W piątek Hubert S., właściciel rodzinnej firmy dekarskiej spod Kluczborka wcześnie przyjechał do pracy.
- Pod kościołem byłem około 7.00, on już coś robił na dachu - opowiada Wiktor Poloczek, szef firmy remontowej z Łowkowic, która pracuje przy odnawiania kościoła. - Mówię mu, żeby zszedł, bo moi chłopcy będą stawiać rusztowania. Odpowiedział, że tylko sobie robotę przygotuje.
Kiedy Wiktor Poloczek wrócił po godzinie, Hubert S. nadal pracował na dachu.
- Drugi raz poprosiłem, żeby zszedł - mówi Poloczek. - Krzyknął: “Chwila!". Ja miałem jeszcze wrócić po coś do firmy, ledwie wyjechałem spod kościoła, dostaję telefon, że był wypadek.
Według świadków dekarz był zabezpieczony linką, przywiązaną do górnej łaty (pozioma belka) na przekładanym fragmencie dachu. Chciał usunąć drewnianą łatę z dołu. Szarpnął ją z dużą siłą, tymczasem łata łatwo puściła. Dekarz zatoczył się i stracił równowagę. Pod ciężarem jego ciała złamała się belka, do której była przymocowana lina zabezpieczająca. Hubert S. spadł na beton z wysokości 10 m. Ratownicy z pogotowia podjęli reanimację, ale było już za późno.
- To był znakomity fachowiec, z wieloletnim doświadczeniem - mówią robotnicy, którzy byli świadkami tragedii.
- To już druga ofiara kościoła - mówi jeden z parafian. - W 1827 roku przy budowie świątyni zginął budowniczy kościelnej wieży.