Za to sąd wymierzył wczoraj byłemu szefowie "Kamy" karę roku i czterech miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata.
Wiesław B. pracował w Nadodrzańskich Zakładach Przemysłu Tłuszczowego (wcześniejsza nazwa "Kamy") do lipca 1998 roku, kiedy to został dyscyplinarnie zwolniony i otrzymał informujące o tym świadectwo pracy. Wówczas do 30 lat pracy brakowało mu niespełna trzech miesięcy. Gdy po trzech latach prezes wrócił na swoje stanowisko, przedstawił inne świadectwo pracy (datowane na listopad 1998 roku), zgodnie z którym do rozwiązania umowy miało dojść za porozumieniem stron i według którego B. pracował w firmie ponad trzy miesiące dłużej. Nowe świadectwo podpisane było przez Antonio C., byłego prezesa "Kamy", oraz Wiesława G., członka zarządu firmy.
- Nie ma najmniejszych wątpliwości, że oskarżony po 28 lipca 1998 roku nie pracował w "Kamie" i że to nowe świadectwo nie stwierdza prawdy - uzasadniał wyrok sędzia Witold Ginalski. Zdaniem sądu, świadectwo powstało między lutym a sierpniem 2001 roku, kiedy B., wtedy ponownie prezes "Olejarni", szukał możliwości otrzymania nagrody jubileuszowej.
- Nie może być tak, że pracodawca dogaduje się z pracownikiem i wpisują do świadectwa to, co jest dla nich wygodne - argumentował sędzia.
W związku z tym za poświadczenie nieprawdy sąd skazał także dwoje innych oskarżonych - członka zarządu Wiesława G., którego podpis znalazł się na świadectwie, i asystentkę prezesa Iwonę L., która, jak określił sąd, pomagała Wiesławowi B. w przygotowaniu dokumentu i naliczeniu nagrody jubileuszowej, zdając sobie sprawę, że działa na niekorzyść zakładu. Pierwszy otrzymał karę ośmiu miesięcy, a asystentka - jednego roku pozbawienia wolności. Obie kary zostały zawieszone na okres trzech lat.
Na całą trójkę sąd nałożył także grzywny: Wiesław B. ma zapłacić 12 tys. zł, Iwona L. 4.800 zł, a Wiesław G. 3.600 zł. Ponadto sąd nakazał zwrócenie Wiesławowi B. całej otrzymanej nagrody jubileuszowej, dając mu na to 10 miesięcy, a także zakazał mu zajmowania stanowisk w zarządach i radach nadzorczych spó-łek prawa handlowego przez dwa lata.
Żadnego z oskarżonych nie było podczas ogłaszania wyroku. Obrońca Andrzej Bartoszko zapowiedział jednak w imieniu swoich klientów złożenie apelacji.
W rozmowie telefonicznej z nami potwierdził to główny oskarżony. - Nie chcę na razie komentować wyroku, ale oczywiście nie zgadzam się z nim i będziemy się odwoływać - podkreślił Wiesław B.
Cały toczący się od sierpnia ubiegłego roku proces śledzili uważnie przedstawiciele związków zawodowych w "olejarni", którzy zawiadomili prokuraturę o popełnieniu przestępstwa. - Jak widać po tym wyroku, "Kama" nie miała szansy utrzymania się na rynku z taką kadrą menedżerską - ocenił przewodniczący Komitetu Obrony Praw Pracowniczych Eugeniusz Zwierzchowski. I dodał, że pracownikom chodziło wyłącznie o sprawiedliwość.