Debata nto. Uczelnia wyższa nie może być kioskiem z dyplomami

Redakcja
Uczestnicy debaty (od lewej): Andrzej Drosik, członek zarządu Nutricia Zakłady Produkcyjne w Opolu,                       Anna Czabak, dyrektor Działu Nauki i Transferu Technologii Politechniki Opolskiej, Kordian Kolbiarz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie i doradca prezydenta RP, prof. Marek Tukiendorf, rektor                       Politechniki Opolskiej, prof. Stanisław Nicieja, rektor Uniwersytetu Opolskiego, Zbigniew Adamiszyn, prezes spółki Artim z Opola, Mariola Komarek, wiceprezes spółki Opta Data z Opola, Sławomir Janecki,                      kierownik opolskiego Centrum Obsługi Inwestorów i Eksporterów.
Uczestnicy debaty (od lewej): Andrzej Drosik, członek zarządu Nutricia Zakłady Produkcyjne w Opolu, Anna Czabak, dyrektor Działu Nauki i Transferu Technologii Politechniki Opolskiej, Kordian Kolbiarz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie i doradca prezydenta RP, prof. Marek Tukiendorf, rektor Politechniki Opolskiej, prof. Stanisław Nicieja, rektor Uniwersytetu Opolskiego, Zbigniew Adamiszyn, prezes spółki Artim z Opola, Mariola Komarek, wiceprezes spółki Opta Data z Opola, Sławomir Janecki, kierownik opolskiego Centrum Obsługi Inwestorów i Eksporterów. Paweł Stauffer
Na zaproszenie "Nowej Trybuny Opolskiej" rektorzy opolskich uczelni, prezesi firm oraz urzędnicy samorządowi starali się znaleźć odpowiedź na pytanie, czy oferta edukacyjna uczelni odpowiada na potrzeby rynku pracy. Debatę poprowadzili Edyta Hanszke i Krzysztof Zyzik.

Premier Donald Tusk, a za nim wielu regionalnych urzędników sugeruje ostatnio, że polskie uczelnie kształcą przyszłych bezrobotnych. Że za dużo na nich kierunków z mglistą perspektywą na znalezienie pracy, za to brakuje oferty dopasowanej do potrzeb środowiska biznesowego. Dostaje się zwłaszcza kierunkom humanistycznym, uznawanym za mało przydatne. Coś jest na rzeczy?
Prof. Stanisław Nicieja, rektor Uniwersytetu Opolskiego: Nie - problemem nie jest kształcenie humanistów, bo dobrzy humaniści świetnie sobie radzą w życiu. Prawdziwym problemem jest niska jakość kształcenia. Czas transformacji politycznej, pod koniec lat 80. XX wieku, spowodował, że na fali różnej radosnej twórczości zaczęto w Polsce masowo tworzyć wyższe uczelnie. Wcześniej dostanie się na wyższą uczelnię ze statusem akademickim było wielkim wyczynem. W tej chwili uniwersytetów w kraju jest dziewiętnaście, a oprócz tego szereg wyższych uczelni, które dają takie same dyplomy, jak te najbardziej znane. Na to nałożyła się strategia obecnego i poprzedniego rządu, według której, żeby ukryć wysoki poziom bezrobocia, wpuszczono młodzież do przechowalni, którą stały się te wszystkie uczelnie. 1,9 mln młodych ludzi nagle znalazło się na studiach. Ci młodzi ludzie kończą studia, ale nie mają gdzie pracować. Zaczyna się więc polityczna obróbka uczelni, że oto my jesteśmy winni, bo "produkujemy" absolwentów, którzy nie znajdują się na rynku pracy. Przy okazji w sposób irracjonalny zniszczono znakomite szkoły zawodowe. Doszło więc do takiej sytuacji, że ja nie wiem, kto jest wykształcony. Młodzi mają dyplomy, niektórzy nawet po kilka, a niestety niewiele wiedzą o świecie.

Prof. Marek Tukiendorf, rektor Politechniki Opolskiej: Zgoda, szkół wyższych mamy dużo - 460 w 38-milionowym kraju, podczas gdy w Chinach jeszcze 6 lat temu było ich 1600, dziś jest 2000.

Tę masę robią w Polsce w dużej mierze prywatne uczelnie, które na potęgę kształcą humanistów, bo to jest najtańsze. Wiele z nich zupełnie nie trzyma poziomu, za to liczy się kasowanie czesnego. "Polityka" napisała kiedyś o tych uczelniach: "wyższe szkoły tego i owego"…
Prof. Stanisław Nicieja: Dlatego moją rolą jest obrona etosu uniwersyteckiego. Trudno znaleźć bardziej prestiżową instytucję, którą stworzył świat zachodni, niż uniwersytet. Ta europejska idea zrobiła furorę nie tylko w słynących z pragmatyzmu USA, ale na całym świecie: w Chinach, Indiach, Afryce, Ameryce. Uniwersytet to przestrzeń, gdzie podejmuje się próby szerszego zrozumienia świata, gdzie daje się pierwszeństwo nad innymi bardziej przyziemnymi potrzebami. W innych instytucjach życia publicznego, jak banki, fabryki czy urzędy tego typu filozofia byłaby szaleństwem.

Jak wyglądają relacje między opolskimi uczelniami a lokalnym rynkiem pracy?
Prof. Marek Tukiendorf: Politechnika ma służyć gospodarce w oparciu o wiedzę i im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej dla rynku i dla nas. Politechnika to przecież także miejsce pracy dla 1000 osób. Dziś studenci politechniki bardzo często znajdują pracę już w trakcie studiów. To efekt tego, że tworzymy kierunki skojarzone z potrzebami otoczenia. Istotną dla nas sprawą jest poszukiwanie partnerów, dzięki którym możemy oferować właściwe kierunki studiów. Wyspecjalizowaliśmy Dział Nauki i Transferu Technologii, którego zadaniem jest obserwowanie potrzeb otoczenia. Być może jest mi łatwiej niż rektorowi UO, bo jeśli wchodzi elektrownia z dużą inwestycją, jeżeli powstają firmy, to my dopasowujemy się do ich oczekiwań w zakresie kształcenia.

W samym Opolu jest ok. 36 tys. studentów i 9 tys. absolwentów, a gros z nich opuszcza Opolszczyznę w poszukiwaniu pracy. To przyspiesza wyludnianie się regionu. Co zrobić, żeby temu zapobiec?
Andrzej Drosik, członek zarządu Nutricia Zakłady Produkcyjne w Opolu: Nie zgadzam się z tezą, że uczelnie produkują bezrobotnych. Ich rolą jest kształcenie, a rolą przemysłu wyszukiwanie na rynku najwartościowszych absolwentów. Nie uważam, że jak ktoś studiuje na Uniwersytecie Jagiellońskim czy Politechnice Warszawskiej, to będzie lepszym pracownikiem niż ktoś, kto kończył opolską uczelnię. Ja także kończyłem WSI w Opolu (poprzedniczkę Politechniki Opolskiej - red.) i udaje mi się w tym świecie funkcjonować zupełnie skutecznie. Problem leży chyba raczej we właściwej komunikacji między przedsiębiorcami a uczelniami. Rolą uniwersytetu jest kształcenie bardzo szerokie, rolą politechniki jest kształcenie fachowców. Tymczasem kilkanaście lat temu mieliśmy taką sytuację, że jak grzyby po deszczu na przeróżnych uczelniach rosły kierunki związane z marketingiem i zarządzaniem, a było wiadomo, że na rynku pracy nie będzie miejsca dla tych osób. Bo iluż menedżerów w obszarze marketingu i zarządzania rynek jest w stanie wchłonąć? Na początku lat 90., kiedy rozpoczęła się transformacja, wystarczyło znać język angielski i dostawało się doskonałą pracę w zagranicznej firmie, dla której jedynym jej problemem była komunikacja z pracownikami. To się skończyło. Dziś moi partnerzy z koncernu podziwiają, że w Polsce jest tyle osób z wyższym wykształceniem, bo to jest potencjał. Ale musimy wszyscy pamiętać, że te osoby, choć mają szersze horyzonty, niekoniecznie i nie zawsze znajdą wykształcenie zgodne z kierunkiem kształcenia.

Czy problemem tego regionu jest fakt, że brakuje na opolskich uczelniach kierunków, po których absolwenci od razu mogliby mieć pracę?
Sławomir Janecki, kierownik opolskiego Centrum Obsługi Inwestorów i Eksporterów:
Z absolwentami szkół wyższych nie jest chyba źle, choć mamy sygnały, że brakuje dobrych inżynierów. Moim zdaniem w ich kształceniu powinny się pojawić takie zagadnienia, jak np. dobre praktyki produkcyjne czy dobre praktyki higieniczne dla studiujących na kierunkach związanych z branżą spożywczą. Gorzej sprawa wygląda ze szkolnictwem zawodowym, choć to nie tylko problem opolski.
Żeby sprostać oczekiwaniom przedsiębiorców już działających na naszym rynku, stworzyliśmy "Klub 150", który skupia znaczące firmy z Opolszczyzny. Oczekujemy, że będzie on takim papierkiem lakmusowym i współpraca w ramach klubu pozwoli nam wskazywać kierunki rozwoju gospodarczego regionu, także na polu kształcenia kadr. To eksperymentalny projekt, którego w Polsce nikt jeszcze nie robi.

Prof. Marek Tukiendorf: W spotkaniach z inwestorami, w których uczestniczymy na zaproszenie samorządu, zawsze deklarujemy, że w momencie, kiedy ruszy inwestycja, będziemy gotowi z odpowiednimi kadrami.

Przykładem firmy działającej od lat na opolskim rynku jest spółka zarządzana przez Zbigniewa Adamiszyna. Jak pan ocenia poziom wykształcenia opolskich absolwentów?
Zbigniew Adamiszyn, prezes Artim Sp. z o.o. z Opola: Do działu handlowego zatrudniłbym każdą osobę, najlepiej z wykształceniem wyższym, która może wykazać się umiejętnościami miękkimi. Niestety, w regionie nie kształci się takich specjalistów, dlatego wiedzę absolwentów w tym zakresie oceniam na zaledwie 10 punktów na 100 możliwych. Umiejętności miękkie oceniam jeszcze niżej. Moja usługowa firma, a takich jest wiele w regionie, potrzebuje ludzi, którzy potrafią realizować projekty, są odważni, mają wysoką samoocenę, są samokrytyczni, mają wiarę w siebie, potrafią stawiać sobie cele i realizować cele, które są im stawiane, potrafią planować swoją pracę, swój rozwój krok po kroku. Poszukuję pracowników myślących, którzy mają dużo wiary w siebie. Wykształcenie nie ma dla mnie istotnego znaczenia, poza informatykami i logistykami.

To druzgocąca diagnoza, tym bardziej, że prezes Adamiszyn wywodzi się ze świata nauki, ma tytuł doktora nauk humanistycznych, kilkanaście lat wykładał polonistykę na Uniwersytecie Opolskim, był wicedyrektorem Instytutu Filologii Polskiej…
Zbigniew Adamiszyn: Bardziej jednak pasjonowało mnie tworzenie czegoś nowego, ryzyko z tym związane. Stworzyliśmy z kolegami w Opolu firmę niewielką, a w kraju dużą sieć handlową Partner XXI, która świetnie radzi sobie na rynku i konkuruje z potentatami w branży biuroserwisowej. Jestem naturszczykiem w tym, co robię, ale nie bałem się zostawić tego, co było dla mnie być może w tamtym momencie wygodne.

Prof. Marek Tukiendorf: Pan sobie zaprzecza (śmiech). Stworzył pan firmę, nie będąc fachowcem, nie miał pan kompletnie takich umiejętności.

Prof. Stanisław Nicieja: Osobowość i fantazja - to liczy się najbardziej. Jeżeli młody człowiek dostaje na uczelni obudowę intelektualną, nieważne, na jakim kierunku, to wtedy może odnieść sukces, jak Adamiszyn, stać się zjawiskiem. Jak ktoś nie ma tego podkładu intelektualnego, to pozostanie prostakiem. Menedżerowie z osobowością - to jest to, czego potrzebujemy.

Znany opolski poeta Tomasz Różycki podczas wykładu inauguracyjnego na Uniwersytecie Opolskim mówił o tym, jak trudno spotkać na współczesnej uczelni mistrza. Wykładowcy gonią za kolejnymi zleceniami, zanikła relacja uczeń-mistrz.
Prof. Stanisław Nicieja: Popełniono błąd, bo nagle zrobiono z nauki przemysł. Znam profesorów, którzy mieli po kilka, a nawet kilkanaście etatów. Jeśli ktoś ma do podpisania czterysta indeksów do zaliczenia, to martwi się tym, żeby mu ręka nie odpadła, a nie o poziom nauczania. To spowodowało, że wymiotło z uczelni ludzi, którzy byli prawdziwymi mistrzami. Osobowości się rozmyły. Student nie zawsze ma wzór. Likwidacja egzaminów wstępnych spowodowała tę urawniłowkę. Jeśli próbowaliśmy robić jakąś selekcję, to kandydaci wybierali inne uczelnie. Świadomie obniżyliśmy standardy. Także rodzice nie rozumieli, że posyłając dzieci na ten nieszczęsny marketing, który namnożył się na przeróżnych uczelniach, nie zapewniają im przyszłości zawodowej. Wydawali niekiedy ostatni grosz na naukę dzieci, a potem się okazywało, że nic to nie dało.

Mariola Komarek, wiceprezes spółki Opta Data z Opola: Nie zgodzę się z opinią, że opolskie uczelnie kształcą źle. Informatycy i germaniści, których zatrudniamy, spełniają nasze oczekiwania, choć z obserwacji wynika, że najlepsi z nich szukają i zdobywają zatrudnienie poza Opolszczyzną. Mieliśmy do wyboru siedem innych miast, m.in. Katowice i Kraków, a jednak wybraliśmy Opole.

Andrzej Drosik: Pan prezes Adamiszyn dał przykład absolwenta idealnego. Osoby, która po studiach ma duże podstawy, żeby zakładać własny biznes, a nie szukać pracy u kogoś. Dobrze, że mamy tylu absolwentów w regionie, bo dzięki temu jako przedsiębiorcy mamy wybór. Naszą rolą jest wyłuskanie najlepszych kandydatów do pracy. W mojej firmie mamy cały szereg programów dla studentów i absolwentów, nie tylko typowe staże czy praktyki, podczas których wyławiamy talenty. Program "Nutricia Junior Manager" pozwala nam w ciągu 10 lat przygotować absolwenta do pełnienia funkcji dyrektora fabryki. Istotną sprawą w jak najlepszym przygotowaniu jest także współpraca między przedsiębiorstwami i uczelniami. Ucieszyłem się, kiedy dowiedziałem się, że na PO powstał kierunek technologia żywności, bo dotychczas takie kadry pozyskiwaliśmy dzięki współpracy z uczelnią wrocławską. Niedawno spotykałem się z naukowcami z wydziałów chemii i biotechnologii UO - szukamy wspólnych płaszczyzn współpracy. Nie jestem w stanie zapewnić pracy wszystkim absolwentom tych kierunków, ale jestem zainteresowany poszukiwaniem talentów. Rolą uczelni nie jest szlifowanie talentów, ale wstępna selekcja. Szlifuje życie, przemysł. Jestem dumny, że z mojego zakładu wychodzą osoby, które zostają dyrektorami zakładów w Czechach, Niemczech, Holandii. To jest dla mnie powód do dumy. W naszym przedsiębiorstwie jest cały łańcuch ludzi, którzy pracują, żeby rozwijać tych kandydatów na dyrektorów. Ale potrzebujemy bazy, którą daje młodym ludziom uczelnia.

Podczas kongresu branży spożywczej, który odbył się w ubiegłym tygodniu w Opolu, często z ust przedstawicieli firm działających w regionie padało, że współpracują z uczelniami, ale spoza Opolszczyzny. Czy to nie jest niepokojące?
Prof. Marek Tukiendorf: To paskudny nawyk. Rozglądają się za dużymi ośrodkami naukowymi, które są bogatsze, które mają dobre kontakty z osobami wysoko postawionymi w polityce, recenzentami wniosków o dofinansowanie badań, wybitnymi opiniodawcami. Te ośrodki z racji swojej lokalizacji w większych miastach są bardziej skuteczne np. w pozyskiwaniu pieniędzy na badania naukowe. Ale my się przebijamy. Oferujemy laboratorium akredytowane do postaw badań betonu dla inwestycji w Elektrowni Opole, otwieramy z tym związany kierunek studiów, chcemy dostarczać kadry. Co z tego, skoro wielu decydentów państwowych i w przedsiębiorstwach kończyło inne uczelnie i z wielu powodów nie dostrzegają tego, że my tu na miejscu dysponujemy takim potencjałem. Z tego punktu wiedzenia "Klub 150" jest znakomitą inicjatywą, która mam nadzieję, że będzie ścieżką do nawiązania naszej ściślejszej współpracy z kolejnymi firmami z regionu.

Ponad 11 procent z 48 tys. bezrobotnych zarejestrowanych we wrześniu w urzędach pracy to osoby z wyższym wykształceniem? Dlaczego nie znajdują oni pracy?
Kordian Kolbiarz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie, członek zespołu doradczego prezydenta RP: Mam wrażenie, że jestem ostatnim ogniwem w łańcuchu kształcenia młodego człowieka i muszę potwierdzić smutną prawdę o spadku jakości kształcenia, mówił o tym rektor Nicieja. Szczególnie dotyczy to absolwentów szkół ponadgimnazjalnych. Z naszych badań przeprowadzanych wśród tej grupy wynika, że 80 proc. z nich nie potrafi nawet samodzielnie napisać CV. W urzędach pracy za co drugiego z nich sprawy załatwiają rodzice. To jest tragedia. Niestety, rośnie też odsetek bezrobocia wśród absolwentów uczelni wyższych. Jeszcze 8 lat temu ich udział wśród bezrobotnych wynosił 3 proc., pięć lat temu było 6 proc., teraz jest 12 proc. Wkrótce będziemy mieli niesamowicie wyedukowaną rzeszę bezrobotnych. Niektóre uczelnie przypominają wręcz "kioski z dyplomami". Znajdują one bardzo łatwy w łup szczególnie w takich regionach jak Nysa, w których bezrobocie jest bardzo duże. Tam rodzą się pomysły na przesunięcie momentu wejścia na rynek pracy dzięki studiom.
Wielu młodym brakuje kompetencji, o których wspominał prezes Adamiszyn. Nie potrafią nawet czytać ze zrozumieniem po polsku, nie potrafią liczyć. Uważam, że powinniśmy zadbać, aby w regionie nie powielano kierunków kształcenia, bo to odbywa się kosztem jakości.

Wydaje się, że problemem jest także brak systemu doradztwa zawodowego, które w innych krajach prowadzone jest już od najmłodszych lat. Na przykład w Szwecji młodzi ludzie mogą sprawdzić, czy w zawodzie, który chcą wybrać, jest perspektywa na pracę, a nawet, w jakich regionach tej pracy jest najwięcej…
Kordian Kolbiarz: Uczenie postaw przedsiębiorczych powinno się odbywać już na poziomie przedszkola. Po to, żeby młody Polak wchodzący na rynek pracy wypracował w sobie umiejętności pożądane teraz przez przedsiębiorców: otwartość, pracę w zespole, pracę projektową. To są kompetencje, które otwierają drzwi wielu firm i do wielu zawodów.

Sławomir Janecki: Powinniśmy pokazać młodym Opolanom, jak wyglądają ścieżki kariery w regionalnych firmach, jaką wiedzę i umiejętności muszą mieć na kolejnych etapach kształcenia, żeby znaleźć tutaj pracę i to dobrą pracę. Nie traktowalibyśmy wówczas wykształcenia wyższego jako czasowej ochrony przed bezrobociem.

Jednak czy można dziś polecić młodym ludziom jakiekolwiek "bezpieczne" kierunki studiów, po których będą mieli pracę przez długie lata? Może w dobie szalonego postępu technologicznego jest to po prostu niemożliwe.
Prof. Marek Tukiendorf: Statystyczny Amerykanin cztery razy w życiu przebranżawia się. Nowoczesne technologie przejmują role człowieka: elektroniczna obsługa klientów, kasy samoobsługowe w sklepach itp. Zatem pracy będzie ubywać, za to ludzi na świecie rodzi się coraz więcej. Współczesny absolwent powinien być otwarty na zmiany.

Prof. Stanisław Nicieja: Pouczanie nas, że mamy kształcić pod konkretne zamówienie, to katastrofa - wpuszczanie uczelni w kanał. Co się stało z zegarmistrzami, z szewcami… Ich fachy też wydawały się pewne, konkretne. Życiorysy wielu Opolan dowodzą, że po opolskich uczelniach można osiągnąć sukces, np. Andrzej Balcerek, prezes cementowni Górażdże, jest po WSI (poprzedniczce Politechniki Opolskiej - red.). Nie możemy dać się zepchnąć w kompleks dużych ośrodków akademickich. Spośród 90 tysięcy absolwentów, którzy skończyli Uniwersytet Opolski i Wyższą Szkołę Pedagogiczną wywodzi się wielu burmistrzów, prezydentów, dyrektorów szkół i innych instytucji w regionie. Ilu dobrych dziennikarzy mamy po naszej uczelni?

Andrzej Drosik: Zgadzam się z rektorem Nicieją, że nie powinniśmy mieć kompleksów. Dobrze jest celować w gwiazdy, bo wtedy osiągnie się więcej, niż patrząc pod nogi. Z drugiej strony byłoby rzeczą mało rozsądną oczekiwanie, że z 9 tys. absolwentów, którzy opuszczają mury uczelni, będzie tyleż wybitnych jednostek. Nie ma też nic złego, że ludzie, którzy wykształcili się tutaj, szukają miejsca gdzie indziej. Jedną z kompetencji oczekiwanych w mojej firmie jest mobilność, gotowość do podjęcia zatrudnienia gdzie indziej. Nic złego także w tym, że szukamy talentów na zewnątrz, bo i przecież na Opolszczyźnie mamy studentów nie tylko pochodzących z regionu.

Mariola Komarek: Sama jestem absolwentką germanistyki na UO, choć pochodzę z Rybnika. Zdecydowałam się na studia w Opolu ze względu na ich wysoki poziom.
Co możemy jeszcze zrobić, żeby przygotować absolwentów opolskich uczelni do wejścia na rynek pracy z otwartą przyłbicą?

Sławomir Janecki: Choćby chwalić się tymi znakomitymi absolwentami z Opolszczyzny, tym, że firmy takie jak Opta Data wybierają nas spośród konkurencyjnych miast, tym, że grupa, do której należy Nutricia, zdecydowała się przenieść całą produkcję do Opola i znalazła tu pracowników.
Anna Czabak, dyrektor Działu Nauki i Transferu Technologii Politechniki Opolskiej: Nie kształcimy bezrobotnych, bo nasi studenci znajdują pracę, choć niekoniecznie w Opolu. Najważniejsze dla nas zadanie to wychodzenie naprzeciw potrzebom przedsiębiorstw i to zamierzamy realizować. Żeby dopasować kształcenie do dynamicznych zmian rynkowych, współpracujemy ściśle z urzędem miasta, z Opolskim Centrum Rozwoju Gospodarki, urzędem marszałkowskim. Łączymy siły, żeby jak najwięcej tych inwestorów trafiało do Opola.

Kordian Kolbiarz: Opolszczyzna bryluje w statystykach potencjału przedsiębiorczości. Powinien powstać system doradztwa zawodowego, który by kształtował i rozwijał podstawy przedsiębiorcze. Powinien go stworzyć i patronować mu marszałek województwa. Teraz każda gmina czy powiat ma swoje projekty, niekoniecznie spójne.

Prof. Marek Tukiendorf: Potrzebujemy lepszej komunikacji między biznesem a nauką. Politechnika będzie konsekwentnie robić to, co robi, czyli odpowiadać na potrzeby przedsiębiorstw.
Prof. Stanisław Nicieja: Niech nam politycy nie narzucają, że mamy kształcić utylitarnie, bo i tak będziemy to robić, ale mamy też prawo zajmować się rzeczami - wydawałoby się z boku - ekstrawaganckimi. Na tym polega wolność uniwersytetu. Bez tego nie byłoby odkryć Einsteina, teorii Banacha, tysięcy innych wielkich dokonań.

Zbigniew Adamiszyn: Młodym ludziom brakuje wiary siebie. Warto zastanowić się, jak zrobić, żeby mieli więcej samooceny, pewności, żeby myśleli w kategoriach sukcesu, bo każdy z nas powinien chcieć osiągnąć sukces w życiu.

Mariola Komarek: Nasza firma, choć działa zaledwie od lutego tego roku, zatrudnia więcej osób, niż zakładaliśmy. Poziom wykształcenia pracowników w Opolu jest wyższy niż w siedzibie głównej w Niemczech.

Sławomir Janecki: Promocja dobrych praktyk i chwalenie się tym, co mamy - to jeden z kluczy. Współpraca i komunikacja między przedsiębiorstwami, samorządami i uczelniami - na tych właśnie elementach oparliśmy "Klub 150".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska