Grzegorz Wiśniewski przeczytał "Matkę" z perspektywy współczesnego człowieka, pokazując konsekwencje wieszczonej przez Witkacego katastrofy społecznej. To przesunięcie w czasie możliwe było tylko poprzez daleko posuniętą ingerencję w tekst dramatu. Ale na tym festiwalu przeważają jak dotychczas spektakle, które nie są zbyt wierne autorom.
W gdańskiej inscenizacji "Matki" największe zmiany dotknęły postaci Leona, któremu reżyser dopisał biografię niespełnionego artysty. Jego "twórczością istotną" jest muzyka. Dlatego wykład Witkacego na temat zaniku metafizyki i nieuchronnego uspołecznienia, niszczącego każdą wielkość, został zastąpiony hip-hopowym bluzgiem. Leon, który nie wierzy słowom, zwłaszcza tym wychodzącym z ust polityków, zapowiada wybawienie świata od "werbalnego bagna" i wstrząśnięcie zdegenerowanych mózgów "transowymi bitami". To nie jest już osamotniony prorok zagłady, który próbuje powstrzymać proces mechanizacji kultury przez powszechne uświadomienie zagrożeń. Zagłada w wirtualnym mrowisku stała się faktem. Teraz można tylko tchnąć w uśpione bydlęta trochę energii, podrażnić ich zmysły, zdemaskować fałsz i blagę. Na drodze Leona staje jednak Matka, która swoim pragnieniem dobrobytu neutralizuje jego bunt, wpychając go w tryby życiowego pragmatyzmu.
Diagnoza społeczna wpisana w gdański spektakl brzmi bardzo aktualnie. Witkacy - poddany kuracji odmładzającej - znów wszedł w dialog z naszą rzeczywistością. Na szczęście, reżyser wcale nie poprzestaje na tworzeniu zewnętrznego układu odniesień. Najważniejsze dla niego są relacje między bohaterami. Przede wszystkim - pięknie wygrany przez Dorotę Kolak i Piotra Jankowskiego - dramat chorej, naznaczonej piętnem kazirodztwa miłości matki i syna, wobec której wszystkie inne działania i emocje wydają się czymś zastępczym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?