Do kolędy trzeba mieć dryg

Tomasz Dragan

CZYM JEST KOLĘDA?
Popularna bądź ludowa pieśń religijna o treściach związanych z Bożym Narodzeniem. Najstarsze polskie utwory pochodzą z XV wieku. W XVI i XVII wieku melodie kolęd wprowadzane były do operowych mszy, jako jeden z podstawowych elementów muzycznych całości kompozycji. Współczesny repertuar kolęd jakie wszyscy znamy, pochodzi głównie z XIX wieku.

W Smarchowicach wizyta księdza jest tak dużym wydarzeniem, że niektórzy łykają proszki na uspokojenie.
Nie ma to jak kolęda w Smarchowicach Śląskich - wali się po kolanach proboszcz Jan Kurcoń - Pomodlimy się, pożartujemy, a przede wszystkim dobrze pośpiewamy. Aż gardła bolą. A w mieście ksiądz przyjdzie na pięć minut. Postawi tych wystraszonych ludzi na baczność, każe im klękać, da obrazek. I pójdzie.

Podnamysłowskie Smarchowice Śląskie to 75 obejść. Mieszka w nich około 300 osób. W dniu kolędy na księdza czekają już od rana.
- Ciekawe, czy proboszczowi jakiś pogrzeb nie wypadnie - zastanawia się Wiesiek Kudelski, mieszkający na końcu wioski. - Wczoraj też była kolęda po drugiej stronie wsi. Miał być od rana, ale zmarło się takiemu jednemu w sąsiedniej miejscowości. Proboszcz przyjechał dopiero o drugiej.
Jest kilka minut przed dziesiątą. Proboszcza ani śladu. Ma przyjechać szarym polonezem, drogą od strony Przeczowa - sąsiedniej wsi. Na poboczu jezdni czekają pomocnicy księdza - jego ministranci. Dwunastoletni Rafał Sawicki i piętnastoletni Piotr Hrynczyszyn. Pierwszy jest uczniem piątej klasy, a drugi ostatniej gimnazjum. Kolęda to dla nich nie pierwszyzna. Chodzą już kolejny rok z rzędu. W szkołach dali im wolne. Wiadomo - kolęda.
Ministrant na kolędzie jest jak żołnierz na warcie. Czujny i gotowy. Z księdzem nie chodzi bowiem byle kto. Jak zawsze przy takiej uroczystości chłopcy są w białych komżach, z wyhaftowanymi małymi krzyżami na piersiach. Ramiona przykrywają im czerwone peleryny.
- Czy znamy na pamięć wszystkie kolędy? - spoglądają na siebie z niedowierzaniem. - Co za pytanie - oburzają się. - Jasne! Przecież to my zaczynamy tę robotę. Wchodząc do domu, przed każdym obejściem musimy zaśpiewać, żeby było wiadomo, iż ksiądz już idzie.
Chcę zapytać, czy wszyscy na wsi chętnie przyjmują księdza. Chłopcy jednak uprzedzają. - Tu jest wieś, a nie miasto - delikatnie, ale stanowczo przypominają. - U nas takie rzeczy się nie zdarzają. Może miastowi tak robią, ale nie nasi...
Z daleka widać jakiegoś poloneza. Ministranci natychmiast stają na baczność. - To nasz proboszcz - oznajmiają.
- Jak tam, chłopcy - gotowi? To zaczynamy! - proboszcz, podjeżdżając, pyta ministrantów przez uchyloną szybę samochodu. Jeszcze dobrze nie wysiadł z poloneza, a już z jego ust wydobywa się donośny śpiew. - Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem, wesoła nowina. Bo Panna czysta, bo Panna czysta porodziła Syna - zaczyna proboszcz.
Ministrantom dwa razy nie trzeba powtarzać. - Chrystus się rodzi - wtórują księdzu chłopcy - nas oswobodzi, anieli grają, króle witają, pasterze śpiewają, bydlęta klękają, cuda - cuda ogłaszają.
Do śpiewu dołącza się Franek Pająk. Ściskając dłoń proboszcza obiema rękami, wita księdza w swojej zagrodzie. Halina, żona Franciszka, czeka w mieszkaniu.

Proboszcz idzie pierwszy. Zna drogę. W tym domu jest jak u siebie. Niejednego tu ochrzcił i dawał komunię. Na przykrytym białym obrusem stole palą się dwie świeczki. Stoi niewielki metalowy krzyż. Obok niego rozłożone Pismo Święte. Szare pomieszczenie rozświetlają lampki choinki. Żywej.
- Pokój temu domowi i jego mieszkańcom - proboszcz czyni znak krzyża. Odmawia krótką modlitwę po łacinie, podnosi kropidło i święci pokój. - Panie, racz zesłać anioła swego, by strzegł i otaczał swoją opieką wszystkich w tym domu mieszkających!
Wszyscy stoją ze skrzyżowanymi rękami. Czekają, aż ksiądz da znak aby usiedli. Proboszcz zajmuje miejsce. Obok niego siada Franciszek.
Ministranci są już ugoszczeni w kuchni, herbatą i ciastkami. Proboszcz rozmawia z Haliną i jej mężem. Pyta o ich zdrowie.
- A jak wam wystarcza na życie, kiedy przecież ty, Halinko, nie masz żadnej renty - niepokoi się proboszcz.
- Dajemy radę. Zresztą, najważniejsze, że wszystkie jesteśmy zdrowe - odpowiada Halina. - Żyjemy w zgodzie i to się liczy.
Proboszcz niespodziewanie wyjaśnia reporterowi, że pani Halina należy do Kościoła zielonoświątkowego. Jej mąż jest katolikiem.
- W mieście nie do pomyślenia, a na wsi zgodnie pod jednym dachem - uśmiecha się ksiądz Jan. Żartuje: - Najważniejsze, że Boga chwalą i się nie kłócą. W przeciwnym wypadku dostaliby ode mnie po skórze.
W radosnej atmosferze w domu Pająków mija nam 40 minut. Ksiądz Kurcoń spogląda na zegarek i woła po ministrantów: - Chłopcy, idziemy dalej.
Pająk wciska niepostrzeżenie do kieszeni księdza banknot. Ministrantom dostało się po pięć złotych.
- Będzie na drobne wydatki - mówią ministranci. - Kolęda to ciężka robota. Ale ludzie nie szczędzą nam pieniędzy. Czasami to kilkadziesiąt złotych zarobimy. Wszystko zostaje dla nas. W mieście to słyszeliśmy, że trzeba księdzu oddawać część datków. Ale tu są Smarchowice...
Proboszcz wychodzi na ulicę. Z daleka widać opartego o drzwi Wieśka Kudelskiego.

- Już do ciebie idziemy, Wieśku - woła proboszcz. - No dalej, chłopcy, kolędujemy.
- Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi.... - śpiewają ministranci, prowadząc księdza do kolejnej zagrody.
Kudelscy to dla proboszcza jak rodzina. Zresztą, tutaj każdy dla księdza to swojak. Dla niego w Smarchowicach nie ma żadnych panów ani pań. Każdego zna z nazwiska i imienia, wykształcenia, zawodu oraz miejsca pracy. Z zamkniętymi oczami potrafi wymienić, kto gdzie i pod jakim numerem mieszka. Tych, co chrzcił, potem żenił, a ożenionym chrzcił dzieci. I tak w koło przez kilkadziesiąt lat.
- Na tej parafii po kolędzie chodzę już - aż strach powiedzieć - trzydzieści pięć lat - opowiada proboszcz. - Kartoteka parafialna?! Oczywiście, ale na plebanii. Ja nie noszę zbędnych dokumentów. To co trzeba, mam w mojej głowie. Już 72 lata, ale pamięć mi nie szwankuje.
Wiesiek wyszedł na ulicę. Nie mógł już doczekać się księdza. Śpiewając, razem z proboszczem wchodzą do domu. W środku czeka już teściowa Wieśka, Bożena oraz 2,5-letnia córka Dominika. Żona nauczycielka i dwójka pozostałych dzieci są w szkole.

- Człowiek to na tę kolędę czeka cały rok - mówi podekscytowany Wiesiek. Jednego razu, kiedy byłem za granicą i nie mogliśmy przyjąć proboszcza, to żona aż się popłakała. Trzeba było poprosić księdza po moim powrocie. A teraz już od wczoraj przygotowywaliśmy się na proboszcza. Sprzątaliśmy, piekliśmy ciasto. A właśnie: co księdzu podać?
- Cygaro macie? - pyta bez zastanowienia proboszcz.
- Pewnie - Wiesiek wyjmuje z kieszeni paczkę sobieskich i podsuwa księdzu.
- Nie, nie. Przecież ja mam swoje, tylko pytam, czy można zapalić - odpowiada ksiądz Jan.
- Służenie parafianom to nerwowa praca - tłumaczy swoje palenie ksiądz. - Jeszcze jak byłem w seminarium, to wstydziłem się ojca, kiedy zapaliłem... Ale, ale - opowiadajcie, co tam u was. Macie rentę? Pewnie tę najniższą.
- Czterysta siedemdziesiąt złotych - odpowiada Bożena.
Wiesiek przez lata gospodarzył. Teraz chwyta się różnych zajęć, najczęściej budowlanych. Wyjeżdża za granicę do pracy. - Sam ksiądz widzi, gdyby nie ta zagranica, to nawet remontu w domu nie byłoby za co zrobić - pokazuje gospodarz. W niewielkim przedpokoju położył kafle na podłodze. Największy pokój pomalował na biało, a na podłodze położył wykładzinę.
- Widzę, widzę jak tutaj wszystko zmieniasz. I dobrze - mówi ksiądz. - Teraz na wsi chociaż bieda i wszystkie chałupy wyglądają tak samo, ludzie żyją trochę lepiej niż kiedyś. Mają centralne i łazienki. Ja zawsze mówię, że życie na wiosce jest lepsze. Znamy każdego sąsiada. A w mieście to nawet jeden drugiemu dzień dobry na klatce schodowej nie powie. I co to za życie?
- Żadne życie - odpowiadają zgodnie domownicy.
U Kudelskich siedzimy niecałe pół godziny. Mniej więcej co trzy, cztery minuty gospodarze pytają księdza, czy coś podać na stół. Proboszcz dziękuje. - Musimy iść dalej. U pani sołtys już czekają - wyjaśnia domownikom.
Wychodzimy na ulicę. Wszyscy śpiewają kolędę. Wiesiek z teściową dają ministrantom po piątaku. Proboszczowi wciskają 50 złotych.
- A wie ksiądz co - mówi na pożegnanie. - Słyszałem, że w mieście to nawet księża proszą, żeby wychodzić po nich na klatkę schodową. Bo bandyci na nich napadają.
Kolejną zagrodą na trasie kolędy jest dom Michaliny Antosikowej, sołtysowej Smarchowic Śląskich. Jej mąż Zbyszek, czeka już na skrzyżowaniu wiejskich dróg. Proboszcz już ma się z nim witać, ale w ostatniej chwili przypomina sobie, że w sąsiednim domu czeka Bogumiła Nicewicz. - Poczekaj Zbychu, za chwilę przyjdę do was - tłumaczy mężczyźnie. - Chłopcy - woła do ministrantów. - No, dalej - śpiewamy!

CO TO JEST KOLĘDOWANIE?
Obrzęd ludowy związany z okresem świąt Bożego Narodzenia, polegający na obchodzeniu domów, zwykle przez chłopców, połączony ze śpiewaniem pieśni, inscenizowaniem widowisk jasełkowych i składaniem życzeń w zamian za poczęstunek i datki pieniężne.
Obecnie kolęda kojarzona jest z najpopularniejszą jej formą, czyli ze stosowanymi przez Kościół katolicki - duszpasterskimi odwiedzinami parafian przez swoich księży. Ma to miejsce zaraz po świętach Bożego Narodzenia. Porządek odwiedzin ogłaszany jest po każdej niedzielnej mszy, tak aby parafianie mogli się wcześniej przygotować na przyjęcie kapłana.

Niewielki dom Nicewiczowej wygląda jak po generalnych porządkach.
- A co ty, sama? Gdzie reszta wiary? - pyta proboszcz. Spogląda na ustawione na kredensie zdjęcia córki pani Bogusi. - Piękna nam urosła. I to też ona, nad tym morzem na tej fotografii? Nie poznałem, taka ładna. Naprawdę możemy być dumni z takiej dziewczyny.
- Rysiek w pracy, a córki w świecie - wyjaśnia proboszczowi pani Bogusia. - Porozjeżdżały się i mają własne życie. Na wieś przyjeżdżają tylko odpocząć. Trudno, tak to już jest. A ja już jestem babcią. Przecież ksiądz wie, że mam aż trójkę wnucząt: Andżelikę, Klaudię i Maksymiliana.
Pani Bogusia bardzo przeżywa wizytę proboszcza. Kolęda jest dla niej tak dużym wydarzeniem, że od kilku dni bierze środki uspokajające.
- A po co? - pyta proboszcz. - Przecież ja nie gryzę.
- Ale ksiądz wie, jaka ja jestem - mówi wzruszona Bogumiła. - Nie ma większego święta w Smarchowicach, niż kolęda.
Z domu Nicewiczowej proboszcz idzie już do zagrody sołtysowej i jej rodziny. Widząc księdza, domownicy wychodzą na ganek.
- Niech ksiądz się rozbierze - zachęca pani Michalina.
- Nie, nie. Jakbym się zaczął rozbierać, to tyle mam fraków, że do wieczora musiałbym to potem zakładać. I kurtka i sutanna, i stuła - uśmiecha się proboszcz. - A cygaro można zapalić? Słyszałem, że u was już same niepalące.
Łukasz, najmłodszy w domu, od razu podaje księdzu popielniczkę.
- Niepalące, ale proboszcz to przecież jak nasz, domownik - mówi młodzieniec.
Ksiądz natychmiast pyta młodzieńca, co u niego słychać. Łukasz przed świętami miał wypadek samochodowy. Uszkodził samochód jadąc do szkoły. Na szczęście jemu nic się nie stało.
- Uczę się zaocznie w szkole ekonomicznej w Brzegu - mówi Łukasz.
- Ooooo! - dziwi się ksiądz. - To będziemy mieli u nas ekonomistę. Proszę, jak ci młodzi pięknie żyją - cieszy się proboszcz.
Wszyscy u Antosików wiedzą, że proboszcz zna się na polityce. Jak mówi pani sołtys, ksiądz zawsze odważnie manifestował swoje widzenie świata.
- A słyszał proboszcz jak w tym Namysłowie się porobiło - zagaduje Michalina. - Najpierw chcieli odwołać burmistrza, a teraz przewodniczącego rady. Mieszają i mieszają....
Ksiądz nie jest jednak chętny do politykowania. Kiedyś, to nawet całą noc mógłby przegadać. Teraz jak mówi, lata już nie te.
- Jak tu mieć pretensje do tych na górze, jak na dole się kłócą - ucina dyskusję. - Ja się już do polityki nie nadaję.
Proboszcz wstaje i nakłada sobie kilka łyżek bigosu. Według niego sołtysowa przyrządza go doskonale. W tym czasie gorącą potrawę zajadają już ministranci. - Niezły - zachwalają umiejętności kulinarne sołtysowej.

Kolęda u sołtysowej jest dla proboszcza okazją do przedyskutowania kilku spraw dotyczących wsi. Rozmawiają między innymi o remoncie drewnianego, zabytkowego kościoła. Proboszcz wyjaśnia, że aby kontynuować prace, czeka jeszcze na ekspertyzy od konserwatora.
- Cała wieś musi pilnować naszego kościoła - przypomina sołtysowej.
- Nie ma dwóch zdań. Proboszcz może być spokojny - zapewnia pani sołtys.
Proboszcz daje znak ministrantom. Chłopcy wiedzą, co mają robić. Otwierają drzwi i wychodząc śpiewają: - Za kolędę dziękujemy, zdrowia, szczęścia wam życzymy, na ten nowy rok, na ten nowy rok.
U sołtysowej kolęda zakończona. Michalina na pożegnanie daje księdzu pięćdziesiąt złotych. Proboszcz niechętnie przyjmuje pieniądze. - Bo się obrazimy. Obcemu przecież nie dajemy - ostrzega sołtysowa.
- I tak te pieniądze pójdą na potrzeby parafii - dodaje proboszcz.
Teraz na trasie proboszcza jest przedszkole. Wcześniej odwiedza jeszcze kilka domów. Zatrzymuje się w nich na krótko, po dziesięć, piętnaście minut. Wie, że w przedszkolu od rana czekają na niego dzieci.
Maluchy mają dla niego prezent. Specjalnie nauczyły się śpiewać kolędy.
- Pięknie śpiewacie - cieszy się proboszcz. Każdemu z przedszkolaków daje po kilka cukierków. Zna nazwisko każdego z nich. - Martyna Kawa, Wiktoria Kowalczyk, Michał Pańków, Paulina Wsuł, Julia Bratosiewicz, Michał Nawrot, Anita Wojnarowska, Patrycja Maćków, Maciek Kwiecień, Paweł Panek - wymienia. - Bo w czwartek daję im lekcje religii.
Przed proboszczem jeszcze ponad dwadzieścia domów. Zejdzie mu do wieczora. W każdym czeka na niego rodzina z kolędą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska