Dr Adrianna Paroń: Osobiście nie jestem zwolenniczką parytetu, ale...

GINA
Dr. Adrianna Paroń
Dr. Adrianna Paroń GINA
Rozmowa z politologiem z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu.

- Niedawno na waszej uczelni odbyła się burzliwa debata pod hasłem "Parytet : kaprys czy potrzeba?". I pani wiodła tam rej. Wyjaśnijmy sobie coś na początku, bo od tego będzie pewnie zależał sposób zadawania przeze mnie pytań. Czy jest pani feministką?
- A co, feministce zadawałby pan pytania bardziej dokuczliwe?

- Powiedzmy, że bardziej bym wyostrzył miecz. Feministki bywają skrajne, więc lepiej prowokować je skrajnymi pytaniami.
- Pan się chce czegoś dowiedzieć czy prowokować? Nie jestem feministką nawet w kawałku. Jestem kobietą samodzielną.

- Ulżyło mi... Wyjaśnijmy zatem na początek, co to takiego ten parytet. Koleżanka z Radia Opole pytała o to ludzi na ulicy, w tym wiele młodych kobiet. Nikt nie wiedział oprócz jednego faceta, mocno dojrzałego.
- Najpierw wyjaśnijmy, że tę debatę zorganizowała nie kadra naukowa, lecz sami studenci politologii. A studenci socjologii wsparli ich badaniami. Zaś parytet to równy udział - pół na pół - udział kandydatów obojga płci na liście wyborczej.

- Dodajmy, zagwarantowany urzędowo, a więc wymuszony. Czy to jest sprawiedliwe? Przecież w Polsce kobiety mają od dawna zagwarantowane prawa wyborcze: i te bierne, i te czynne.
- Ja odpowiem tak: a czy sprawiedliwe jest to, że kobiety na tych listach wyborczych to zaledwie jakaś mała cząstka?

- Bo mężczyźni mają większy temperament polityczny, my jesteśmy zwierzęta polityczne. Nas kręci władza. To chyba kwestia testosteronu.
- No tak, wciąż pokutuje ten mit mężczyzny-zdobywcy. Mit wiecznego łowcy. Tyle tylko, że gdybyśmy uważnie posłuchali choćby tego, co o zmianach mentalnych w obrębie płci mówi profesor Lew-Starowicz, to doszlibyśmy do wniosku, że męskie cechy dominacji tracą na znaczeniu. To kobiety częściej inicjują dziś kontakt, proponują romans. Lew-Starowicz mówi wręcz o mężczyznach metroseksualnych.

- To ci, którzy jeżdżą metrem?
- Ha, ha, ha... Udaje pan, że nie wie?

- Staram się odpowiedzieć tak, jak zapewne pojmują to pojęcie ci, którzy nie wiedzą, co to parytet.
- Mężczyzna metroseksualny to mężczyzna, który hołduje stylowi życia skupionemu na własnej cielesności, podążaniu za modą, korzystaniu ze zdobyczy kosmetyki, który przywiązuje wagę do własnej atrakcyjności, czyli przejawia te cechy, które kojarzone były dotychczas z kobiecością. Ale wróćmy do parytetów...

- Dobrze. Co pani powie na takie stwierdzenie, że parytet to rzecz z gruntu nieuczciwa, bo z założenia krzywdząca kobiety. Parytet zakłada otóż, że one są gorsze, ale powinny dostawać punkty za jajniki, tak jak w PRL dostawało się punkty za pochodzenie robotnicze. Dodatkowo takie stawianie sprawy budzić może zawiść, złość, poczucie niesprawiedliwości.
- W pana pytaniu mamy już założenie, że kobieta jest gorsza. Jakie to stereotypowe! Trzeba również pamiętać, że dzięki jajnikom rodzą się dzieci. Kobiety nie chcą łaski, bo same z dwukrotną siłą dążą do osiągnięcia sukcesu i nierzadko im się to udaje. Mamy siłę godzić wiele rzeczy naraz: wychowanie dzieci, życie małżeńskie i pracę zawodową.

- A my tylko godzimy picie piwa z oglądaniem meczów, prawda? Mnie chodziło tylko o to, czy parytet to nie jest takie protezowanie kobiet. Jak na przykład Murzynów na uczelniach w USA. To twórcy parytetu zakładają, że kobieta jest kimś gorszym.
- Nie że gorszym, ale że ma mniej szans. Coś jest przecież na rzeczy. Proszę spojrzeć na tabelkę, którą przyniosłam na naszą rozmowę. Gołym okiem widać, że udział kobiet we władzy jest większy w krajach rozwiniętych. Są kraje, gdzie nawet gdy kobiety mają prawo wyborcze, to i tak istnieje przepis, który pozwala glosować mężowi za żonę. A w Arabii Saudyjskiej i Libanie prawo wyborcze mają tylko kobiety wykształcone.

- Może należałoby tę zasadę rozciągnąć także na mężczyzn. I wprowadzić na całym świecie... Ale to tylko dygresja. Pani mówi o krajach arabskich, ale jesteśmy w polskim tu i teraz. Ja powiem raz jeszcze: parytet ma walczyć z dyskryminacją, a tymczasem sam ją stosuje.
- Pewnie pana teraz zaskoczę, ale ja osobiście nie jestem zwolenniczka parytetu.

- No więc jaki sens ma ta rozmowa?
- A taki, że ja rozgraniczam swoje poglądy od tematu debaty, w której uczestniczyłam. Żeby była jasność, nie jestem zwolenniczką parytetu jako obowiązkowego układania list: pół na pół. Opowiadam się jednak stanowczo za pewną formą uprzywilejowania kobiet w wyborach. Można na przykład wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze, gdzie o jeden mandat walczyłaby i kobieta, i mężczyzna.

- A jakby się nie znalazła żadna kobieta, która by chciała powalczyć o ten mandat, toby się ją zmusiło?
- A może, jak powiedziała Katarzyna Piekarska z SLD, demokracja bez udziału kobiet to tak naprawdę brak demokracji? Choć z drugiej strony, jak powiedziała znana z oryginalności sądów Nelly Rokita, sam parytet i namawianie kobiet do głosowania na kobiety to ograniczanie kobietom wolności wyboru.

- Które na dodatek prowadzi do absurdów. Niedawno w Szwecji grupa młodych kobiet podała do sądu uniwersytet, bo odpadły na egzaminach, choć miały bardzo dobre wyniki. Egzamin zaliczyli za to mężczyźni, którzy mieli gorszy od nich wynik, ale zasada parytetu nakazuje, aby na każdym roku było pół na pół mężczyzn i kobiet. W ten sposób parytet, który miał chronić kobiety, skrzywdził je.
- Owszem, zdarzają się i takie skrajności, w Polsce jednak raczej nie mają się prawa zdarzyć. Poza tym ja myślę, że nie możemy też lekceważyć opinii samych Polek w tej kwestii. Bo proszę spojrzeć: tylko połowa pań w Polsce twierdzi, że obowiązujące w Polsce prawodawstwo zapewnia równouprawnienie w życiu publicznym i w pracy.

- Bo może im to przekonanie ktoś wmówił? Koncernowi, do którego należy nto, dla której robię ten wywiad, prezesuje kobieta. Udzielam się w radiu rządzonym przez kobietę. Mieszkam w gminie, na której czele stoi kobieta. Moje podatki rozlicza firma należąca do kobiety, a pieniądze trzymam w banku, którego dyrektorem też jest kobieta.
- I chwała im za to, ale skoro już powiedział pan o pieniądzach, to nie wiem, czy pan sobie zdaje sprawę z tego, że w Polsce kobiety zarabiają piętnaście procent mniej od mężczyzn...

- To proszę mi pokazać choć jeden zakład, jedną fabrykę, jedną instytucję, gdzie na równorzędnych stanowiskach i przy takiej samej ilości przepracowanych godzin oraz stażu pracy kobieta zarabiałaby mniej. Ale konkretnie, z nazwy...
- A dlaczego pan dopytuje o konkretną firmę?

- Bo wszyscy mówią o nierównościach płacowych w Polsce, a nikt jeszcze nie wskazał konkretnego miejsca, gdzie by się to działo. A przecież media by już dawno takie przedsiębiorstwo rozszarpały.
- Istnieją bardzo wiarygodne badania, dokładne analizy serwisów raportplacowy.pl czy otopraca.pl. Są konkretne zawody, w których kobiety zarabiają od 20 do 30 nawet procent mniej niż mężczyźni. To na przykład główny księgowy, kierownik marketingu, specjalista kontrolingu...

- Może mężczyźni biorą więcej nadgodzin, bo nie muszą lecieć do domu, do dzieci, do obowiązków?
- Dobrze, że pan zwrócił uwagę, że rzeczywiście przed kobietą staje więcej wyzwań. To właśnie jest ten powód, dla którego powinny być mocniej docenione.

- A co to jest dyskryminacja pozytywna?
- To utrzymywanie czasowych lub stałych rozwiązań mających na celu wyrównanie szans osób dyskryminowanych ze względu na płeć, pochodzenie etniczne, orientację seksualną...

- Piękna językowa przewrotka: zamiast mówić "nieuzasadnione przywileje", mówimy "dyskryminacja pozytywna". A co pani powie o propozycjach Norwegów, aby nawet w biznesie dzielić stołki pół na pół według płci. Rady nadzorcze byłyby dobierane nie według tego, kto co nosi w głowie, ale tego, co nosi na sobie: portki albo spódnicę.
- Rozwiązania norweskie są w moim przekonaniu zbyt daleko idące. Nie można zmuszać kobiet, aby szły do wyborów, kandydowały na stanowiska.

- Ależ do bycia członkiem rady nadzorczej jakiejś spółki nikogo nie trzeba zmuszać. Łatwa kasa za samo tylko zasiadanie...
- Więc mówię, w Norwegii niektóre sprawy poszły za daleko. Ja chciałabym być dobrze zrozumiana: nie jestem zwolenniczką urzędowego wprowadzania parytetów lub innych przywilejów, ale akcentowania potrzeby równości i aktywizacji kobiet. Akcentowania poprzez na przykład debaty takie jak ta, która miała miejsce na naszej uczelni.

- Ale taki proces nigdy się nie zatrzymuje sam z siebie. Nawet się nie spostrzeżemy, jak będziemy mieli podobne uregulowania u siebie. I to wprowadzone w atmosferze wielkiego dobrodziejstwa.
- Proszę się nie obawiać. Ja myślę, że Polacy znają granice w tym względzie. Ale w dziedzinie równości kobiet i mężczyzn naprawdę jest jeszcze u nas bardzo dużo do zrobienia.

- Dziękuję za rozmowę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska