Drugie życie małej Angeliki

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Angelika w kwietniu skończyła 5 lat. Ma nowy dom, rodzinę zastępczą utworzyli dla niej Aldona i Piotr Zarębowie.
Angelika w kwietniu skończyła 5 lat. Ma nowy dom, rodzinę zastępczą utworzyli dla niej Aldona i Piotr Zarębowie. Mirosław Dragon
5-letnia Angelika Balińska we wrześniu 2013 roku zatruła się muchomorem sromotnikowym. Uratował ją przeszczep wątroby. Rozpoczęła nowe życie w nowej rodzinie.

Mieszkańcy Bodzanowic, wioski położonej na północnej granicy Opolszczyzny, jeszcze przed feralnym zatruciem dziwili się, że sąd nie odebrał Angeliki matce. Ojciec dziewczynki nieznany, matka jest niepełnosprawna umysłowo, w ogóle nie zajmowała się córką.
Wychowywali ją dziadkowie, z nimi mieszkała. Matka i dziadkowie Angeliki sąsiadują zresztą ze sobą przez ścianę, w starej kamienicy socjalnej przy ruchliwej drodze z Olesna do Częstochowy.

- Dziewczynka często przebiegała sama przez tę jezdnię, do sklepu po drugiej stronie. Strach było patrzeć - mówią ludzie w sklepie. - Dlaczego nikt wcześniej nie zainteresował się, w jakich warunkach mieszka to dziecko?

Zainteresował się, już wiosną 2013 roku Sąd Rodzinny i Nieletnich w Oleśnie wszczął procedurę odebrania Angeliki matce i umieszczenia dziecka w rodzinie zastępczej. Matka dziewczynki już wcześniej miała ograniczone prawa rodzicielskie. Procedura w sądzie jednak przeciągała się, aż nadszedł feralny poniedziałek, 16 września.

Miały być kanie, był muchomor

Tego dnia dziadek Angeliki wybrał się razem ze znajomą do lasu na grzybobranie. Ziemia oleska to prawdziwy raj dla grzybiarzy. Położona w kompleksie Borów Stobrawskich. Jesienią zjeżdżają tu autokary z całego Górnego Śląska.

- Tego dnia poszedłem zbierać kanie - opowiada Zbigniew, dziadek dziewczynki.
W domu Angeliki było bardzo biednie, więc rodzina chętnie zbierała grzyby. Kanie można opanierować, usmażyć, do tego ugotować trochę ziemniaków i obiad gotowy.

Z tym gatunkiem grzybów wiąże się jednak wielkie ryzyko. Czubajkę kanię łatwo pomylić z muchomorem sromotnikowym, zwłaszcza młode grzyby są trudne do odróżnienia dla niedoświadczonych grzybiarzy.

- Myślałem, że wszystkie grzyby są dobre, no, ale jeden to był muchomor sromotnikowy i to Andzia najwięcej go zjadła - mówi dziadek dziewczynki.

Na domiar złego dziecko trafiło do szpitala ponad dobę po zatruciu. Dziewczynka w nocy miała biegunkę i wymiotowała.

- Zięć, mąż młodszej córki, przyjechał z pracy i kazał mojej żonie szybko ubrać Andzię i zawiózł je do szpitala - mówi pan Zbigniew.

Do szpitala w Oleśnie Angelika trafiła dopiero we wtorkowe popołudnie, około 17.30. Na dodatek lekarzom nie powiedzaniano nawet słowa o grzybach. Objawy wskazywały bowiem na dość powszechną u dzieci tzw. grypę żołądkową. To, że dziewczynka zatruła się muchomorem, lekarze odkryli przypadkiem.

Po kilku godzinach pielęgniarki zauważyły, że babcia dziewczynki również ma biegunkę. Wypytywana, przyznała w końcu, że cała rodzina jadła grzyby.

W środę rano Angelika została przetransportowana do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Niezbędny był jak najszybszy przeszczep wątroby, ale nie było dawcy. Znaleziono go w niedzielę w nocy, prawie tydzień po zatruciu! Operacja rozpoczęła się o 23.00, zakończyła się w poniedziałek przed 8.00. Angelikę operowało kilkunastu lekarzy, przeszczepili jej płat wątroby osoby dorosłej. Angelika dostała drugie życie.

Nie wróciła do Bodzanowic

W szpitalu w Warszawie dziewczynka spędziła kilka miesięcy. Zatrucie toksynami wywołało u niej taki obrzęk mózgu, że po operacji musiała na nowo nauczyć się chodzić.

W styczniu Sąd Rodzinny i Nieletnich w Oleśnie pozbawił praw rodzicielskich upośledzoną matkę Angeliki. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Oleśnie rozpoczęło poszukiwanie rodziny zastępczej.

- Powinna być to rodzina przeszkolona do opieki nad dzieckiem z orzeczoną niepełnosprawnością - wyjaśnia Elżbieta Hadaś, dyrektorka PCPR w Oleśnie.

Takiej rodziny nie ma jednak na całej Opolszczyźnie. Szukano więc w Polsce, ale wszystkie rodziny specjalistyczne miały już pod opieką chore dzieci.

Rodzinę zastępczą dla dziewczynki chcieli stworzyć dziadkowie, złożyli nawet stosowny wniosek w sądzie. - Andzia nie przyzwyczai się do innej rodziny - przekonywała pani Łucja, babcia dziewczynki. To jednak nie wchodziło w grę, przecież właśnie u dziadków Angelika uległa zatruciu, cudem przeżyła.

Dziewczynce groziło umieszczenie w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym dla dzieci koło Wrocławia, ale wtedy na szczęście przyjąć dziewczynkę pod swój dach zgodzili się Aldona i Piotr Zarębowie z Cieciułowa. Akurat ukończyli szkolenie dla rodzin zastępczych. Nie obawiali się, mimo że dziewczynka jest niepełnosprawna, a po zatruciu i przeszczepie będzie musiała do końca życia brać leki.

- Kochamy dzieci, mamy troje swoich. Jeśli komuś rodzi się chore dziecko, to przecież też nie oddaje go do ZOL-u. Dla innych też trzeba coś robić w życiu - mówi Aldona Zaręba. - Przecież gdybyśmy nie wzięli Angeliki do siebie, to trafiłaby do zakładu.

Zarębowie sami pomalowali pokój dla dziewczynki, kupili nowe meble i zabawki. Kiedy przywieźli Angelikę ze szpitala, miała jeszcze problemy z chodzeniem, nie umiała wchodzić po schodach.

- Nie była nauczona jeść posiłków o stałych porach, wszystko wymuszała płaczem. Nie umiała mówić, znała tylko dwa słowa: "nie" i "meme", czyli mama - opowiada pani Aldona.
Teraz Angelika zaczyna już mówić. Do domu przyjeżdża do niej logopeda i nauczycielka, dziewczynka objęta jest wczesnym wspomaganiem rozwoju. Od września będzie miała domowe nauczanie przedszkolne.

- Nie ma szans, żeby Angelika chodziła do przedszkola, ma za słabą odporność. Do tego nie ma jeszcze zrośniętych mięśni brzuszka, gdyby jakieś dziecko uderzyło ją, mogłoby być źle - mówi Aldona Zaręba.

Osiem razy dziennie dziewczynka musi brać leki. Trzeba skrupulatnie pilnować godzin podawania. Przed niektórymi tabletkami nie może nic jeść, po innych nie może pić przez godzinę.

Średnio dwa razy w miesiącu Zarębowie jeżdżą z Angeliką do Centrum Zdrowia Dziecka na badania. Jeśli wyniki są złe, pani Aldona zostaje z nią w szpitalu w Warszawie.

- Tabletki dla Angeliki kosztują prawie 6 tysięcy złotych, na szczęście jest dofinansowanie z Narodowego Funduszu Zdrowia, cały czas pomaga nam też Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie - mówi Aldona Zaręba. - Jakoś sobie radzimy.

Swoich opiekunów 5-letnia dziewczynka zaczęła nazywać mamą i tatą. - My jednak przyzwyczajamy ją, żeby nazywała nas ciocią i wujkiem - opowiada Piotr Zaręba. - Dziecka nie wolno oszukiwać. Ona wie, że ma inną mamę. To ile tych mam może być?

Biologiczna matka Angeliki ani razu nie poprosiła o spotkanie z córką. Odwiedza ją za to babcia. Najdramatyczniejsze było pierwsze spotkanie. Babcia wybuchnęła płaczem, jeszcze bardziej płakała Angelika, w nocy wymiotowała.

Sądowy epilog

30 maja do sądu w Oleśnie wpłynął akt oskarżenia przeciwko babci Angeliki, która usmażyła i podała dziecku grzyby. Łucja P. została oskarżona o nieumyślne narażenie wnuczki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to kara pozbawienia wolności do 1 roku.

Angelika ma młodszego brata, niespełna 1,5-rocznego Tomka, który mieszkał razem z matką i jej konkubentem w Bodzanowicach.

Sąd Rodzinny i Nieletnich w Oleśnie wszczął sprawę o odebranie władzy rodzicielskiej nad chłopcem. Postępowanie zostało wszczęte z urzędu.

- W tej sprawie 23 maja wydano postanowienie o umieszczeniu małoletniego na czas trwania postępowania w rodzinie zastępczej - informuje Cezary Obermajer, prezes Sądu Rejonowego w Kluczborku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska