Dorota Zawadzka o tym dlaczego dziecko nie skacze na jednej nodze

Redakcja
Dorota Zawadzka.
Dorota Zawadzka.
Rozmowa z Dorotą Zawadzką, pedagogiem i psychologiem, telewizyjną Supernianią.

Sylwetka

Dorota Zawadzka - pedagog oraz psycholog rozwojowy. Absolwentka Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, pracowała jako wykładowca w katedrach psychologii rozwoju i psychologii wychowawczej. Prowadziła zajęcia z psychologii rozwoju człowieka w warszawskiej Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Ogólnopolską popularność zyskała, prowadząc w latach 2006-2008 program "Superniania" w telewizji TVN. W ubiegłym tygodniu poprowadziła na Opolszczyźnie cykl spotkań z rodzicami i nauczycielami przedszkolnymi w ramach projektu "Pomysłowe przedszkolaki", realizowanego przez Opolskie Centrum Demokracji Lokalnej.

- Wychowanie dziecka jest chyba najtrudniejszą rzeczą, jaką nam przyszło robić w życiu.
- Niekoniecznie najtrudniejszą. Wszystko zależy od tego, czy jesteśmy dobrze przygotowani. Za to zawsze najbardziej odpowiedzialną. Zawód, pracę możemy zmienić. Rodzicami jesteśmy na zawsze, 24 godziny na dobę, od poczęcia dziecka do naszej śmierci. I nigdy nie przestajemy nimi być, nawet gdy dzieci są już dorosłe. Nie powinniśmy wtrącać im się w życie, ale powinniśmy służyć zawsze. Dać pewność, że w każdej chwili jesteśmy gotowi im pomóc. Mogą nas nigdy nie potrzebować, ale muszą wiedzieć, że dla nich jesteśmy.

- Jak, pani zdaniem, polscy rodzice są do tej roli przygotowani?
- Z moich doświadczeń wynika, że mają bardzo niskie kompetencje wychowawcze. Strasznie mnie to martwi. A tego wcale nietrudno się nauczyć. Są doskonałe, specjalistyczne książki. Są fantastyczne uznane portale internetowe o rozwoju dzieci, wychowaniu. Nie mówię o forach, bo tam najczęściej są bzdury. Trzeba czytać, ze zrozumieniem i konsekwentnie trzymać się rad specjalistów. Przecież my nie wysysamy wiedzy o rozwoju człowieka z mlekiem matki. Jak rodzi się pierwsze dziecko, to niewiele umiemy. Rodzice czerpią chętnie z doświadczeń pokoleniowych. Wiedzy mam, babć, dziadków, ciotek i wujków. I uważają, że to wystarczy.

- A nie wystarczy?
- Nie, bo wszystko się zmienia. Ja urodziłam dwóch synów na przestrzeni czterech lat. Przy starszym słyszałam: "Tylko na brzuchu, nie ma spania na plecach. Karmimy co trzy godziny, a jak śpi, to budzić". I tak siedziałam z zegarkiem w ręku. Kąpałam, różne zasypki stosowałam itp. A po czterech latach, gdy przyszedł na świat młodszy, usłyszałam: "Absolutnie nie na brzuchu, bo to niedobre! Wyłącznie na plecach. Karmić na żądanie, kiedy tylko będzie chciał, przez całą dobę. I nie kąpać przez pierwszy miesiąc, żeby się wszystko wchłonęło, bo to dobre dla skóry. Jak kupa, to tylko umyć". W ciągu czterech lat tak to się zmieniło. A co dopiero na przestrzeni 30-40 lat, w przypadku naszych babć.

- Czyli babcie nadają się dziś już tylko do przechowywania dzieci, gdy rodzicom brak czasu.
- Oczywiście, że nie tylko! Wiedzą na przykład bardzo dużo o wartościach, patriotyzmie. Jednak z aktualnymi tendencjami wychowawczymi najczęściej nie są na bieżąco. Słyszę często: po co posyłać dziecko do przedszkola, skoro babcia jest w domu? To dobrze, że babcia jest z dzieckiem, ale do pewnego wieku. Rodzina może dać dziecku wszystko, poza jedną rzeczą. Nigdy nie będzie grupą rówieśniczą. Kasią, Zosią, Bartkiem. Gdy w piaskownicy pojawia się jakiś konflikt, natychmiast zjawia się mama i robi wszystko, by go załagodzić. A najlepiej, żeby jej maluch był górą. W przedszkolu dziecko musi załatwić to osobiście. Oczywiście, pod opieką pań, które wiedzą, kiedy i jak się wtrącić, by dzieci nauczyły się współpracować ze sobą, a nie rywalizować. W przedszkolu dziecko zetknie się z farbkami, które nie zawsze są mile widziane w domu, bo brudzą. A nawet z nożyczkami, które większość matek chowa, bo oczyma wyobraźni widzi je wbite w czółko swojej pociechy. Przedszkole uczy samodzielności, czego mamy nie robią.

Nikt nie wie dlaczego, ale dzieci na nas patrzą i robią tak samo. Podobnie siedzą, jedzą i mówią

- Bo są nadopiekuńcze?
- Bardzo często. A wychowanie dziecka nie polega na tym, że my za nie coś zrobimy. Takie dziecię nie wie, który bucik jest na którą nogę, bo mama mu zakłada. Trzeba je nauczyć. Jeśli dziecko ma zapinać guziczek, to najpierw powinno to robić na kimś, a potem ćwiczyć na sobie. Tak z 500 razy. Dzieci powinny ćwiczyć. Pod kontrolą rodziców, pod ich czujnym spojrzeniem, zachęcającym uśmiechem. A uczą się bardzo szybko. Roczne szybciej niż dwulatki, dwulatki szybciej od trzylatków itd. Na dobrą sprawę wszystkiego, co umiemy, nauczyliśmy się w pierwszych trzech latach życia. Teraz tylko składamy to do kupy. By - w siódmym roku życia - opanować sztukę pisania, dużo wcześniej nauczyliśmy się chwytać, a potem rysować kreski, kółka, szlaczki. Rodzice zupełnie niepotrzebnie martwią się postępami w rozwoju dziecka. Nie mają pojęcia, co może ono umieć w danym wieku, a do czego absolutnie nie jest zdolne. Na przykład trzylatek skaczący na jednej nodze jest absolutnie wyjątkowy, bo trzylatki mają generalny problem z oderwaniem drugiej nogi. Małe dziecko musi za to opanować sztukę wchodzenia na tapczan. Mamy zabraniają, bo "ono skacze i się połamie". Ono ma się wspinać, trzeba je tylko nauczyć, że schodzi się nóżkami w dół, a nie głową. Trzeba wspomagać dziecko, a nie mu przeszkadzać.

- I czytać dzieciom, a z tym chyba nie jest najlepiej.
- Rzeczywiście, rodzice - niestety - rzadko czytają dzieciom w domu. "Bo ono jeszcze nie potrzebuje, bo jeszcze nie chodzi do szkoły". Jak słyszę takie argumenty, to mnie krew zalewa. Dziecku trzeba czytać. W zasadzie od urodzenia. Czytanie rozwija wszystko. Wyobraźnię, zasób słów. W przedszkolu od razu widać, którym dzieciom czytano w domu. Lepiej rozumieją, co się do nich mówi. Bo już kiedyś słyszały podobną historyjkę. A trzylatek rozumie dużo więcej, niż się nam wydaje. Czasem nawet dużo więcej, niż byśmy chcieli.

- Gdy dziecko wychodzi z domu, wchodzi do świata, o którym niewiele wiemy.
- Nie wiemy, bo nie chcemy wiedzieć. Bo nas to średnio interesuje, bo się boimy dowiedzieć, nie mamy oferty. Jak dziecko zamyka drzwi po tamtej stronie, to trzeba zapukać. Nie narzucać się, ale zaproponować coś. Wejść, jeżeli nas zaprosi - bo zależy to też od wieku dziecka - i zapytać, co robi, co je interesuje, co jest w tym fascynującego. Żeby nam pokazało, opowiedziało. Nawiązać rozmowę. Nie można się obrażać na dziecko. Nie można mówić "ono nie chce, to ja też nie". Tak jest najłatwiej, tylko to jest droga donikąd. I nie przesadzajmy też z chorą wyobraźnią, że za tymi drzwiami za chwilę, bez nas, stanie się coś strasznego i jak spadnie meteoryt, to trafi na pewno w nasze dziecko. Doświadczenie samodzielności też jest bardzo ważne dla jego rozwoju. Dzieci mają ogromną potrzebę poznawania świata, eksperymentowania.

- Pełna samodzielność chyba nie wystarczy, coś też zależy od rodziców.
- Dziecko myśli tak samo jak my, czuje jak my, ma emocje, stres. Je też może boleć głowa, nie tylko mamę. I tak samo jak my zasługuje na szacunek. Rodzie pytają mnie - ale za co? Za to, że jest. To wystarczy. Chodzi o to, by wzrastało w poczuciu własnej godności. To, jakie dziecko ma samopoczucie, samoocenę, samowiedzę, zależy od nas. My mu mówimy, jakie ono jest. Ono tego nie wie. My mu dajemy informacje: jesteś ładne, miłe, mądre, grzeczne, wartościowe. I ono te etykietki od nas odbiera i robi z nich użytek. Dobry lub zły.

- To, jakie będzie, zależy tylko od nas?
- Oczywiście, uczy się też od innych ludzi. Ale jeśli my jesteśmy dla niego autorytetem, to kiedy od kogoś usłyszy "jesteś głupi", możemy je zapytać, kto ma rację. Rodzice czy ktoś, kogo widzisz pierwszy raz w życiu? To my, rodzice, nadajemy znaczenie wszystkiemu. Informujemy dziecko, co jest ważne, a co nie. Co jest mądre, a co głupie. A skoro mamy je czegoś nauczyć, to powinniśmy być przykładem. Bo dzieci uczą się przez naśladowanie. Możemy coś sto razy powiedzieć, lecz jeśli choć raz zrobimy inaczej, dziecko zawsze to powtórzy, już nie zrobi tak, jak je namawialiśmy. Nikt nie wie, dlaczego, ale dzieci na nas patrzą i robią tak samo. Podobnie siedzą, jedzą, mówią. Zachowują się podobnie, ba - nawet poglądy polityczne miewają takie same. Bo nas obserwują. Jak my jesteśmy dobrymi ludźmi, to i nasze dzieci są dobre.

- Ma pani swoją, osobistą, definicję wychowywania?
- Kiedyś powiedziałabym, że to całokształt oddziaływań pedagogicznych na dziecko. Teraz myślę, że wychowanie to poświęcanie uwagi, czasu i bezwarunkowa miłość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska