Danuta Rabuczewska-Łozowska: Ukrywanie uczuć hamuje rozwój człowieka

fot. Witold Chojnacki
fot. Witold Chojnacki
Rozmowa z Danutą Rabuczewską-Łozowską, psychologiem i psychoterapeutą z Opola

Sylwetka

Sylwetka

Pracuje w Środowiskowym Domu Samopomocy oraz w Ośrodku Pomocy i Edukacji Psychologicznej Intra w Opolu. Jest trenerem rekomendowanym przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Jako psychoterapeutka skłania się ku psychoterapii humanistycznej, której celem jest, wyjaśniając najogólniej, uczenie "pacjenta" nowych zachowań, poznawania własnych potrzeb, czerpania satysfakcji z życia.
Czas wolny pani Danuta najchętniej spędza na łonie przyrody. Lubi wędrówki po górach. Wkrótce wybiera się na wyprawę w Dolomity.

- Przeciętnemu człowiekowi psychoterapia kojarzy się z obrazkami, które oglądamy na amerykańskich filmach. Leży sobie człowiek na kozetce, obok siedzi psychoterapeuta, który zachęca go do zwierzeń. Psychoterapia na tym polega?
- To, o czym pani mówi, to jest psychoanaliza, czyli metoda wolnych skojarzeń. Pacjent mówi o sobie, co się z nim dzieje, co go ostatnio spotkało i co w związku z tym czuje. Analizuje to ze swoim terapeutą. W Ameryce jest to metoda powszechna, wśród tamtejszych artystów, bogaczy modne jest mieć swojego psychoanalityka, który inkasuje za to niezłe pieniądze. Natomiast w Polsce psychoanalizę stosuje się sporadycznie. Ma ona wiele krytyków, bo taka terapia trwa kilka lat. Co nie znaczy, że nie jest skuteczna.

- Zatem na czym polega klasyczna psychoterapia, z której każdy, w razie potrzeby, mógłby skorzystać?
- Może warto najpierw rozróżnić zwykłą pomoc psychologiczną od psychoterapii, bo ludzie często te dwie rzeczy mylą. Pomoc psychologiczna bywa przeważnie działaniem jednorazowym i dotyczy zazwyczaj jakiegoś fragmentu życia człowieka. Jej celem jest ulga, odreagowanie, wygadanie się. Np. przychodzi do mnie kobieta raz, dwa razy, bo nie może sobie poradzić z konfliktem małżeńskim, podejrzewa męża o zdradę i chce wiedzieć, jak postąpić lub tylko się zwierzyć. Takie osoby nie zawsze są gotowe, by ten kontakt przerodził się w psychoterapię. Natomiast psychoterapia to jest coś, co trwa.
- Ale przecież ta metoda też polega na rozmowie, więc w czym tkwi różnica?
- Celem psychoterapii jest zmiana. Ale psychoterapeuta nie wydaje nakazów, zakazów, tylko ma mu pomóc odkryć siebie.

- Co to konkretnie oznacza?
- Efekt kończący psychoterapię powinien być taki, że człowiek potrafi określić, jakie ma potrzeby w życiu, że umie nawiązywać bardziej satysfakcjonujące relacje z innymi, że potrafi się cieszyć i docenić to, co ma. Musi też umieć zerwać z przeszłością i skupić się na teraźniejszości oraz przyszłości. Wiele osób jest tak bardzo zakotwiczonych w przeszłości, tak długo przechowuje w sobie urazy, uczucie żalu i nienawiści do kogoś, że staje się to czymś, co hamuje ich rozwój, nie pozwala się cieszyć tym, co jest teraz. Przeszłość staje się kulą u nogi.

- To się tak łatwo mówi, ale jak taki uraz pokonać?
- Jeśli ktoś miał np. w dzieciństwie urazowe sytuacje z ojcem, to żeby zamknąć, zostawić je za sobą, musi mu wybaczyć. Powiedzieć sobie: było, minęło, nie chcę, żeby to miało wpływ na moje życie. Można też napisać do niego list, wyrzucić to z siebie i rozpocząć nowy rozdział w życiu. Często polecam napisanie listu.

- Jak długo powinna trwać psychoterapia, żeby przyniosła efekt?
- Jeden seans trwa 50-60 minut, a cała psychoterapia od kilku do kilkudziesięciu godzin. Wskazane jest, żeby odbyło się jedno spotkanie na tydzień, nie rzadziej. Zawsze o tej samej porze. Bo jeśli człowiek decyduje się przyjść do psychoterapeuty, to zaczyna się dla niego pewien proces: on się zastanawia nad sobą, analizuje, co się z nim dzieje, co chciałby zmienić w swoim życiu. Szkoda byłoby to zgubić.

- A jak wygląda taki seans, siedzicie naprzeciwko siebie i patrzycie sobie w oczy?
- Wygląda to tak samo jak teraz, gdy rozmawiam z panią. Czasem ludzie myślą, że stosujemy jakieś sztuczki, ale nic podobnego. Pierwsze trzy spotkania mają charakter wstępny, żeby klient - bo w psychoterapii humanistycznej nie używa się słowa pacjent - opowiedział o sobie: kim jest, jaką ma sytuację życiową i zawodową, co go sprowadza na psychoterapię. Wtedy określa się też jego oczekiwania.
- A jaki jest kolejny etap?
- Nazywa się to przeszukiwaniem: co się w życiu danej osoby wydarzyło i dlaczego? To jest taki czas, gdy się dużo mówi o uczuciach. Ukrywanie uczuć jest czymś, co bardzo hamuje rozwój człowieka, bierze się z tego część problemów. Kiedyś przyszła do mnie kobieta, która wyznała, że od pewnego czasu doświadcza różnych niepokojów, nie umie sobie z nimi poradzić. Nic jej nie cieszy, ma obawy przed wychodzeniem z domu. Co się stało? Dwa lata wcześniej popełnił samobójstwo jej brat. A ta pani nawet koleżankom w pracy o tym nie powiedziała. W trakcie terapii okazało się, że tłumienie uczuć wyniosła z domu, gdzie z trudnościami nie szło się do mamy, bo ona nie miała czasu, by porozmawiać. Dzieci musiały sobie radzić z nimi same.

- Jak wygląda życie po psychoterapii. Były jakieś spektakularne przemiany?
- Tu nie chodzi o to, by wywołać trzęsienie ziemi. Widzę jednak po kobietach - bo to one głównie się zgłaszają - że zaczynają się zmieniać: bardziej dbają o siebie, zaczynają inaczej siedzieć. Już nie siedzą skulone na brzegu krzesła, wolniej chodzą. Są już innymi ludźmi. Jedna z kobiet po 10 latach tkwienia w garach, poświęcania się rodzinie, poszła wreszcie sama do kina. Inna zapisała się do chóru, co było jej młodzieńczą pasją.
Odbycie psychoterapii nie oznacza, że człowiek już do końca będzie szczęśliwy. Na pewno jednak potrafi zaakceptować, że życie składa się z cierpienia i radości, a problemy są po to, by je rozwiązywać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska