Diabeł wstąpił w naszą wioskę

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Tak mówią parafianie z Nowego Browińca. Starego proboszcza już nie ma, ale niesmak pozostał.

W niedzielę 2 lutego zaraz po mszy wierni ledwo z kościoła wyszli i zaczęli na siebie pomstować. Dwóch statecznych gospodarzy o mało nie skoczyło sobie do gardeł.

- Nie pozwolę się obrażać - mówi Adrian, a z nerwów aż głos mu się łamie. - Chciałem tego Gerarda walnąć. Bogu dziękuję, że mnie żona i dzieci powstrzymały.
- Tylko czekałem, kiedy skoczy. Ja się takich zaczepek nie boję - odpowiada Gerard.

Następnego dnia wierni przyszli na wieczorną mszę, ale nie dało się otworzyć drzwi na kościelny chór. Klucz nowego proboszcza nie pasował. Klucz organisty też nie. Chłopy przynieśli do kościoła drabinę, wspięli się na chór i od środka otworzyli drzwi. Podejrzenie od razu padło na starego proboszcza. Że pewnie zamek popsuł albo zapchał, albo wymienił. Widzieli go we wsi przed południem, kiedy nowy proboszcz załatwiał jakieś sprawy w mieście.

Poproszę o anonimowość

Od dziecka uczono mnie szacunku dla księdza - opowiada Maria. - Ale miarka się przebrała w czasie ostatniej kolędy. Ksiądz, obchodząc domy, kazał wszystkim wypełnić deklarację, ile pieniędzy przekażą na remont kościelnego dachu. Najlepiej jednorazowo, ale mogły być także miesięczne wpłaty. Jak ktoś odmawiał, wizyta kończyła się nieprzyjemnymi uwagami, ksiądz wychodził, trzaskając drzwiami.

Po kolędzie czteroosobowa rada parafialna przygotowała zbiorową rezygnację z funkcji. Napisali, że proboszcz ks. Hubert ich wcale nie potrzebuje, bo wszystkie decyzje w parafii podejmuje sam. Zawieźli to do kurii w Opolu. Biskup Andrzej Czaja zareagował błyskawicznie. W niedzielę 19 stycznia przyjechał do Browińca. Spotkał się z radą parafialną i wysłuchał ich skargi. Potem osobno rozmawiał z proboszczem.

Pięć dni później biskup ogłosił, że ks. Hubert jako administrator parafii będzie natychmiast przeniesiony. Parafię od zaraz przejął ks. Rafał, młody wikary z Głuchołaz.

W niedzielę 26 stycznia msze w Browińcu odprawił już nowy proboszcz. Wydawało się, że konflikt skończony. Tymczasem jeszcze tej samej niedzieli zaczęły się telefony parafian do dziekana: Stary proboszcz zostawił nowemu gołe ściany na parafii. Zabrał wszystko. Do redakcji też telefonowano, że proboszcz dwie noce wywoził mienie, a spod plebanii odjeżdża już drugi tir.

Nowy Browiniec w gminie Lubrza, w połowie drogi między Prudnikiem a Głogówkiem, liczy niewiele ponad 300 dusz faktycznie mieszkających na miejscu. Sto rodzin. Pierwszą informację o konflikcie proboszcza z parafianami w ciągu tygodnia w internecie przeczytało 11 tys. osób.

Wzbudziła większe zainteresowanie niż artykuł o seksaferze w Prudniku. 140 osób wpisało swoje komentarze, często bardzo ostre, o księdzu, o swoich sąsiadach wymienianych po nazwisku. Nikt jednak się nie odważył podpisać pod swoją opinią. Na ulicy pod kościołem też nikt nie kwapi się do otwartej rozmowy.

- Nic dobrego nie powiem o starym proboszczu - mówi przez telefon, dyskretnie parafianka Anna. - Obraził mnie, mojego męża wiele razy. Okrzyczał, kiedy wjechaliśmy autem na parafialny cmentarz bez jego zgody.

- Krytykował ludzi z ambony. Nie po nazwisku, ale wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Wielu przez niego przestało chodzić do naszego kościoła.
- Mnie też obraził, ale lepiej niech się młodzi wypowiadają. Skłócił naszą wioskę.

- Nie chcę się jawnie angażować, bo dziś mnie ludzie poprą, ale za miesiąc wytkną palcami, że wioskę skłóciłem - dodaje młody autor interwencyjnych listów z Browieńca. Ci, co się godzą na rozmowę, zgodnie proszą o anonimowość.

Ludzie mu ufali

- Ksiądz Hubert (53 lata, 25 lat kapłaństwa) przyszedł do nas 3,5 roku temu. On Ślązak, a tu jest typowo śląska wioska. Myśleliśmy, że się dogadamy - opowiada Jadwiga.

Parafianie przez lata zbierali pieniądze na remont kościoła. Składali się po 15 złotych miesięcznie od rodziny. Uzbierało się z tego 64 tysiące, wpłacone na konto bankowe, założone przez radę parafialną.

Ks. Hubert chciał, żeby to wszystko przelać na konto parafii. Rada początkowo zgodziła się na przekazanie części, wreszcie pod naciskiem oddała całość. Zamiast remontu kościoła proboszcz zaczął jednak od budynku plebanii. A potem postawił przy drodze budynek gospodarczy, choć wszyscy wiedzą, że to garaż. Różnica jest taka, że na garaż trzeba mieć pozwolenie na budowę. Budynek gospodarczy wystarczy zgłosić w gminie, co zresztą proboszcz zrobił.

- Rada parafialna chciała od księdza rozliczeń, ile wydał i na co - opowiada Maria. - On odpowiadał, że rada nie jest od rządzenia finansami, tylko od doradzania. Proboszcz robił zbiórki, kolekty, kazał ludziom dawać ofiary w podpisanych kopertach na tacę albo przynosić na plebanię. Nikt tego nie kontrolował. A przecież ludzie mają prawo wiedzieć, co się dzieje z ich pieniędzmi.

- Jako ksiądz nie mam prawa wypowiadać się do gazety bez zgody biskupa, a takiej zgody dostać nie mogę, bo biskup wyjechał do Rzymu - komentuje oficjalnie ks. Hubert, odwołany proboszcz Browińca. - Chętnie bym wszystko wyjaśnił. Nie wiem tylko, czy warto to rozgrzebywać.

Ksiądz Hubert nie czuje się winny. Nie czuje się odpowiedzialny ani za sytuację w parafii, ani za jakieś finansowe czy majątkowe zarzuty. Przez telefon wylicza, ile zrobił dla parafii przez 3,5 roku swojej posługi.

Porządnie wyremontował plebanię, choć przez dwa lata mieszkał w nieogrzewanym budynku. Pracował także sam, bo zna się na elektryce. W remoncie pomagało kilka rodzin ze wsi. Efekty widać do dziś, przecież nie zabrał ze sobą ani granitowych parapetów, ani dębowych drzwi, ani posadzek w kuchni czy kancelarii.

Wziął tylko swoje prywatne rzeczy, do których ma pełne prawo. To, co było kupione na parafię, jest wpisane do inwentarza i zostało na miejscu. Zawsze też ogłaszał w kościele na koniec roku, jakie prace były wykonane i ile kosztowały. Wszystkich, nie tylko radę parafialną zapraszał z ambony, że mogą przyjść do kancelarii, obejrzeć rachunki. Nikt nie przychodził. Widać dlatego, że ludzie mu ufali.

Nie gadają. Kłócą się

- Księdza Huberta już nie ma, ale chcemy nadal, żeby przedstawił dokładne rozliczenie finansowe wydatków na remonty. Niech kuria ustali, gdzie są zabrane rzeczy - mówi jeden z członków rady parafialnej.

Ludzie chcą wiedzieć, jakie dochody czerpał proboszcz z 10 hektarów parafialnego gruntu rolnego. Pole obrabiali miejscowi gospodarze w zamian za zwrot wydatków na paliwo. Plony ksiądz sprzedawał sam. Sam też brał unijną dotację.

Parafianie chcą wiedzieć, ile kosztowało urządzenie do automatycznego włączania dzwonów w kościele, bo rada zebrała na to 18 tysięcy, a wydano podobno połowę. Chcą informacji, ile pieniędzy zebrał za groby na parafialnym cmentarzu, bo potrafił podejść do modlących się na cmentarzu i prosić o uregulowanie należności. Chcą obiecanej przez proboszcza złotej księgi, imiennie wymieniającej, kto ile datków przekazał na kościół.

- Aferę we wsi robią ci, którzy mu nie pomagali - komentuje Adrian, jeden z nielicznych stronników proboszcza. - To prawda, ks. Hubert był prostolinijny. Niejednemu powiedział prosto w oczy, co myśli, co mu się nie podoba, nawet jeśli to było niewygodne. Nie potrafił ugryźć się w język. Był impulsywny, choć szczery. Mnie się to akurat podoba. Ja wiele godzin przepracowałem czy to na polu parafialnym, czy pomagając w remontach.

Dla parafii to robiłem, dlatego tak mnie teraz bolą oszczerstwa pod moim adresem. Nikt już nie pamięta, w jakim stanie była plebania trzy lata temu: wilgoć, grzyb, zgnilizna w pomieszczeniach. Wszystko w środku trzeba było remontować. Ludzi ze wsi początkowo pomagało wielu, ale potem odchodzili. Za pieniądze ze zbiórek ksiądz kupował materiały. Fakt, że dobrej jakości, a więc droższe, ale przecież to nie dla siebie kupował, bo nieruchomości ze sobą nie zabierze.

Ludzie z Browińca Nowego przestali ze sobą rozmawiać. Zaczęli za to sobie ubliżać w internecie. Oskarżać pomocników odwołanego proboszcza, że mu pomagali wywozić węgiel i meble z plebanii. Że sabotaż był, złośliwość, bo nowy ksiądz przejął budynek z cieknącymi kaloryferami. Że zginęły piloty uruchamiające zdalnie dzwony w kościele. I znikła nawet księga z intencjami na ten rok.

Piloty się odnalazły. Były na miejscu, na ołtarzu. Węgla też nie brakuje. Nie ma tylko książki z intencjami, ale były proboszcz tłumaczy, że przy przeprowadzce musiała przypadkowo trafić do jakiegoś kartonu. Nowy proboszcz już prosił ludzi, żeby przyjść, to uzupełni kalendarz intencji.

- Zarzuty są absurdalne. Wstyd mi za sąsiadów - komentuje Adrian. - On dostał tylko dwa dni, żeby się wyprowadzić z plebanii. Wynosiliśmy w kartonach książki, które ks. Hubert sobie przywiózł z Niemiec. Żadnego węgla czy mebli nie braliśmy. Nic nie wiem o jakichś 21 krzesłach. Nie jestem łachudra, żeby mnie teraz ktoś wyzywał od złodziejów. Do sądu oddam każdego za oszczerstwo.

- Nie wiem, co ks. Hubert obiecał tym kilku rodzinom, które pomagały mu w przeprowadzce - odpowiada Maria. - Nie zdają sobie sprawy, że okradali sami siebie? Ludzie w Nowym Browińcu nigdy im tego nie zapomną!

Bóg ich osądzi

Nowy proboszcz, ks. Rafał, nie chce komentować ani sytuacji we wsi, ani działalności swojego poprzednika.

- Nie widzę celu, któremu miałoby to służyć, choć może komuś zależy na dalszym konflikcie - mówi ks. Rafał. - Sytuacja była przykra. Teraz musimy się skupić na tym, co Kościół winien dać swoim parafianom.

- Jako kapłan jestem posłuszny decyzjom biskupa - podkreśla kilka razy ks. Hubert.
- Biskup ma prawo odwołać proboszcza, ale moim zdaniem zrobił to pochopnie. Nie było do tego powodu - broni ks. Huberta Adrian. - Ja mu wierzyłem i dalej wierzę. Szanuję go, więc go teraz nie opuszczę.

- Po co jeszcze przyjeżdża do wioski i chodzi do swoich zaufanych? Przecież ma dokąd pójść. Dopóki tu jest, nie będzie spokoju - kończy rozmowę Maria.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska