Dramatyczna sytuacja na Węgrzech. Krajowi grozi największa w historii katastrofa ekologiczna

Fot. nol.hu
Fot. nol.hu
Po pęknięciu tamy zbiornika z toksycznymi odpadami z produkcji aluminium w zachodnich powiatach kraju ogłoszono stan wyjątkowy. Katastrofa rozszerza się. Ratownikom nie udaje się powstrzymać wycieku niebezpiecznego szlamu.

Rejon katastrofy obejmuje już 40 kilometrów kwadratowych. Wyrwa w zbiorniku, z którego nadal wypływa czerwone, toksyczne błoto, rozszerza się z każdą godziną. Milion metrów sześciennych toksycznej substancji pokryło gęstą mazią siedem wiosek niekiedy do wysokości 2 metrów. Zginęły cztery osoby, sto dwadzieścia zostało rannych.

Ale problemy dopiero się zaczynają. Wiceminister ochrony środowiska naturalnego Zsoltan Iltesz obawia się, że doszło do naruszenia konstrukcji kolejnych zbiorników. Jest w nich 30 milionów metrów sześciennych żrącej substancji. Ściany zniszczonego zbiornika podpierały bowiem konstrukcję sąsiednich. Co więcej, ratownicy sami dobrze nie znają składu toksycznego materiału. Coraz częściej mówi się o tym, że substancje są radioaktywne.

Gyorgy Bokosz, rzecznik ekipy ratunkowej przyznał, że nie wiadomo, jak neutralizować czerwone błoto. Taka katastrofa nie wydarzyła się bowiem nigdy dotąd na świecie.

Na razie żołnierze usiłują neutralizować skutki wycieku przy pomocy gipsu. Gips zrzuca się również ze śmigłowców. Ale ten sposób ma swoje konsekwencje. Gips uwalnia ciężkie metale z czerwonego bagna, a rozrzedzona zawiesina szybciej spłynie rzekami do Dunaju, powodując spustoszenie ekologiczne.

Do akcji ratunkowej wkrada się bałagan. Mieszkańcy zatopionych wsi z maskami ochronnymi na twarzach błądzą bez celu ulicami pokrytymi czerwonym bagnem i czekają na decyzje władz. Żołnierze z jednostek chemicznych w maskach i ubraniach ochronnych przeszukują zalane domy poszukując zaginionych osób. Zniszczona jest roślinność, zginęły wszystkie zwierzęta.
Akcja usuwania zniszczeń potrwa wiele miesięcy. Tymczasem trujący osad trzeba usuwać jak najszybciej, ponieważ jego toksyczność wzrasta w miarę upływu czasu. Co więcej, z terenu katastrofy trzeba usunąć górną warstwę ziemi. To zadanie o niewyobrażalnych rozmiarach przekraczające możliwości węgierskiego rządu.

Nie powiodła się również akcja ustawiania barier na rzekach Torna i Marcal, które przepływają przez skażone rejony katastrofy. Toksyczna fala przemieszcza się na północ kraju w kierunku Dunaju. Zagrożonych jest dalszych kilka tysięcy osób. Toksyczna substancja może dostać się do rzeki Raby i wpłynąć do głównego nurtu Dunaju, powyżej Budapesztu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska