisko Lyonu saski książę Jerzy sprowadził ją do Saksonii. Przez niego wizerunek miał trafić na Śląsk, do rodziny Maltiz.

- Uczciwie mówiąc, nie wiemy, gdzie szukać początków figury ani kto ją wyrzeźbił - przyznaje o. Błażej. - Wcale bym nie wykluczał, że powstała gdzieś znacznie bliżej Góry św. Anny. Średniowieczny artysta wykonał ją z lipowego drewna, charakterystycznego dla naszej okolicy.

66 cm razem z cokołem

Znana wszystkim wiernym na Śląsku figura nie jest masywna. Mierzy zaledwie 66 cm, z czego 12 przypada na cokół. Nie przypadkiem nazywa się ją Samotrzecią, bo też jedną rzeźbę tworzą trzy postaci. Święta Anna stoi. Na jej lewej ręce spoczywa dziewczęca postać Matki Bożej, na prawej - Dzieciątko Jezus - nagie i wbrew prawdopodobieństwu, ale zgodnie z logiką teologiczną większe od Madonny.

Ale tego większość wiernych na co dzień nie widzi. Eksponowana w ołtarzu bazyliki figura ubierana jest w zdobne "sukienki" w kolorach liturgicznych. Figurka optycznie powiększa swoją objętość i jest lepiej widoczna. Ale szata postaci zasłania. Wystają z niej tylko trzy głowy.

- Żadna ze znanych 78 śląskich figur św. Anny Samotrzeciej nie może się poszczycić tak wirtuozowsko-rzeźbiarskim opracowaniem twarzy - pisał o gotyckiej rzeźbie św. Anny ks. prof. Piotr Maniurka, historyk sztuki i dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Opolu. - Ostro rzeźbione gałki oczne, nos i usta nadają Annie wyrazu osoby poważnej i zadumanej, mimo lekkiego uśmiechu. Wszystkie cechy jej twarzy wyrażają psychologię człowieka doświadczonego przez życie. Św. Anna trzymająca na rękach Jezusa i Maryję jest jak gdyby dla nich tronem.

- Kiedy patrzę na naszą św. Annę - dodaje gwardian klasztoru, to myślę, że figura powstała w średniowieczu, kiedy mnóstwo mam umierało przy porodzie, rosła więc rola babci jako wychowawczyni i opiekunki. Nie wiem, czy to była intencja autora, ale dla mnie ta rzeźba mówi o potrzebie czułości, bliskości, przytulania i głaskania w wychowaniu i o tęsknocie za miłością i ciepłem. Potrzebowali ich Jezus i Maryja i potrzebuje każdy z nas.

Kult św. Anny żywy jest na Śląsku nie tylko na Górze Chełmskiej. Odpust ku czci świętej będzie obchodzony w niedzielę w Oleśnie, w Czarnowąsach, w Chmielowicach i w wielu innych miejscach. To dość zaskakujące, bo o Matce Matki Bożej i Babce Pana Jezusa nie znajdziemy informacji w Piśmie Świętym.
- Jesteśmy zdani na apokryfy - mówi o. Kurowski. - Historię życia św. Anny i jej męża, św. Joachima, pokazujemy na malowidłach w bazylice. Otwiera tę opowieść spotkanie małżonków przy Bramie Złotej świątyni w Jerozolimie. Anna mówi mężowi, że jest matką. To było dla tego małżeństwa wydarzenie kluczowe. Joachim poszedł na pustynię i przez 40 dni prosił o upragnione dziecko.

Determinacji dziadków Jezusa trudno się dziwić. Kiedy Anna wychodziła za mąż za Joachima, miała 24 lata. Dużo jak na ówczesne semickie zwyczaje. Na dziecko czekali kolejne 20 lat. I nie było to łatwe czekanie, bo w myśleniu narodu wybranego brak potomstwa był karą Bożą i formą napiętnowania i dla kobiety, i dla mężczyzny.

- Mówiąc językiem współczesnym, to był obciach - dodaje o. Błażej. - Jeśli wierzyć apokryfowi, Joachim musiał przywołać całą miłość do żony, by jej nie opuścić. Ale Anna rodzi Maryję (pokazuje to kolejny fresk), wreszcie rodzice prowadzą ją do świątyni. Wszystko to zbliża ją do Boga i do Bożego Narodzenia.

Kult świętej Anny ożył razem z nasileniem się kultu Matki Bożej. Do czego przyczynił się papież Sykstus IV, zresztą franciszkanin, ogłaszając w 1477 roku święto Niepokalanego Poczęcia (przypomina ono, że Matka Boża była wolna od grzechu pierworodnego). Mniej więcej w tym samym czasie na Górze św. Anny powstał pierwszy kościół ufundowany przez właścicieli Poręby, rodzinę Strzałów, poświęcony początkowo św. Jerzemu. Niemniej rok 1480 uważa się za początek annogórskiego sanktuarium. Jego 500-lecie w 1980 roku przyciągnęło tu prymasa Wyszyńskiego i największe w historii - jeśli nie liczyć pielgrzymki Jana Pawła II - tłumy.

Wierni, którzy już w sobotę przyjadą na odpust,dostaną do ucałowania relikwie św. Anny. - To jest wytwór średniowiecza - mówi o. Bazyli. - Relikwie dla podkreślenia walorów świętego były nieodzowne. Nie muszą one zawierać kości czy krwi świętego. Może to być cząstka jego ubrania, a nawet - ostatecznie - tkanina otarta o jego szatę. Zgodnie z XVIII-wiecznym dokumentem relikwie znajdują się w głowie figurki. Nie da się ich wyjąć bez jej zniszczenia. Mamy też inny relikwiarz świętej, ofiarowany franciszkanom przez biskupa Ołomuńca. Dajemy go zwyczajowo do ucałowania m.in. dzieciom pierwszokomunijnym odwiedzającym Górę św. Anny. Mówię im wtedy: Daj buziaka św. Annie i zabierz buziaka od niej dla swojej babci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska