Dom zły w Chróścinie Nyskiej

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
24 lokatorów bloku w Chróścinie Nyskiej, podzielonych niczym Polska na dwa obozy.
24 lokatorów bloku w Chróścinie Nyskiej, podzielonych niczym Polska na dwa obozy.
24 lokatorów bloku w Chróścinie Nyskiej, podzielonych niczym Polska na dwa obozy: Wspólnotowców i Spółdzielców, nigdy się ze sobą nie dogada. Nie ma na to szans.

Przewrót nastąpił w marcu. Na zebraniu lokatorów niespodziewanie okazało się, że zarząd Wspólnoty utracił poparcie większości mieszkańców. Zabrakło jednego głosu do uchwalenia absolutorium.

Po zebraniu pani Magda, nowa lokatorka, która dotychczas popierała Wspólnotę, przyszła do pani Kozłowskiej z pierwszej klatki i oznajmiła, że przechodzi do stronnictwa Spółdzielni. Wtedy postanowili przejąć władzę.

- Ktoś po cichu obszedł mieszkania zwolenników Spółdzielni i zebrał podpisy pod dwiema uchwałami: o odwołaniu dotychczasowego zarządu Wspólnoty i powołaniu nowego - opowiada Jolanta Przybytek, inicjatorka Wspólnoty i przez trzy lata członek jej zarządu. - Do nas, czyli zwolenników samodzielności Wspólnoty, nikt nawet nie zapukał. Nikt nas nie uprzedził, że jest taki wniosek, że wybrano nowy zarząd. O niczym nie wiedzieliśmy.

Dopiero kiedy jako stary zarząd pojechaliśmy do sądu na rozprawę o zapłacenie zaległych czynszów, to okazało się, że na tę samą rozprawę przychodzi nowy zarząd, który przed sądem wycofuje pozwy przeciwko dłużnikom.

Sąd musiał zbaranieć, skoro zawiesił postępowanie do czasu wyjaśnienia, kto tu działa legalnie. Budynek zamieszkany przez raptem 24 rodziny reprezentowały dwa zarządy o skrajnie różnych poglądach. Wspólnotowcy - zwolennicy Wspólnoty. I Spółdzielcy - zwolennicy Spółdzielni. Bo to jest, proszę państwa, bardzo podzielony budynek.

Świetlana "Przyszłość"

Osiedle im. Tumbewa, nieznanego bliżej Węgra, który pół wieku temu pomagał uruchamiać kombinat rolniczy w Chróścinie Nyskiej, to tylko 9 bloków i 180 mieszkań. Domy z wielkiej płyty wybudował 40 lat temu kombinat rolniczy dla swoich pracowników.

Po upadku kombinatu zarząd nad blokami przejęła państwowa Agencja Nieruchomości Rolnych. Pod koniec lat 90. większość mieszkańców wykupiła lokale i założyła spółdzielnię mieszkaniową. W 2009 roku jeden z bloków, o numerach 15-19, wyłamał się ze Spółdzielni i założył Wspólnotę "Przyszłość".

Uchwałę o jej powołaniu poparło 12 lokatorów, 12 było przeciw. Zdecydowała przewaga w powierzchni mieszkań. 3 procent więcej udziałów w tzw. części wspólnej przeważyło o powołaniu Wspólnoty. Spółdzielnia Mieszkaniowa, która przez kilka lat nie uznawała istnienia Wspólnoty, przegrała w sądzie wnioski podważające jej legalność.

- Jest nas 12 do 12. I mój głos jest mniej ważny od sąsiada, bo on ma trochę większe mieszkanie. Czy to jest sprawiedliwe? - pyta retorycznie Danuta Kozłowska, Spółdzielca z pierwszej klatki.
Wspólnota wybrała swojego administratora, licencjonowanego zarządcę nieruchomości z Nysy. Zawarła w imieniu lokatorów umowy na dostawę wody, odbiór ścieków i śmieci. Zaczęła sama sprzątać, czyścić, naliczać czynsze i pobierać pieniądze.

W mieszkaniu Wspólnotowca Jolanty Przybytek w trzeciej klatce sześć kobiet usiadło wokół gazowego pieca i z ożywieniem opowiadają, jak sobie dobrze radzą z utrzymaniem sporej nieruchomości:

- Mamy prywatne kosiarki. Ze wspólnych pieniędzy kupujemy do nich paliwo za 150 złotych i kosimy nasz trawnik. Tymczasem poprzednio za utrzymanie zieleni Spółdzielnia kasowała od nas w czynszach 1200 złotych miesięcznie.

Teraz ktoś z sąsiadów rzuca hasło: kosimy trawę czy odśnieżamy chodniki i kto może, idzie pomagać. Pozostałych 12 zwolenników Spółdzielni stoi z boku i tylko patrzy, ale nie mamy do nich pretensji. Dla nas taka praca to relaks i okazja do wspólnej zabawy. Koszenie trawników często kończy się wspólnym grillem.

- Imprezują do nocy pod blokiem i śpiewają do nas: Niech patrzy hołota, jak się bawi Wspólnota! - w zimnym mieszkaniu w pierwszej klatce zebrało się w kurtkach pięć kobiet, zwolenniczek Spółdzielni. One mają kompletnie odmienny, czarny obraz rzeczywistości.

- Odkąd powołaliśmy Wspólnotę, czynsze spadły o 40 do 100 złotych miesięcznie, w zależności od wielkości mieszkania - opowiada dalej Jolanta Przybytek z zarządu Wspólnoty. - Zarząd pracuje społecznie. Nie naliczamy za to żadnych opłat. Jak trzeba, za swoje kupujemy nawet znaczki na listy polecone.

Naliczamy niższą opłatę za eksploatację: W spółdzielni 1,3 zł za każdy metr powierzchni mieszkania, u nas tylko 70 groszy. Mamy tańsze śmieci - u nas 5,5 złotego za mieszkańca, w Spółdzielni 8,6 złotego, choć od wszystkich odbiera ta sama firma. Taniej zbieramy za wodę, a za ogrzewanie pobieramy 2,9 zł za metr powierzchni, podczas gdy Spółdzielnia bierze 4,2 zł.

- Co nam po tanim ogrzewaniu, jeśli w mieszkaniach mamy po 12-15 stopni ciepła, bo Wspólnota oszczędza na paliwie? - komentuje Danuta Kozłowska i panie ze stronnictwa Spółdzielni. - My chcemy zapłacić czynsz i mieć spokój. Pewność, że jak się coś zepsuje, to przyjdzie konserwator i naprawi. A jak nadejdzie zima, to w mieszkaniach będzie ciepło. Gwarancję, że jak ktoś z lokatorów narobi długów, bo nie zapłaci czynszu, to nie wpędzi w kłopoty finansowe małej Wspólnoty. Bo duża Spółdzielnia w takiej sytuacji może więcej i jest bezpieczniejsza! Oszczędności to nie wszystko.

Dawniej było lepiej

- Dopóki nie było Wspólnoty "Przyszłość", to było bardzo spokojne i miłe osiedle - opowiadają zmarznięci zwolennicy Spółdzielni. - Teraz jest bardzo nieprzyjemnie. Administrator Wspólnoty tylko nas straszy i każe sprzedawać mieszkanie i się wyprowadzać, jak się komu nie podoba.

Przestaliśmy z nimi rozmawiać, wysyłamy im tylko pisma, bo zarzucają nam ciągle kłamstwa. Wyzywają nas od ciemnogrodu, ubliżają, że mamy żółte papiery, dokuczają. Nawet ich dzieci nie mówią nam "dzień dobry".

Obie strony zarzuciły skargami nadzór budowlany, prokuraturę i sądy. Policjanci podobno rwą sobie włosy na głowie, gdy słyszą o kolejnym wezwaniu do Chróściny. Śledczy na przesłuchaniach poza protokołem namawiają ich do ugody na Boże Narodzenie. Bez skutku.

Największe pretensje wobec Wspólnoty ma pani Magda, nowa lokatorka i matka piątki dzieci. Dowodzi, że administrator zignorował jej skargi, gdy na świeżo remontowanych ścianach w dziecięcym pokoju pojawił się grzyb. Zarząd Wspólnoty odpowiada, że to ona nie wpuściła do mieszkania rzeczoznawcy, który miał ustalić przyczyny zawilgocenia ścian.

- Odkąd poparłam Spółdzielnię, jestem poddawana regularnemu mobbingowi, choć zgodnie z kodeksem może on mieć miejsce tylko wobec pracownika, a nie sąsiada - opowiada pani Magda. -

Moje dzieci są fotografowane, krzyczy się na nie. Ktoś włamał się do mojej piwnicy. Ktoś zamknął mnie w ciemnej piwnicy, gdy byłam w 9. miesiącu ciąży. Mojego narzeczonego pobito na klatce schodowej. Pomówiono mnie, że prowadzę nielegalną produkcję w mieszkaniu, choć miałam tu tylko sklep internetowy. Tu się nie da żyć!

- To nieprawda. U nas nie ma awantur. Nie zniżamy się do ich poziomu. To pani Magda jest osobą konfliktową - odpowiadają na zarzuty zwolennicy Wspólnoty.

Ciepło nie będzie

Największym zarzewiem konfliktu stała się przed zimą sprawa kotłowni. Przez pierwsze dwa sezony zimowe blok "Przyszłość" korzystał ze wspólnej, osiedlowej kotłowni, której właścicielem jest Spółdzielnia. Zwolennicy Spółdzielni płacili czynsze do Spółdzielni i nie mieli żadnych problemów.

Zwolennicy Wspólnoty płacili swoje czynsze wraz z kosztami ogrzewania na konto Wspólnoty. Zarząd Wspólnoty wystąpił do prezesa Spółdzielni o zawarcie umowy na dostawę ciepła dla całego bloku, ale Spółdzielnia umowy nie zawarła, bo Wspólnoty nie uznawała.

Przez dwa sezony 12 zwolenników Wspólnoty faktycznie nie płaciło Spółdzielni za ogrzewanie i tak powstała zaległość. Spółdzielnia wyliczyła ją na 140 tysięcy, co według Wspólnoty jest kwotą znacznie zawyżoną. W lutym 2010 roku Spółdzielnia przysłała monterów i odcięła zadłużone mieszkania od dostawy ciepła. Kilku zwolenników Wspólnoty, żeby przetrwać czas mrozów wyniosło się do przyjaciół i rodzin.

Kiedy zima się skończyła Wspólnota uchwaliła, że zbuduje w piwnicy własną kotłownię. Żeby ją zamontować w piwnicznym pomieszczeniu wymiennikowni, Jolanta Przybytek zerwała kłódki założone przez Spółdzielnię.

Opozycja wezwała policję, która przez kilka godzin negocjowała między stronami, aż wreszcie umożliwiła zainstalowanie nowego pieca. Pani Jola stanęła potem przed sądem za zerwanie kłódek, spuszczenie wody z instalacji CO i została uniewinniona. Zwolennicy Spółdzielni zaskarżyli budowę do nadzoru budowlanego, wojewody i sądu administracyjnego. Twierdzą, że kotłownia zagraża ich bezpieczeństwu. Ale sprawy przegrali.

Wspólnota grzeje blok od dwóch sezonów. 12 lokatorów jednak ciągle płaci czynsze do Spółdzielni, która nie przelewa za to żadnych należności, do czasu rozliczenia starego długu. Kilka miesięcy temu Wspólnota doniosła do prokuratury na władze Spółdzielni Mieszkaniowej, że nielegalnie przywłaszczają sobie czynsze od 12 lokatorów. Śledztwo jest w toku.

- Łączne zaległości tych 12 mieszkań to na dziś kwota 200 tys. złotych - mówi Jolanta Przybytek. Po marcowym puczu zwolennicy Wspólnoty odzyskali większość w zarządzie i przywrócili swoje władze, a zwolenników Spółdzielni odwołali.

Przeważyła córka pani Przybytek, która akurat kupiła mieszkanie w bloku od stronnika Spółdzielni. - Wystąpiliśmy do sądu o wyegzekwowanie długu. Wyrok już by zapadł, gdyby zarząd powołany przez zwolenników Spółdzielni nie wycofał z sądu pozwów. Teraz sąd ma rozstrzygnąć, które uchwały są legalne, który zarząd jest wybrany prawidłowo i wtedy odwiesi proces o zaległe czynsze. Gdybyśmy mieli te pieniądze, to rozliczylibyśmy się ze Spółdzielnią za ogrzewanie, spłacilibyśmy kotłownię i mielibyśmy jeszcze 40 tysięcy na remont dachu.

Tymczasem pieniądze się skończyły i Wspólnoty nie stać nawet na kupienie oleju na zimę. Dlatego kaloryfery w mieszkaniach stoją zimne, rdzewieją, a ludzie chodzą w kurtkach albo grzeją prądem lub butlami gazowymi.

- Liczymy się z tym, że w sądzie możemy przegrać. Wtedy Spółdzielnia rozliczy się za nas ze Wspólnotą - mówi Danuta Kozłowska ze stronnictwa Spółdzielców. - Postępowanie zwolenników Wspólnoty tylko powiększyło nasze obawy, że oni nie potrafią dobrze gospodarować w naszym budynku. Będziemy czekać, aż ktoś ze Wspólnoty sprzeda mieszkanie i my przejmiemy większość udziałów. A wtedy doprowadzimy do podziału budynku. Niech dwie klatki, gdzie przeważają stronnicy Wspólnoty, wydzielą się od dwóch pozostałych. Tak będzie sprawiedliwie!

- Jesteśmy gotowi do zgody, do rozmowy, ale oni muszą zrozumieć, że są razem z nami Wspólnotą. Czy tego chcą, czy nie - przekonuje Jolanta Przybytek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska