Droga Krzyżowa w intencji ofiar Tragedii Górnośląskiej

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
W czasie nabożeństwa wierni modlili się za ofiary Armii Czerwonej i za sprawców zbrodni.

Tragedia Górnośląska

W dzisiejszym nabożeństwie drogi krzyżowej brali udział mieszkańcy nadodrzańskich wiosek, których przodkowie doświadczyli skutków Tragedii Górnośląskiej. W Folwarku w styczniu 1945 zmarło około 30 osób - od kul sowieckich żołnierzy i wybuchów granatów, z wycieńczenia itp. W Chrzowicach Sowieci zastrzelili 19 osób. W Boguszycach i Źlinicach zginęło około 300 mieszkańców. W Zimnicach Wlk. Rosjanie zastrzelili 65 mieszkańców, wśród nich ks. Karola Brommera.

Około 250 osób uczestniczyło dziś w nabożeństwie. Jego uczestnicy przeszli z Folwarku przez Chrzowice, Boguszyce, Źlinice, do kościoła w Zimnicach Wielkich. W tych nadodrzańskich wioskach w czasie przejścia frontu w 1945 zginęło łącznie około 400 cywilów.

O ofiarach Tragedii Górnośląskiej pamięta się w śląskich wioskach od lat, ale drogę krzyżową w ich intencji łączącą kilka wiosek odprawiono po raz pierwszy. Procesja ruszyła z kaplicy w Folwarku.

- Zrobiliśmy to z okazji tegorocznej 70. rocznicy tamtych wydarzeń w styczniu 1945 roku - mówi ks. dr Krystian Ziaja, proboszcz parafii Chrząszczyce, który przewodniczył nabożeństwu. - Póki jeszcze żyją ludzie pamiętający Tragedię Górnośląską. Niedawno na Uniwersytecie Opolskim odbyła się konferencja, w czasie której przypomniano wydarzenia z tamtych czasów. Tu chcemy podkreślić związany z nimi aspekt duchowy. Dlatego chcemy się modlić za tych, którzy zginęli - naszych mieszkańców, ale i za sprawców ich cierpień - oraz o pokój - na Ukrainie i w ludzkich sercach

- Miałem wtedy 8 lat - wspomina Rudolf Zmarzły. - W naszym niewielkim Folwarku naprawdę przechodził front. Cztery razy atakowali Rosjanie, cztery razy przeciwstawiali się Niemcy. Samych cywilów zginęło z różnych powodów 30. Ja nie mam traumy z tamtych czasów, ale moja mama, którą już sowiecki żołnierz ciągnął, by ją zgwałcić, nigdy nie pozbyła się lęku. Zanim ten żołnierz zdążył ją skrzywdzić, nastąpił atak. On wybiegł z domu i tam sięgnęła go kula. A my z mamą i innymi krewnymi uciekaliśmy w głąb Niemiec, aż do Bawarii. Wróciliśmy do siebie dopiero w 1946 roku.

Na nabożeństwo przyszli także ci, którzy osobistych wspomnień nie mają, bo są zbyt młodzi.

- Mój starszy brat w Niemczech pamięta wojnę i przejście frontu, ja nie - mówi Krystyna Kiełbasa. - Ale to nie znaczy, że nie wiem, co się tutaj działo. Książkę Bernarda Waleńskiego "Na płacz zabrakło łez" o zbrodni sowieckiej w Boguszycach przeczytałam 25 lat temu, kiedy ukazała się po raz pierwszy. Moi najbliżsi z rąk Sowietów nie ucierpieli, ale jestem tutaj, bo to jest wyraz lokalnego patriotyzmu i naszej pamięci o ofiarach.

Róża Malik, burmistrz Prószkowa, podkreśla podobieństwo losów mieszkańców Górnego Śląska i Polaków na kresach.

- Tu i tam przelewała się niewinnie krew - mówi. - I oni, i my nie mogliśmy w okresie PRL-u o swoich ofiarach mówić tylko w domu. W oficjalnej pamięci radzieckich zbrodni nie było. W domu mama opowiadała, jak dziadek całował buty sowieckiego żołnierza, żeby go powstrzymać przed gwałtem na jej starszej siostrze. Kazała nam w ostatnich dniach stycznia iść do kościoła modlić się za naszych bliskich ze Źlinic, którzy zginęli. A potem szliśmy do szkoły na akademię ku czci bohaterskiej Armii Czerwonej. Dlatego ważne jest, by Ślązacy i Kresowiacy opowiadali sobie nawzajem, co przeżyli. Byśmy nie zamykali tych wspomnień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska