Dom, w którym się mówi dwoma językami, fajny jest

fot. DWPN
Zanim rodzice zaproponują swoim pociechom w domu gry edukacyjne w języku niemieckim, w niedzielę przetestowali je w Przysieczy na sobie.
Zanim rodzice zaproponują swoim pociechom w domu gry edukacyjne w języku niemieckim, w niedzielę przetestowali je w Przysieczy na sobie. fot. DWPN
W niedzielę w Przysieczy spotkały się 23 dwujęzyczne rodziny z województw opolskiego i śląskiego. Rodzice rozmawiają z dziećmi po polsku i po niemiecku.

Państwo Edyta i Zygmunt Kupka wraz z córkami Pauliną (lat 13) i 9-letnią Karoliną do gospodarstwa agroturystycznego "Lipińscy" na spotkanie rodzin dwujęzycznych przyjechali z podopolskich Węgier.

- Wybraliśmy wychowanie dwujęzyczne, bo tak jest łatwiej dla dzieci - mówi pan Zygmunt. - Może nie od początku. Ale szybko pojawiła się w naszych głowach myśl, że one łatwiej się w Europie porozumieją. Zresztą do dwujęzyczności zachęciła nas Paulina, gdy przekonaliśmy się, że ma dryg do nauki języków, że to jest jej pasja. Zaczęła się uczyć niemieckiego, oglądając w telewizji bajki, a potem już poszło.

Paulina radzi sobie z niemieckim dobrze, uczy się go od małego w szkole, słyszy go z ust taty w domu, ale lepiej mówi mimo wszystko po polsku.

Karolina nie ukrywa, że jeszcze nie na każde odezwanie się taty po niemiecku odpowiada w tym języku. Nie za każdym razem dokładnie też rozumie, co mówi tato. Ale Karolina w niedzielę miała swój sukces. Jej rysunek okazał się najlepszy w konkursie Domu Współpracy "Bohaterowie kampanii Bilingua".

- Właściwie to my jesteśmy trójjęzyczni - dodaje pani Edyta. - Ja najczęściej mówię do dzieci po śląsku, język polski to jest przede wszystkim język szkoły. Wszyscy mówimy gwarą śląską, ale mąż najczęściej zwraca się do dzieci po niemiecku i w tym języku odpowiada na ich pytania.

Konsekwencja jest ważna

Pan Kupka przyznaje, że nie zawsze jest w tym konsekwentny. Ma zresztą świadomość, że na język dzieci oddziałują nie tylko rodzice i szkoła. Także koleżanki i koledzy.

- Niemiecki naszych dzieci to w 60 procentach wpływ nauki w szkole i telewizji, a w 40 procentach oddziaływanie domu - ocenia. - Dla nas dwujęzyczność to jest tworzenie w rodzinie przestrzeni do mówienia po niemiecku przez dzieci. Skorzystają, ile zechcą. Ale to działa, nawet jeśli jeszcze na sto procent języka nie znają. Ale jak pojadą do Niemiec, to poradzą sobie. I właśnie o to chodzi.

Państwo Kupka cieszą się, że nie są w Węgrach jedynym dwujęzycznym domem. Znają kilka takich rodzin. Bo dwujęzyczność się rozwija. Choć nie bardzo szybko.
Na spotkanie zorganizowane przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej i VdG przyjechały w niedzielę 23 rodziny nie tylko z naszego regionu, także z województwa śląskiego. To o kilka więcej niż przed rokiem.

- W gospodarstwie agroturystycznym była dobra, swobodna atmosfera - mówi Julianna Pawleta, menedżer projektów w DWPN - a dzieci miały dużo miejsca do zabawy. Gość spotkania, pan Andreas Kotz z Instytutu Goethego w Krakowie przedstawił zestaw gier przygotowany dla gimnazjów, ale nadający się znakomicie do wspierania dwujęzyczności dzieci w domu. Podzieleni na pięć grup rodzice grali m.in. w memory i w domino z użyciem języka niemieckiego, a także w grę planszową przybliżającą - także w tym języku - stolicę Niemiec i miejsca charakterystyczne dla Berlina.

Rodzice mieli też okazję, by się nawzajem swoimi doświadczeniami ze stosowania dwujęzyczności podzielić. Podkreślali, że dziecko doskonale wyczuwa, jakie jest w ich domu nastawienie do języka niemieckiego. Dwujęzyczność to - ich zdaniem - więcej niż tylko nauka języka. To także przekaz akceptacji niemieckiej kultury i szerzej Niemiec jako kraju. Im więcej owej akceptacji, tym lepsze rezultaty dwujęzycznego wychowania.

Sybilla i Lucjan Dzumla z Chrząszczyc uczestniczyli w spotkaniu wraz z dziećmi - 9-letnią Franciszką i 6-letnim Antkiem. Odkąd mają dzieci konsekwentnie mama rozmawia z nimi po niemiecku, tato po polsku lub gwarą.

- Dziś działa to bezbłędnie - mówią. - Dzieci do każdego z nas zwracają się w innym języku. - Oczywiście, na początku słownictwo trochę się mieszało. Więc dziecko mówiło na przykład, że coś jest "kapsute", łącząc słowa kaputt i zepsute. Ale w pewnym momencie języki się w ich świadomości rozdzielają i dwujęzyczność zaczyna działać jak należy.

- Naturalna dwujęzyczność daje dzieciom swobodę w kontaktowaniu się ze światem zewnętrznym - zauważa pani Sybilla. - Choćby podczas pobytu za granicą na urlopie czy podczas kontaktów rodzinnych. A na przykładzie córki, która już chodzi do szkoły, obserwujemy ponadto, że dwujęzyczność ułatwia kontakt z każdym kolejnym językiem.

Bo jest on traktowany jak zabawa, bez obaw i oporów, a nie jak nauka. Chcę podkreślić, że w podziale: tata mówi po śląsku lub po polsku, mama po niemiecku jesteśmy bardzo konsekwentni. Jedyny wyjątek robię wtedy, gdy pomagam dzieciom odrabiać lekcje. Wtedy, oczywiście, rozmawiamy po polsku, skoro w tym języku odrabiają zadania.
Właśnie na potrzebę konsekwencji w dwujęzycznych kontaktach z dziećmi zwraca uwagę przewodniczący Zarządu TSKN Norbert Rasch.

- Nasza najstarsza córka tej dwujęzyczności tak do końca nie dotknęła - przyznaje. - Żona mówiła do niej po polsku, dziadkowie gwarą, ja po niemiecku. Moją porażką był brak konsekwencji. Zdawało mi się, że jak przyjeżdżam wieczorem na krótko do domu, to więcej powiemy sobie po polsku czy gwarą. Z Filipem i Helenką mówię po niemiecku praktycznie zawsze. Także wtedy, gdy przychodzą koledzy czy koleżanki Filipa i Pauliny i dom jest pełen gości. Niczego nie udajemy. Co najwyżej, jeśli goście niemieckiego nie znają, tłumaczę im po polsku, o czym właśnie rozmawiamy, by nie było wrażenia, że coś przed nimi ukrywamy.

Zależy nam bardzo na tym, żeby w naszym domu nikt nie czuł się obco. A równocześnie obecność gości nie jest furtką, przez którą ucieka się od dwujęzyczności.

Iza i Tomasz Kandziora przyjechali zebrać doświadczenia związane z dwujęzycznością. Póki co uczą swego 4-letniego synka Teodora języka niemieckiego, także w ramach kursów sobotnich, ale rodziną dwujęzyczną w pełnym sensie tego słowa jeszcze nie są.

- W naszym domu przechodzimy na niemiecki, gdy odwiedza nas rodzina z Republiki Federalnej - mówi pan Tomasz. - Kuzyni mówią wtedy do Teodora po niemiecku i widzimy, że on wie, o co chodzi. Choć odpowiada po polsku. Ale ponieważ w domu jesteśmy w ciągu dnia krótko - trzy lub cztery godziny - to nawet po polsku trudno znaleźć czas na wychowanie. Co dopiero po niemiecku.

- Na komputerze pokazujemy synkowi po niemiecku bajki - dodaje pani Iza. - Wiem, że to działa, bo sama nauczyłam się niemieckiego z telewizji. Ale jak Bóg da i będziemy mieli drugie dziecko, spróbujemy wychowywać je dwujęzycznie. Mamy nadzieję, że Teodor też naturalnie się w tę sytuację włączy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska