Dobrze być dłużnikiem. Jak w Polsce egzekwuje się długi

kolaż: Tomek
Sporządzane przez windykatorów w internecie spisy dłużników działają na wielu mocniej niż kij bejsbolowy.
Sporządzane przez windykatorów w internecie spisy dłużników działają na wielu mocniej niż kij bejsbolowy. kolaż: Tomek
W latach 90. po długi przychodził osiłek z drewnianą pałką w dłoni wielkiej jak patelnia. Dziś robi to listonosz, elegancik w garniturze albo miła pani przez telefon.

Kuźniczka to spokojne willowe osiedle w Kędzierzynie-Koźlu. Wszyscy się tu znają i żyją jak w wielkiej rodzinie. Kiepskie miejsce do kręcenia filmów sensacyjnych, ale jakieś 12 lat temu, jako dorastający na Kuźniczce chłopak byłem świadkiem sceny mrożącej krew w żyłach. Pod dom sąsiada zajmującego się sprowadzaniem samochodów z Zachodu zajechały dwie tłuste "beemki". Wyskoczyło z nich kilku wypakowanych sterydami facetów w skórzanych kurtkach. Wbiegli na podwórko i zaczęli walić w drzwi, krzycząc "Otkrywaj, job twoju mat'!". Sąsiad otworzył, zanim drzwi wypadły z futryny, i zaczęła się szamotanina. Potem kłótnia, w której co rusz dało się słyszeć jak refren "otdawaj dieńgi!". Wszystko trwało kilka minut, a na odchodnym goście pomachali z samochodu bronią.

- Spokojnie, Tomek, to tylko interesy... - powiedział sąsiad, uśmiechając się spod wąsa, gdy spotkałem go kilka godzin później. Długi pewnie oddał, bo choć goście w skórach pojawiali się na osiedlu jeszcze kilka razy, to rozmawiali z sąsiadem o interesach już znacznie ciszej i bez wymachiwania "klamkami".

Beatka? Ja ci dam Beatkę!
W półświatku nadal tak reguluje się długi i zapewne pozostanie to regułą jeszcze długo. Tam w grę wchodzą bowiem bezwzględne interesy i naprawdę grube pieniądze.

- W sytuacji, gdy na ich odzyskanie drogą sadową czeka się w Polsce średnio ponad 800 dni, ludzie z szeroko rozumianej mafii wolą wysłać do dłużnika swoich ochroniarzy i załatwić sprawę znacznie szybciej - tłumaczy Jerzy Serafin, właściciel opolskiej firmy windykacyjnej Finar. - Ale przeciętny dłużnik, prowadzący legalne interesy nie musi się obawiać wizyty mięśniaków z kijami bejsbolowymi. Pod tym względem czasy całkowicie się zmieniły.

Firmy windykacyjne stosują jednak różne chwyty z pogranicza prawa. Można je oceniać negatywnie, ale trzeba pamiętać, że służą celowi: odzyskaniu pieniędzy wierzyciela, których ktoś nie chce oddać.
Jak wykazał raport Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do najpopularniejszych metod windykatorów należy wystawianie nakazów zapłaty, łudząco przypominających wyroki sądowe. Wielkie czarne litery układające się w napis WEZWANIE, numer sprawy, sygnatura akt, stanowczy ton i obszerna informacja o sankcjach za zwłokę w zapłacie. Wszystko to plus wielkie, obowiązkowo czerwone pieczęcie skłania wielu do wysupłania ostatniego grosza i zaspokojenia żądań windykatora. Za święty spokój ludzie gotowi są naprawdę słono zapłacić.
- Ale zdarza się, że żądania są przedawnione lub nienależne - mówi Anna Denkiewicz, studentka z Opola, którą pewna wrocławska firma chciała naciągnąć na prawie 500 zł. - Żądali zapłaty za rzekomy przejazd pociągiem bez biletu sprzed czterech lat - opowiada. Pismo dostarczone Annie zawierało powołanie się na wydany w 2005 roku wyrok sądowy. To mogłoby niejednego wystraszyć, ale nie ją. - Studiuję prawo administracyjne i wiem, że mandat przedawnia się po roku. A jeśli jest wyrok, to należy mi go prawidłowo dostarczyć - mówi. Opowiada o sprawie ze spokojem, gdyż w czasie gdy wystawiono mandat, zgubiła akurat dokumenty i ktoś się nimi posłużył, jadąc na gapę. - Mam potwierdzenie zgłoszenia kradzieży - zapewnia.

Na wielu groźnie wyglądająca korespondencja działa jednak od razu. A jeśli nie, to windykatorzy mają też inne sposoby. Jednym z głośniejszych jest przysyłanie dłużnikowi pocztówek z wakacji z prośbą o kontakt z Beatką pod podanym numerem telefonu. Gdy dłużnik go wykręci spotyka go przykra niespodzianka.

- Ja ci dam Beatkę! Oddaj lepiej pieniądze, teraz mamy twój numer telefonu, więc już nam nie uciekniesz, namierzymy cię zawsze i wszędzie - mówi szorstki głos, bynajmniej nie przypominający tajemniczej znajomej z wakacji.

Groźby, chociaż prawnie zakazane, są skutecznym sposobem odzyskiwanie należności.
- Profesjonalne firmy używają ich jednak bardzo ostrożnie, bo świadomość prawna klientów rośnie. My w ogóle nie stosujemy takich metod - zapewnia Adam Biela z opolskiej kancelarii Bilans Inwestment.
Tu i ówdzie zdarza się jednak, że windykatorzy np. kilkakrotnie zawyżają koszty sądowego ściągnięcia należności. Gdy klient zauważy, że niezapłacenie w terminie tysiąca zł spowoduje pięciokrotny wzrost długu, woli czym prędzej zapłacić. Mało kto sprawdza w takiej sytuacji, czy horrendalne opłaty dodatkowe są zgodne z prawem.

Nie chcesz chyba stracić dzieci...
Kilkanaście dni temu media obiegło nagranie rozmowy pewnego mieszkańca Lublina z pracownikiem działu windykacji Eurobanku. Człowiek od dwóch miesięcy zalegał ze spłatą kredytu, więc bank postanowił mu przypomnieć o ratach. Na tym się jednak nie skończyło, gdyż windykator posunął się do gróźb, zastraszania i obrażania klienta.

- Wstyd i hańba. Żona się z pana śmieje już? Dzieci się z pana śmieją? Ma pan problemy z zapamiętaniem paru rzeczy, tak? - krzyczał do słuchawki przedstawiciel banku. Posunął się też do stwierdzenia, że jeśli klient nie ureguluje należności, to... straci prawo do wychowywania swoich dzieci.
Wybuchł skandal, a rzeczniczka Eurobanku w kolejnych telewizjach kajała się i przepraszała, zapewniając, że takie zachowanie to odosobniony incydent.

Tak jest rzeczywiście. Wprawdzie co trzeci Polak ma obecnie problemy ze spłatą kredytów zaciągniętych w czasie boomu lat 2007-2008, to większość woli nie nadużywać cierpliwości banków i bez gróźb stara się regulować raty. Przynajmniej częściowo.

- Mam cztery kredyty, a raty wynoszą ponad 1500 zł - opowiada 31-letni Marcin z Opola. - Za samochód płacę regularnie, pozostałe pożyczki oddaję bankom w zależności od sytuacji. Od siedmiu miesięcy nie mam stałej pracy, więc muszę wybierać: w tym miesiącu zapłacę za telewizor, w następnym za pralkę, a w kolejnym za kuchenkę i zmywarkę - wylicza.

Windykatorzy bankowi dzwonili do Marcina już wiele razy.
- Zdarza się, że są opryskliwi, ale jeśli czymś grożą, to wpisaniem na listę dłużników - opowiada. - Najczęściej zresztą dzwonią panie, są zasadnicze, ale nie niegrzeczne.

Internet jak pięść kafara
Osobną sprawą są długi firm. Ich ściąganie to dla wielu atrakcyjne źródło zarobkowania, więc postanawiają spróbować swoich sił.
- Na rynku co jakiś czas pojawia się nowa firemka, ale praktycznie żadna nie wytrzymuje dłużej niż kilka miesięcy. Nowicjusze stawiają na posturę i mięśnie, a tu liczy się przede wszystkim orientacja w gąszczu przepisów - przekonuje Jerzy Serafin z opolskiej firmy Finar.

Windykacją może się zająć każdy - tu panuje wolny rynek: zero koncesji i ograniczeń. 120 kilo żywej wagi i wygląd twardziela zdaniem wielu wystarcza.

- Jak, k..., nie oddasz forsy, to tak ci gębę przemodelujemy, że cię, k..., rodzona matka nie pozna! - takie "ponaglenie do zapłaty" z ust dwóch postawnych windykatorów usłyszał w maju pan Piotr z Nysy, właściciel firmy sprzedającej materiały do wykańczania wnętrz. Nieokrzesanych osiłków nasłał na niego były kolega. Ci sami ludzie próbowali w podobny sposób wymuszać uregulowanie długów na kilku innych przedsiębiorcach w województwie. Któryś biznesmen w końcu zawiadomił policję i teraz zamiast dochodowego interesu domorosłych windykatorów czeka proces o groźby karalne.

- Takich pozaprawnych metod imają się zwykle osoby z półświatka, z wyrokami w zawieszeniu. Dlatego z reguły szybko kończą działalność ze strachu przed więzieniem - przyznaje Jerzy Serafin.
Na stronie internetowej jego firmy można znaleźć zakładkę "Giełda wierzytelności". W spisie znajdują się obecnie 103 firmy, głównie z Opolszczyzny - nazwa, miejscowość, imię i nazwisko właściciela oraz najważniejsze - kwota zadłużenia.

- W XXI wieku to narzędzie działa lepiej niż kij bejsbolowy. Żaden przedsiębiorca nie chce, by ciągnęła się za nim opinia niesolidnego płatnika - mówi Jerzy Serafin. - Co innego niesolidni, na tych nie ma bata. Jak się ktoś zaprze, że nie będzie regulował długów, bo oszustwo to jego sposób na biznes, ani my, ani żaden komornik go nie zmusi. Majątki na ciotki poprzepisuje i będzie żył jak król, śmiejąc się wierzycielom w twarz.

Wierzyciel zawsze traci
W takiej sytuacji oszukani ludzie mogą tylko pomstować. Dlatego bez specjalnej przesady można powiedzieć, że dłużnik w Polsce ma klawe życie, pod warunkiem, że jest dłużnikiem z wyboru i nie zależy mu na dobrej opinii.

Reszta musi się liczyć z wizytą lub telefonem windykatorów, co do miłych przeżyć nie należy.
- Gdyby ludzie nie zadłużali się ponad miarę, a zaciągnięte kredyty spłacali w terminie, nie byłoby na świecie windykatorów - mówi folozoficznie Piotr, z Kędzierzyna-Koźla, były pracownik firmy ściągającej należności. - Uprawiałem ten zawód ponad dwa lata, ale szkoda było moich nerwów. Ktoś ma długi, a jeszcze wyzywa cię od najgorszych za to, że przychodzisz upomnieć się o spłatę. Miałem tego dość.
Dłużnicy przeklinają windykatorów i odwrotnie, ale w najgorszej sytuacji zawsze są wierzyciele.

- Oni mogą tylko walczyć o zminimalizowanie swoich strat - przyznaje windykator Jerzy Serafin. Jego firma nie należy do najdroższych, jej prowizja zwykle wynosi 15 procent odzyskanej kwoty. I to jest minimalny koszt robienia interesów z nieuczciwymi kontrahentami. Dlatego zamiast korzystać z usług firm windykacyjnych, lepiej zawczasu się zabezpieczyć.

- Nie zawierać ustnych umów, korzystać z usług prawnika i sprawdzać, z kim robi się interesy - radzi Adam Biela, prawnik z opolskiej firmy Bilans Inwestment. - Pod tym względem wzorcowo postępują banki, które zanim pożyczą komuś pieniądze, najpierw zabezpieczą się na wszystkie możliwe sposoby. W interesach taka ostrożność oznaczałaby paraliż, ale przynajmniej na prawniku przy konstruowaniu umów nie powinno się oszczędzać. Koszty ewentualnej walki o odzyskanie pieniędzy od nieuczciwego klienta są bowiem dużo wyższe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska