Targi nto - nowe

Dojazd nie musi być problemem

Jasz
Fachowcy takiej klasy, jak (od prawej, na pierwszym planie) W. Kowalczyk, T. Giera czy Andrzej Nieszwiec, mogą tu liczyć nie tylko na etat.
Fachowcy takiej klasy, jak (od prawej, na pierwszym planie) W. Kowalczyk, T. Giera czy Andrzej Nieszwiec, mogą tu liczyć nie tylko na etat.
Co miesiąc pracodawca zwraca im część wydatków na dojazdy. Po pierwsze dlatego, że go stać, po wtóre - ludzi z kwalifikacjami i praktyką ceni sobie ponad wszystko.

Waldemar Kowalczyk jest z zawodu mechanikiem. Niezależnie od dyplomu technika ma też mistrzowskie uprawnienia spawalnicze. W Zakładach Urządzeń Przemysłowych w Nysie przepracował 26 lat. Gdy sąd ogłosił upadłość przedsiębiorstwa, Kowalczyk wylądował na bezrobociu. Zasiłek pobierał tylko przez dwa miesiące, potem udało mu się wkręcić do miejscowej prywatnej firmy z branży metalowej, na szefa brygady montażowej. Właściciel płacił nieźle i terminowo. Potem, po wyśrubowaniu norm, już tylko terminowo.

Ludzi z takimi kwalifikacjami, praktyką i doświadczeniem poszukiwała właśnie świeżo utworzona spółka Metchem Energo w Opolu. Jej szef produkcji wpadł na trop Kowalczyka za pośrednictwem byłych pracowników ZUP, którzy wcześniej znaleźli tu zatrudnienie. Zatelefonował, zaprosił na rozmowę kwalifikacyjną i od ręki zaproponował etat. Od listopada ubiegłego roku Kowalczyk pracuje w Metchem Energo jako mistrz kierujący brygadą spawaczy.
Nadal jednak mieszka w Nysie. Do pracy dojeżdża własnym samochodem. To raptem godzina drogi, więc żaden problem. Ale aby obniżyć sobie koszty tych dojazdów, zamontował w swojej skodzie instalację gazową. Jednocześnie, żeby było jeszcze taniej, umawiał się z kolegami i zabierał ich po drodze do pracy; w ten sposób koszty jeszcze bardziej się rozkładały.
- Na Zachodzie taka mobilność to rzecz normalna. Ludzie dojeżdżają tam do pracy z odległości znacznie większych od tej, jaka dzieli Nysę od Opola. Koszt tych dojazdów, w porównaniu do tamtejszych zarobków, nie jest żadną barierą. U nas, niestety, te relacje kształtują się mniej korzystnie i dlatego tylko nieliczni decydują się na szukanie pracy poza miejscem zamieszkania - tłumaczy Kowalczyk.

ZACZĘŁO SIĘ OD BANKRUCTWA
Metchem Energo to spółka, którą utworzono po upadłości APC Metchem - jednej ze spółek córek opolskiego Metalchemu. Podstawowe maszyny wniosła aportem Agencja Rozwoju Przemysłu w Warszawie, do niej też należy kontrolny pakiet udziałów. Drugim akcjonariuszem jest syndyk zbankrutowanego Metchemu. Jego udziały to hala produkcyjna o wartości ok. 3 mln zł. Funkcjonująca już drugi rok spółka wytwarza specjalistyczną aparaturę głównie dla klientów z zagranicy. Eksport stanowi 70 proc. jej obrotów handlowych. Jednym z największych odbiorców jest niemiecki Siemens. W roku ubiegłym Metchem Energo wygrała dwa 2-etapowe przetargi na wykonanie kalcynatora i młyna surowca dla "Górażdży Cementu". Realizacja tych kontraktów dobiega właśnie końca.

"ROZŁĄKOWCY" PRACUJĄ GORZEJ
Zdzisław Kaczmarczyk, prezes Metchem Energo:
- Doceniamy ludzi z autentycznymi i potrzebnymi spółce kwalifikacjami. Niebawem do takich fachowców dołączy trzech kolejnych byłych pracowników ZUP w Nysie, którzy po upadku tego przedsiębiorstwa poszukali sobie zajęcia w Płocku. Ściągam ich stamtąd, bo lepszych w okolicy nie znajdę. Czy im także będę pokrywał część kosztów na dojazdy do pracy z Nysy do Opola? Niewykluczone. Uważam bowiem, że pracownik, który nie musi mieszkać w hotelu robotniczym, w oderwaniu od rodziny - pracuje efektywniej niż "rozłąkowiec". Wiem o tym z autopsji, sam przecież dojeżdżam do Grotowic z województwa śląskiego.

Józef Jarek, Andrzej Nieszwiec i Tadeusz Giera to także byli pracownicy nyskich ZUP. Mają papiery dwuzawodowców, montażystów konstrukcji i urządzeń stalowych oraz ślusarzy. Do Metchem Energo trafili dzięki Kowalczykowi. To on ich zarekomendował szefowi produkcji, ale ostatecznie o przyjęciu na etat zadecydowały posiadane przez nich umiejętności i wiedza zawodowa.
Do pracy w Opolu też dojeżdżają samochodem. Własnym, jednym, dzieląc koszty na trzech. Gierę, który mieszka w Otmuchowie, te dojazdy kosztują miesięcznie w granicach czterystu złotych. On sam uważa, że lepsze to, niż wycierać kąty w hotelu robotniczym lub na kwaterze prywatnej, prowadzić drugi dom, decydować się na rozłąkę z rodziną.
Gierze, Jarkowi i Nieszwiecowi dojazdy opłacają się tym bardziej, że część ponoszonych na nie wydatków zwraca im co miesiąc pracodawca. W podopolskiej spółce tej kwestii nie regulują w zasadzie żadne przepisy. Decyzję o refundacji podejmuje prezes, uznaniowo. Trójka fachowców z Nysy wprosiła się do niego na rozmowę i wynegocjowała sobie tamte dopłaty. - Zarząd spółki idzie ludziom na rękę. W pierwszym rzędzie tym, których najbardziej potrzebuje na hali - komentuje ślusarz Jarek.

Załoga Metchem Energo liczy dziś ok. 140 osób. Ponad trzydzieści procent stanowią pracownicy dojeżdżający spoza Opola. Najliczniejszą grupę wśród nich tworzą fachowcy mieszkający w Kędzierzynie-Koźlu, Krapkowicach, Nysie - ocenia szef produkcji Eugeniusz Adaszyński. Według niego wszystko wskazuje na to, że ta grupa jeszcze się powiększy. O co najmniej dziesięć osób z uprawnieniami montażysty i spawacza. Już umieszczono w gazecie ogłoszenie, że spółka zatrudni takich specjalistów od zaraz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska