Dr Sławomir Mentzen: Nie ma w Polsce przedsiębiorcy, który spełniałby wszystkie wymagania stawiane mu przez państwo

Kacper Rogacin
Kacper Rogacin
Fot. Jacek Smarz / Polska Press
- Rząd nakłada na polskich przedsiębiorców absurdalne regulacje, nieistniejące nigdzie indziej w Europie. Niemożliwe jest spełnienie wszystkich wymagań, stawianych firmom przez państwo – mówi dr Sławomir Mentzen, ekonomista, doktor nauk ekonomicznych i polityk Konfederacji.

„Państwo jest z przedsiębiorcami. Będziemy wspierać polskie firmy” – mówi premier Mateusz Morawiecki. A Pan premierowi nie wierzy.
Nie wierzę, bo rzeczywistość wygląda inaczej, niż przedstawia ją premier Morawiecki. Podam przykłady z ostatnich tygodni i miesięcy. W połowie października wprowadzono Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych. Od tego momentu każda nowo zakładana spółka Z.O.O. ma obowiązek w ciągu tygodnia zgłosić beneficjentów rzeczywistych, czyli udziałowców tej spółki, do specjalnego rejestru. Jeżeli tego nie zrobi, grozi jej kara w wysokości do miliona złotych. Problem jest taki, że większość zarządów nowo zakładanych spółek Z.O.O. nie ma pojęcia o tej regulacji.

Ale to wina rządu?
Nie było żadnej kampanii informacyjnej, żadnej akcji, z której przedsiębiorcy dowiedzieliby się, że jeśli zakładają taką spółkę, to muszą dodatkowo zgłosić się do specjalnego rejestru. A w przypadku wprowadzania takich regulacji poinformowanie przedsiębiorców jest po prostu niezbędne. Przedsiębiorcom mówi się, że mamy tzw. jedno okienko do zakładania spółki w ciągu 24 godzin. I na pierwszy rzut oka rzeczywiście tak to wygląda. Problem polega na tym, że pojawiły się nowe, dodatkowe okienka, do których trzeba się zapisać, a o których przedsiębiorców nikt nie informuje.

Rząd broni się, że dodatkowe regulacje to efekty wymogów, które narzuca Unia Europejska.
Jasne, ale dlaczego nie dobudowano tego do systemu S24, żeby równocześnie z założeniem spółki można było od razu zgłosić beneficjentów rzeczywistych?

CRBR to jedyny przykład?
Jest ich dużo więcej. Kolejny to wchodzący teraz rejestr BDO, gdzie każdy... a właściwie tak naprawdę nie wiadomo dokładnie kto, musi się zgłosić, żeby rejestrować przekazywanie komuś odpadów. W tym przypadku przepisy są wyjątkowo nieprecyzyjne i przedsiębiorcy nie wiedzą, czy muszą się do tego rejestru wpisywać, czy nie. Podobno każdy, kto zużywa opony, akumulatory i tonery, czyli de facto każdy przedsiębiorca, który ma samochód firmowy i drukarkę, powinien wpisać się do tego rejestru i w czasie ciągłym przekazywać informacje o zużywanych odpadach. To jest olbrzymi narzut regulacyjny. Według tych przepisów każda kosmetyczka, każda fryzjerka, powinna ważyć ścięte włosy i przekazywać informację na temat ich wagi. Przecież to kompletny absurd, żeby fryzjerka podlegała pod te same przepisy, co spalarnia śmieci.

To faktycznie sytuacja dziwna.
Powinniśmy zacząć rozróżniać małych przedsiębiorców, mikroprzedsiębiorców od naprawdę dużych firm. Rozumiem, że są obszary, w których naprawdę należy narzucić regulacje - choćby ochrona środowiska, czy ochrona danych. Ale w tej chwili mamy sytuację, że te same przepisy stosowane są dla KGHM-u i najmniejszego salonu kosmetycznego.

Niby to „kłopocik”, nie kłopot, bo przecież Konfederacja wprowadziła do Sejmu zaledwie 11 posłów, to za mało, żeby nawet stworzyć klub w Sejmie. Ale przez konfederatów PiS nie dostał premii wynikającej z ordynacji. Cztery lata temu w ten sposób „przejął” głosy oddane na koalicję Zjednoczona Lewica, która nie przekroczyła progu wyborczego, jak również te oddane na ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego, KORWIN. To właśnie w wieczór wyborczy wywołało wściekłość Jarosława Kaczyńskiego, nie tylko o to, że nie dostał owej „premii”, ale również dlatego, że pozwolił odepchnąć się od prawej ściany sceny politycznej. Jaka w tym wina Kurskiego? Otóż kierowana przez niego telewizja przez dużą część kampanii starała się ignorować Konfederację, w publikowanych sondażach pomijała notowania tego ugrupowania. W wyniku przegranych procesów w trybie wyborczym, „Wiadomości” musiały za to przepraszać tuż przed wyborami. Tymczasem Konfederacja była pod progiem do przełomu września i października. Wynika to ze średniej sondażowej ze wszystkich badań. Trend wzrostowy zaczął się pod koniec września i w tym czasie rozpoczął się spór z TVP. Najpierw od zamieszania w Studio Polska, a później spór o flagę w studio podczas debaty. Trend wzrostowy wzmocnił się po przegraniu przez TVP procesów dotyczących prezentacji sondaży Konfederacji. Wzmocniło to też krytykę TVP w Internecie, np. na Wykopie, gdzie zwolennicy Konfederacji nazywali ją „TVPiS”. „Gdyby ludzie Kurskiego nie ignorowali ich, oni sami zaprezentowaliby się jako wariaci, przecież wystarczyło zaprosić do studia Korwin-Mikkego, a ten palnąłby garść głupot i sam zdetonowałby bombę pod tym projektem. A tak zagłosował na nich co piąty młody człowiek, mimo że to my zwolniliśmy ich z podatków” - mówią w PiS. Jakie są szanse upadku Kurskiego? W PiS mówią, że dość duże, choć wtedy Kaczyński musiałby przyznać się do błędu, bo to on wyhodował Kurskiego. A tego przecież prezes nie lubi.W wypadku tego kłopotu szukanie winnych nie ogranicza się do Kurskiego, który zresztą oskarżany jest o „współudział” w stworzeniu kolejnego kłopotu, czyli promowanie na swoich antenach „ziobrystów”. Dostało się za to również głównym sztabowcom i strategom tej kampanii, czyli duetowi Annie Plakwicz i Piotrowi Matczukowi. Oni stworzyli ładną kampanię w oprawie, w obrazku, jednak zabrakło w niej strategii, a jednym z podstawowych celów PiS było niedopuszczenie, żeby wyrosła mu jakakolwiek konkurencja z prawej strony. Innym „winnym” ma być profesor Waldemar Paruch, naczelny strateg i socjolog PiS-u. Miał on do samego końca przekonywać prezesa, że Konfederacja nie jest dla PiS jakimkolwiek zagrożeniem, że z pewnością nie dostanie się do Sejmu.

Nowa piątka Kaczyńskiego. Ale to pięć kłopotów prezesa

Skoro te regulacje są wymuszone przez Unię Europejską, to w krajach takich jak Niemcy, czy Francja również istnieje ten problem?
No właśnie na zachodzie Europy wygląda to zupełnie inaczej. Tam rozumieją, że mały przedsiębiorca to nie jest wielki przedsiębiorca. Jest mnóstwo wyłączeń, z których najmniejsi przedsiębiorcy korzystają, dzięki czemu kary im nie grożą. W Polsce niestety nie jest stosowana zasada UE+0, czyli wprowadzanie tylko tych regulacji, do których zobowiązuje nas Unia Europejska. U nas, gdy pojawia się jakaś regulacja na poziomie unijnym, to pracownicy ministerstw wykorzystują ją jako pretekst do nałożenia kolejnych regulacji, które wchodzą w tej samej ustawie, a sprzedawane są ludziom, jako wypełnienie wymagań unijnych.

Na przykład?
Wprowadzono w Polsce Exit Tax, do czego rzeczywiście zobowiązała nas Unia Europejska. Problem w tym, że w Polsce ten podatek od przeniesienia spółki za granicę rozszerzono również na osoby fizyczne. Więc jeżeli mamy Polaka, który ma udziały w spółce wartej więcej niż 4 mln złotych i on wyprowadza się z Polski np. do USA, tracąc w tym czasie polską rezydencję podatkową, to w momencie wyjazdu, w ciągu siedmiu dni musi zapłacić dziewiętnaście procent od posiadanego majątku, czyli od wartości rynkowej swojej spółki. Mało który przedsiębiorca posiada w ogóle tyle kapitału płynnego, żeby spłacić dziewiętnaście procent wartości swojej firmy. Tego nie ma w innych krajach, a nawet jeżeli jest, to założenie jest takie - okej, możesz wyjechać, a jeśli kiedyś swoje udziały sprzedasz, to wtedy zapłacisz nam podatek. Ale nie w momencie wyjazdu! To jest nasz polski wymysł. Takiego rozwiązania nie nałożyła na nas Unia Europejska.
W swoich wypowiedziach krytykuje Pan również tzw. MDR-y.
Tak, chodzi o raportowanie schematów podatkowych przez doradców podatkowych, adwokatów, radców prawnych. UE wymusiła to raportowanie na krajach członkowskich, ale tylko w zakresie międzynarodowej optymalizacji podatkowej, aby uniemożliwić przenoszenie spółek do rajów podatkowych, celem uzyskania korzyści podatkowej. W Polsce ten system rozszerzono również na krajowe schematy. W tym momencie Ministerstwo Finansów jest zarzucane mnóstwem schematów podatkowych przez doradców podatkowych. Nikt nie ma czasu tego czytać, przerabiać. Doradcy podatkowi sami nie wiedzą, kiedy powinni takie schematy raportować, a kiedy nie. W MF też tego nie wiedzą – do tego stopnia, że ostatnio powołano nawet zespół do analizy tego przypadku. Ja sam jestem doradcą podatkowym, podlegam pod te przepisy. Byłem na szkoleniach z MDR-ów, ale przyznaję - nie rozumiem ich. Naprawdę, przy dobrej woli, przy przygotowaniu zawodowym, nie jesteśmy w stanie zrozumieć przepisów, którymi zostaliśmy obarczeni.

Co jest przyczyną takiego spiętrzenia regulacji akurat w Polsce?
To przede wszystkim wynika z braku wyobraźni. Urzędnicy nie rozumieją, że jeśli nakładają na kogoś obowiązek, a za niewykonanie tego obowiązku grozi kara miliona złotych, to osoby mające ten milion złotych zaczynają poważnie rozważać, czy chcą się na takie ryzyko pisać. Mamy w Polsce mnóstwo przepisów, które narzucają jakieś obowiązki, ale są to przepisy teoretyczne, co oznacza, że nikt nie sprawdza, czy przedsiębiorcy się do nich stosują. Na szczęście urzędnicy również nie stosują się do tych przepisów, bo musieliby zabić każdą firmę.

Nie ma w Polsce przedsiębiorcy, który spełnia wszystkie wymagania, stawiane mu przez państwo?
Nie ma. Nie ma drobnego przedsiębiorcy, który poprawnie spełnia RODO, ustawę o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy, kodeks pracy, czy przepisy o BHP. Nota bene przepisy o BHP regulują nawet to, jaki kolor ma mieć blat biurka w firmie, albo jak daleko klawiatura powinna leżeć od brzegu biurka. Za niespełnienie tych wymogów są przewidziane oczywiście kary. Mamy więc mnóstwo przepisów, których w praktyce nikt nie przestrzega. Na szczęście - póki co - urzędnicy ich nie egzekwują, ale tworzy to zawsze ryzyko, że jeżeli komuś trzeba będzie zaszkodzić, to przepis naprawdę się na to znajdzie.

Od 1 stycznia akcyza na wyroby alkoholowe i tytoniowe wzrośnie o 10 procent. Z jednej strony jest to podniesienie podatku, ale z drugiej pojawiają się głosy, że takie podniesienie akcyzy jest usprawiedliwione np. rosnącą inflacją.
Podatki, takie jak akcyza, są najbardziej wrażliwe na efekt krzywej Laffera. Bardzo łatwo jest ich uniknąć, przechodząc w szarą strefę - przemycając chociażby papierosy z zagranicy. Pytanie, po której stronie krzywej jesteśmy. Faktem jest, że akcyza ostatnio nie rosła. Ona jest kwotowa, w związku z czym rzeczywiście mogłaby być waloryzowana o inflację. Ale jeżeli używamy argumentu, że ponieważ mieliśmy inflację, to akcyza naturalnie powinna wzrosnąć, to równocześnie naturalnie powinna wzrosnąć kwota wolna od podatku, powinien wzrosnąć drugi próg podatkowy i wiele innych kwot, które nie są waloryzowane znacznie dłużej, niż nie była zmieniana akcyza. A przy okazji akcyzy należy przypomnieć, że posłowie Solidarnej Polski obiecywali przed wyborami, że nigdy nie zagłosują za podwyższeniem podatków, po czym już na pierwszym posiedzeniu zagłosowali za ich podwyższeniem.

Rząd zapowiadał wzrost akcyzy, ale o 3 procent, tymczasem po wyborach zapowiedź zwiększono do 10 procent.
Akcyza tak naprawdę wzrosła z tego powodu, że w obozie Zjednoczonej Prawicy nie doszli do kompromisu ws. likwidacji 30-krotności limitu składek ZUS. W związku z tym trzeba było znaleźć dodatkowe pieniądze. I znaleziono je właśnie w formie podwyższenia akcyzy.

15 praw i przywilejów przedsiębiorcy. Sprawdź je na kolejnych slajdach

TOP 15 praw i przywilejów przedsiębiorcy. Sprawdź, co ci prz...

Tomasz Kopyra, ekspert branży piwnej w Polsce stwierdził w rozmowie z nami, że zwiększenie akcyzy nie wpłynie znacząco na wzrost cen piwa, przede wszystkim kraftowego, czy regionalnego. W przypadku tych produktów akcyza stanowi bowiem jedynie ułamek całej ceny.
Zgadzam się z panem Kopyrą - rzeczywiście tak to wygląda. Inna sprawa, kiedy mówimy o wódkach. Tu kwotowa akcyza sprawi, że różnica w cenie pomiędzy towarem niskiej jakości, a towarem luksusowym się zmniejszy. Podobnie jest w przypadku papierosów.
Pana zdaniem obietnica zwiększenia płacy minimalnej do 4000 zł skończy się katastrofą?
Oczywistą konsekwencją wzrostu płacy minimalnej jest inflacja, wzrost cen wszystkich towarów i usług świadczonych na terenie naszego kraju. Kiedy Jarosław Kaczyński ogłaszał podniesienie wkrótce płacy minimalnej do 4000 zł, nastąpił efekt, na który czekałem od dawna. Po raz pierwszy PiS złożyło bardzo daleko idącą obietnicę, a ludzie już w nią nie uwierzyli. Zaczęli zdawać sobie sprawę, że to idzie chyba trochę za daleko, aż tak nie można sterować państwem, by nie miało to fatalnych konsekwencji. PiS na tej obietnicy straciło. Na szczęście już to zauważyli, czego konsekwencją było to, że w expose premiera Morawieckiego nie było ani słowa o podniesieniu płacy minimalnej. Nie wiemy jeszcze, czy oznacza to, że nie będą jej rzeczywiście podnosić do tak wysokiego poziomu. Prawdopodobnie będą czekać na rozwój wydarzeń, bo jeśli okaże się, że polska koniunktura gospodarcza będzie jeszcze lepsza, niż w ostatnich latach, to wtedy teoretycznie jest możliwe w miarę nieszkodliwe podniesienie płacy minimalnej do 4000 zł. Więc mam wrażenie, że w PiS-ie zagrali na czas.

Takie rozwiązania były stosowane na świecie?
Gdyby udało się tę płacę minimalną podnieść w tak krótkim czasie, bylibyśmy światowym ewenementem. Kilka państw przeprowadziło już takie eksperymenty, choć nie tak daleko idące, jak eksperyment PiS. I te państwa - Węgry, Korea Południowa - na tym przegrały. Więc jeżeli uda nam się, to będziemy naprawdę ewenementem.

Kto jest głównym graczem na scenie politycznej? Piotr Zaremba analizuje układ sił po wyborach parlamentarnychPrawo i Sprawiedliwość miało pełne prawo świętować swój triumf. Jest pierwszą partią w dziejach III RP, która po raz drugi zdobywa większość bezwzględną w wyborach do Sejmu. Na dokładkę w tej drugiej wygranej elekcji wzięło o 7 procent i ponad dwa miliony wyborców więcej niż w pierwszej. A bardzo wysoka frekwencja, wynikła po części z logiki polaryzacji, a więc i siły emocji antypisowskich, podważa wizję erozji polskiej demokracji. Ona jeszcze wzmacnia solidny mandat do rządzenia.Nie ma już geograficznego podziału na Polskę pisowską i antypisowską . PiS umościł się w zachodnich i północnych województwach. Był pierwszy we wszystkich poza pomorskim. Nie zdobył tylko wielkich miast. Na tym triumfie jest jedna skaza. Suma głosów oddanych na PiS jest mniejsza niż suma głosów opozycyjnych.  Ba, nie przebito nawet głosów samej opozycji totalnej. Nikt wcześniej nie miał aż tyle. Ale jeśli rządzi się przy użyciu totalnej polaryzacji: „my kontra cała reszta”, pojawia się poczucie niedosytu.Liderzy PiS spodziewali się 47, 48 procent i nie wejścia do Sejmu prawicowej  Konfederacji. Wówczas rozkład mandatów byłby inny. Można by nawet sięgnąć po większość  trzech piątych potrzebną do odrzucenia wet prezydenta. Tak zaś wybór opozycyjnego prezydenta za pół roku może sparaliżować rządy Zjednoczonej Prawicy. Przyszły też inne ciosy. Kontrola opozycji nad Senatem, chyba nie do złamania. I trudności wewnątrz samego prawicowego bloku. Koalicjanci Jarosława Kaczyńskiego, zwłaszcza Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry,  zaczęli stawiać warunki.Niektórzy komentatorzy spodziewają się po nowym Sejmie odrodzenia barwnego parlamentaryzmu, opartego na debacie. A po sporach między Sejmem i Senatem zahamowania modelu bezwzględnej dominacji partii  rządzącej na rzecz kultury kompromisu. Pytanie jednak, jak na te nowe warunki zareaguje centrum dowodzenia na Nowogrodzkiej (choć opozycja także). Na razie mamy do czynienia z całym ciągiem personalnych sukcesów i porażek. Warto im się przyjrzeć. ----------->>>

Kto jest głównym graczem na scenie politycznej? Piotr Zaremb...

Konfederacja przekonuje, że działania rządu Prawa i Sprawiedliwości doprowadzą do katastrofy. Co waszym zdaniem grozi Polsce?
My wskazujemy na różne rodzaje ryzyka i to ryzyko może się zrealizować, ale nie musi. Wszystko zależy od naprawdę bardzo wielu czynników. Ja nie mówię, że na pewno będzie źle, ale że to, co robi rząd, jest niebezpieczne. Jeżeli ktoś jedzie z prędkością 250 km/h autostradą A2 z Warszawy do Poznania, to może spowodować wypadek, ale nie twierdzę, że na pewno do tego Poznania nie dojedzie. Działania Prawa i Sprawiedliwości mogą spowodować m.in. dalsze przenoszenie się przedsiębiorców za granicę, osłabienie konkurencyjności polskiej gospodarki i w konsekwencji kryzys gospodarczy.

Na drugą „zieloną wyspę” nie ma co liczyć?
Polska była bardzo dobrze przygotowana do poprzedniego kryzysu gospodarczego. Mieliśmy obniżone wcześniej podatki, był w miarę elastyczny rynek pracy i niski deficyt. Polska - „zielona wyspa”, była właśnie tego efektem. W tym momencie niestety nie mogę powiedzieć tego samego. Nasz rynek pracy staje się coraz bardziej sztywny, podatki są coraz wyższe, w związku z czym polscy przedsiębiorcy są gorzej przygotowani na ewentualny kryzys. Ja nie wiem, kiedy on nadejdzie, ale to prędzej czy później nastąpi. Podobnie jak prędzej czy później spadnie deszcz.

Ale do poprzedniego kryzysu gospodarczego przygotował Polskę w głównej mierze rząd Prawa i Sprawiedliwości. To PiS w latach 2005-2007 obniżyło m.in. podatki.
Mamy tu niestety do czynienia z bardzo smutnym zderzeniem się Prawa i Sprawiedliwości z rzeczywistością. W latach 2005-2007, kiedy ministrem finansów była m.in. pani Zyta Gilowska, podatki rzeczywiście obniżano, do spółek Skarbu Państwa wpuszczano ekspertów niezależnych od polityków i dzięki temu to naprawdę dobrze się rozwijało. Nawet w Telewizji Polskiej był jakiś poziom pluralizmu. Tylko efekt był taki, że PiS przegrało wybory w 2007 roku. Jarosław Kaczyński doszedł więc do wniosku, że nie warto robić takich rzeczy, ponieważ wyborcy tego nie doceniają. Po ośmiu latach w opozycji Jarosław Kaczyński uznał, że przedsiębiorcy nie są cennym elektoratem, większa część Polaków nie prowadzi przedsiębiorstw i należy przede wszystkim tak prowadzić politykę, żeby PiS doceniła jak największa liczba wyborców. Efekty są takie, że spółki Skarbu Państwa są maksymalnie upolitycznione, TVP również. Postulaty przedsiębiorców w ogóle nie są realizowane, a wręcz utrudnia im się życie, po to, żeby wydusić z nich jak najwięcej pieniędzy, z których można sfinansować obietnice socjalne dla kolejnych grup wyborców.

Nasze podatki to nic przy tych pomysłach. Nie uwierzysz, za ...

Ponad 30 tysięcy polubień uzyskała Pana strona na Facebooku w samym tylko październiku. Po wyborach parlamentarnych widać, że Pana popularność bardzo poszła w górę. Skąd takie wyniki?
Naprawdę nie spodziewałem się tego. Do tej pory wyświetlenia na YouTube, czy liczba polubień na Facebooku rosły mniej więcej liniowo, spokojnie. A od drugiej połowy września te wartości mocno wystrzeliły i są dziś na poziomach zupełnie nie do pomyślenia jeszcze kilka miesięcy temu. Nie potrafię podać przyczyn, dlaczego tak się wydarzyło. Faktem jest, że wybory poszły nam naprawdę dobrze i naturalną konsekwencją jest wzrost zainteresowania Konfederacją. Telewizje zaczęły nas zapraszać, dzięki czemu mamy w końcu możliwość mówienia własnym głosem. Do wyborów materiały na nasz temat w głównych telewizjach były najczęściej po prostu zmanipulowane.

Ma Pan 33 lata, więc nie może startować w wyborach prezydenckich. Ale Konfederacja organizuje prawybory, by wyłonić swojego kandydata. Kogo Pan popiera?
Póki co jeszcze nikogo nie poparłem. Nie wiem nawet jeszcze, czy poprę. Teraz czekam na wyniki pierwszych czterech zjazdów, które odbędą się w ten weekend i po zapoznaniu się z wynikami będę wiedział więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dr Sławomir Mentzen: Nie ma w Polsce przedsiębiorcy, który spełniałby wszystkie wymagania stawiane mu przez państwo - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska