Damian Janikowski: Po zwycięstwie z Bahatim jestem bliżej niż dalej walki o pas mistrza KSW

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Damian Janikowski
Damian Janikowski Sebastian Rudnicki/KSW
Wywiad tygodnia. - Jeśli kibice i włodarze KSW będą tego chcieli, to na pewno nie odmówię walki z Michałem Materlą - przekonuje Damian Janikowski, medalista olimpijski w zapasach, który świetnie odnajduje się w MMA. Na gali KSW 43 w rodzinnym Wrocławiu pokonał mocnego Yannicka Bahatiego, odnosząc trzecie zwycięstwo w zawodowej karierze.

53 sekundy to jedna Gołota. 15 - jedna Wenta. Po pana błyskawicznym zwycięstwie na KSW 43 czas 18 sekund będziemy nazywać „jedną Czarną Mambą”?
(śmiech) Myślę, że ludziom może to utkwić w pamięci. Nie zdziwię się, też jeśli na Yannicka Bahatiego zamiast „Czarna Mamba” kibice zaczną wołać „18 sekund”.

Wszyscy pytają o te 18 sekund?
Tak. W kontekście tego, że tak szybkie rozstrzygnięcie było zaskakujące. Wszyscy spodziewali się dłuższej, o wiele bardziej wymagającej walki. Dla mnie to duża radość, że udało się błyskawicznie zastopować Yannicka. Przed walką mówił za dużo. A w klatce nie dałem mu czasu i miejsca na to, żeby poparł swoje zaczepki czynami.

Brał pan w ogóle pod uwagę, że może ustrzelić Anglika już w pierwszej akcji?
Szczerze mówiąc, nie. Chociaż ja i moi trenerzy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mam bardzo ciężkie ręce. Każdym ciosem jestem w stanie zamroczyć przeciwnika. W walce z Bahatim plan był taki, żeby na akcję kończącą zaczekać do drugiej rundy. W pierwszej miałem go zmęczyć, a później sprowadzić walkę do parteru i tam znokautować lub poddać.

>> KSW 43. Popisowy występ Damiana Janikowskiego. Medalista olimpijski znokautował "Czarną Mambę" w 18 sekund! [RELACJA] <<

Trenerzy pewnie woleliby, żeby walka potrwała dłużej i dostarczyła im więcej materiałów do analizy.
Na pewno. Chociaż z drugiej strony nie wiadomo, jaki byłby przebieg pojedynku gdyby potrwał dłużej. Najważniejsze jest to, że udało się wygrać. Akcję, którą skończyłem walkę, wykonałem z nawyku. Trenowaliśmy ją podczas przygotowań i na rozgrzewce przed wejściem do klatki. Trener Robert Złotkowski jest chyba zadowolony z tego, że ćwiczona z nim akcja wyszła w stu procentach.

Mimo szybkiego zwycięstwa nie obeszło się bez obrażeń. W którym momencie złamał pan dłoń?
Nawet nie wiem, nie poczułem tego od razu. Po obejrzeniu powtórek wydaje mi się, że stało się to kiedy zadawałem trzy ostatnie ciosy. Były silne, trafiałem czysto w głowę. Poszła czwarta kość śródręcza, została lekko zmiażdżona i złamała się na pół.

Jak długo potrwa przerwa?
Nie będzie długa, wszystko jest w porządku. Gips mam nosić przez trzy tygodnie. Liczę na to, że kość zrośnie się bez problemów i będzie jeszcze twardsza niż wcześniej.

Kiedy zamierza pan wrócić do treningów?
Nie będę czekał na zdjęcie gipsu. Po tygodniu zacznę już się ruszać. Jedną rękę mam wykluczoną, ale mogę biegać i wykonywać ćwiczenia na nogi, tułów czy drugą rękę. Nie mam zamiaru leżeć do góry brzuchem.

Plany na ten rok pozostają więc niezmienne?
Kontuzja w żaden sposób ich nie zmienia. Po walce chwilę odpocznę, ale szybko wrócę do treningów i ciężkiej pracy. W tym roku na pewno stoczę co najmniej jedną walkę. Zobaczymy, co przygotują dla mnie Maciej Kawulski i Martin Lewandowski. Terminy i liczba moich występów zależą od włodarzy KSW.

ciąg dalszy wywiadu na następnej stronie
Damian Janikowski: Bahati w internecie był wulgarny, ale kiedy się spotkaliśmy nie chciał mi nawet spojrzeć w oczy

Z rywalem o jakiej charakterystyce chciałby się pan zmierzyć w kolejnej walce?
Nie myślę o tym, z kim chciałbym się teraz zmierzyć. Jestem zbyt mało doświadczonym zawodnikiem w tym sporcie, by wyzywać innych do walki. Znalezieniem rywala dla mnie zajmuje się KSW. Dyrektor sportowy Wojsław Rysiewski zestawia walki, a włodarze je potwierdzają. Wszystko jest w ich rękach.

W kontekście walki z panem zaczęło już pojawiać się nazwisko Michała Materli, który niedawno przegrał ze Scottem Askhamem.
Media będą teraz szukać godnego oponenta. Michał to uznane nazwisko, takie zestawienie byłoby bardzo mocne. Jeśli kibice i włodarze KSW będą chcieli tej walki, to nie na pewno nie odmówię.

Pan czuje się już gotowy na taki pojedynek? Po przejściu z zapasów do MMA idzie pan jak burza, ale „Cipao” to na polskiej scenie ścisła czołówka, wieloletni mistrz KSW z ponad 30 walkami na koncie.
Nie mam pojęcia. Do tej pory nie wiem, na ile mnie stać w MMA. I jak wiele potrafię. Rozwijam się z treningu na trening, cały czas idę do przodu. W klatce czuję się coraz bardziej pewnie, łapię już luz. Z każdym występem nabieram doświadczenia. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, czy jestem już gotowy na takie walki. Odpowiedź możemy poznać tylko w klatce. Nie wykluczam, że na tym etapie kariery walkę z tak doświadczonym zawodnikiem jak Materla mógłbym szybko przegrać. Ale możliwe też, że udałoby mi się zaskoczyć Michała, ustrzelić go i sprawić niespodziankę kibicom. Kiedy spotyka się dwóch bardzo dobrych zawodników, trudno cokolwiek przewidzieć. Ktoś musi przegrać, żeby drugi wygrał.

Ewentualne zwycięstwo z Materlą byłoby dużym krokiem w kierunku wymarzonej walki o pas KSW kategorii do 84 kilogramów?
Myślę, że jestem bliżej niż dalej takiego pojedynku. Wygrałem trzy walki, i to z mocnymi zawodnikami. Od początku stawiano mi duże wyzwania, nie chciałem obijać słabych rywali. Kolejne zwycięstwa jeszcze bardziej zbliżą mnie do miana pretendenta do tytułu mistrza KSW.

W KSW dochodzi do zmiany warty? W marcu podczas gali w Łodzi walki przegrali m.in. Materla i Mamed Chalidow. We Wrocławiu poległ inny weteran, Artur „Kornik” Sowiński.
Tak to już jest w życiu. Przed klubami też trudno spotkać starego bramkarza, w pewnym momencie odchodzą i zastępują ich młodsi ochroniarze. Z MMA jest podobnie. Zawodnicy tacy jak Michał, Mamed i Artur przewalczyli już w KSW po kilkanaście lat. Dali kibicom wiele świetnych walk. Lata jednak lecą. Każdy z nich ma stabilną sytuację finansową, założoną rodzinę. Być może powoli zaczynają już myśleć o zakończeniu kariery. Wiadomo, że w tym sporcie ryzykuje się zdrowiem. W pewnym momencie trzeba zdecydować, czy pieniądze za kolejną walkę są ważniejsze od spokojnej emerytury, zajęcia się rodziną i potomstwem. Naturalną koleją rzeczy jest, że na ich miejsce wchodzą osoby z młodszego pokolenia. Ja, Borys Mańkowski, Tomek Narkun czy Michał Michalski jesteśmy z rocznika 1989. Mateusz Gamrot jest rok młodszy, Michał Andryszak o trzy. KSW na nas stawia. We Wrocławiu nie walczyły gigantyczne nazwiska, tylko zawodnicy z młodszej generacji. To była dobra decyzja, kibice dopisali, a poziom sportowy walk był bardzo wysoki.

Bardziej przeżywał pan wyjście do klatki na wypełnionym PGE Narodowym czy w rodzinnym Wrocławiu?
Więcej stresu było na Narodowym. Wielki stadion, mnóstwo osób na trybunach, duży hałas... A ja debiutowałem w nowym sporcie. Emocje były ogromne. We Wrocławiu też oczywiście się pojawiły. Wychodząc do klatki słyszałem z każdej strony głosy znajomych. Trudno było się skupić na walce. Myśli wędrowały gdzieś indziej, umysł się rozpraszał. Na szczęście udało się to powstrzymać i wykonać swoją robotę.

>> KSW 43. Dricus Du Plessis królem wagi półśredniej, Phil De Fries ciężkiej. Nie zawiódł Damian Janikowski <<

Radość była tym większa, że jako jedyny Polak podczas wrocławskiej gali pokonał pan zagranicznego przeciwnika?
Bardzo się z tego cieszę. Fajnie, że udało mi się obronić honoru polskich zawodników. Te porażki pokazują też, jak dobrzy zawodnicy z zagranicy walczą w KSW. Nie jest tak, że Polacy w polskiej federacji muszą wygrywać, bo na przeciwników sprowadza im się leszczy albo nagina werdykty sędziów na ich korzyść. Nasi zawodnicy walczą na bardzo wysokim poziomie. Czasem porażki się jednak zdarzają. To normalne, kiedy walczy się z bardzo mocnymi rywalami.

Gdzie widzi pan elementy, nad którymi musi najmocniej pracować? Żeby dojść do walki z Materlą, a później pojedynku o mistrzowski pas.
Muszę pracować nad wszystkim. Cały czas się rozwijam i uczę czegoś nowego. Mieszane sztuki walki na poważnie trenuję dopiero od nieco ponad roku. Miałem doświadczenie z zapasów, ale w stylu klasycznym. Teraz trenuję zapasy typowo pod MMA. Wielu rzeczy musiałem nauczyć się na nowo. Jak abecadła, od a do z. Skupiam się na tym, żeby opanować je jak najlepiej. I to w każdym elemencie, nie tylko w stójce, parterze czy zapasach.

W ciągu niespełna roku wygrał pan walkę na PGE Narodowym, pokonał najbardziej doświadczonego polskiego zawodnika MMA Antoniego Chmielewskiego oraz byłego mistrza poważanych organizacji BAMMA i EFC, Bahatiego. Gdzie będzie pan za kolejny rok?
Oby jak najwyżej, z kolejnymi zwycięstwami. (śmiech)

Rozmawiał Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Damian Janikowski: Bahati w internecie był wulgarny, ale kiedy się spotkaliśmy nie chciał mi nawet spojrzeć w oczy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Damian Janikowski: Po zwycięstwie z Bahatim jestem bliżej niż dalej walki o pas mistrza KSW - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska