Drogi, z których mieli korzystać rowerzyści, mają tylko po kilkadziesiąt metrów. Pierwsze wiosenne wycieczki rowerowe dla wielu naszych czytelników zakończyły się rozczarowaniem. Polną drogę przecięła asfaltówka, którą już wkrótce będą jeździć samochody, a o prawdziwych ścieżkach rowerowych cykliści mogą tylko pomarzyć.
- Droga, którą według zapowiedzi można było przejechać rowerem, kończy się po kilkudziesięciu metrach. Dalej nie ma nic oprócz wykopów. Sam widziałem, jak ludzie brali rowery na plecy i po prostu przenosili je przez jezdnię - opowiada pan Maciej.
Firma, która drogę budowała, uważa, że wszystko jest w porządku.
- Zrobiliśmy dokładnie to, co było w projekcie. Wszystko jest zgodne z dokumentacją - zapewnił nas Zygmunt Ostropolski, prezes firmy Przedsiębiorstwo Robót Drogowych i Mostowych w Kędzierzynie-Koźlu, i po wyjaśnienia odesłał do inspektora nadzoru, który miał pieczę nad budową drogi.
- Przy obwodnicy nigdy nie było zaprojektowanej drogi dla rowerzystów - mówi Piotr Kopka, inspektor nadzoru. - Drogi, z których rowerzyści mogą korzystać, to drogi zbiorcze, które według projektu sięgają do początku ostatniej działki rolniczej i mają służyć głównie rolnikom. One w pewnym momencie faktycznie się urywają, ale rowerzyści mogą spokojnie pojechać dalej utwardzoną drogą gruntową i przejechać obwodnicę przy ulicy Oleskiej.
W ten sposób trzeba nadłożyć jednak dobrych kilka kilometrów. Krótszy byłby przejazd w drugą stronę (pod wiaduktem), ale - jak twierdzą rowerzyści - ani jedna, ani druga droga nie jest przejezdna. Jeśli nie zrezygnują z tej trasy (prowadzącej m.in. do Jezior Turawskich) nadal będą musieli pokonywać błotniste wyboje, bo na przedłużenie nowych dróg nie ma i nie będzie pieniędzy.