Dwa kolory Katarzyny W.

Redakcja
W miejscu, gdzie znaleziono zwłoki Madzi, ciągle faluje morze zniczy i maskotek.
W miejscu, gdzie znaleziono zwłoki Madzi, ciągle faluje morze zniczy i maskotek. Paweł Stauffer
Sprawa śmierci małej Madzi z Sosnowca podzieliła mieszkańców. Jedni mówią, że lepiej dla jej matki, żeby resztę życia spędziła w więzieniu, bo jak wyjdzie - ludzie ją zlinczują. Inni biorą ją w obronę: ona sama nie miała łatwego życia.

Czarny

- Nawet suka swojego szczeniaka nie zagryzie, a ona takie coś zrobiła! - kręci z niedowierzaniem głową Anna, sprzedawczyni w jednym ze sklepów na osiedlu, na którym wychowała się Katarzyna W., mama 6-miesięcznej Magdy.

Zna ją od dzieciństwa. I jak tak przychodziła po drobne zakupy, nawet przez myśl jej nie przeszło, że byłaby w stanie zrobić krzywdę swojemu dziecku. - Tak ich tu wszyscy żałowali, tak im współczuli, że takie nieszczęście ich spotkało, a później okazało się, że ona wszystkich w żywe oczy kłamała. Nie chciałaby pani słyszeć, co mi tu ludzie mówią. Po tym współczuciu to już ani śladu nie ma. Została tylko wściekłość i pogarda.

Mała Magda zaginęła pod koniec stycznia. Katarzyna W. przekonywała, że podczas spaceru została uderzona przez napastnika w głowę i straciła przytomność. Kiedy się ocknęła - dziecka nie było już w wózku. Madzi szukała cała Polska, bo nie było powodu, żeby nie wierzyć matce.

Przełom nastąpił wtedy, gdy Katarzyna W. wyznała prywatnemu detektywowi, że dziecko wyślizgnęło jej się z rąk, upadło na podłogę i się zabiło. Policjanci odnaleźli ciało niemowlęcia przykryte gruzem i śniegiem w ruinach budynku kolejowego sosnowieckiego parku. Kobieta usłyszała zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.

W miejscu, w którym znaleziono zwłoki dziecka, ciągle faluje morze zniczy i maskotek, które zostawiają mieszkańcy Sosnowca. Pośród płonących świec leżą kartki - epitafia dla dziewczynki. Na jednej z nich ktoś napisał "Żegnaj Aniołku". Tuż obok kartka z życzeniami dla jej matki: "Zgnij w więzieniu".

- Chybabym ją rozszarpała, jakby wpadła mi ręce - mówi jedna z kobiet, które przyszły zapalić znicz. - Cała Polska szukała jej dziecka, a ona w tym czasie chciała męża do kina na horror zabrać! Wyobraża sobie to pani? To potwór, a nie matka!

- Dziecko było Kasi mocno nie na rękę. Ona chciała jeszcze poużywać życia, bawić się, a tu zaliczyli wpadkę, no i spadły na nią obowiązki - mówi pani Anna, u której rodzina Katarzyny W. codziennie robiła zakupy. - Chwilę wcześniej, zanim pani przyszła, wyszła ze sklepu jej dobra znajoma. Opowiadała, że jak kiedyś odwiedziła Kasię ze swoją 12-letnią córką, to tamta w ogóle dzieckiem się nie interesowała. Patrzyła tylko, żeby kawy się napić, papierosa zapalić, a dziecko zajmowało się samo sobą. Może krzywda mu się nie działa, ale tak chyba nie robi dobra matka.

Zanim przyznała się do tego, że dziecko nie żyje, a porwanie było jedynie mistyfikacją, nikt nie miał odwagi publicznie oskarżać Katarzyny W., choć, jak mówią ci, którzy mieli z nią w tym czasie kontakt, nie zachowywała się jak ktoś, kto cierpi z powodu zaginięcia dziecka. - Kilka dni po tym rzekomym porwaniu poszedłem do niej z poleconym - mówi Tomasz Kanik, listonosz. - Powiedziałem, że sam mam malutkie dziecko i że bardzo jej współczuję.

A ona popatrzyła na mnie z takim cynicznym uśmiechem i nic nie powiedziała - wspomina listonosz. - Zdziwiło mnie to, ale pomyślałem, że pewnie jest na silnych lekach i stąd taka reakcja, ale po tym, co się stało, już nie jestem tego pewien - mówi. - Najbardziej to się zniknięciem dziecka przejmował jej mąż. Wybiegł nawet za mną z plikiem ulotek ze zdjęciem Madzi i poprosił, żebym rozdał, komu tylko mogę, bo może ktoś jednak wie, co stało się z dzieckiem.

Mieszkańcy Sosnowca na Katarzynę wydali wyrok, zanim jeszcze kobietą zdążył zająć się sąd. - Ja nie wierzę, że to był nieszczęśliwy wypadek, że dziecko wysunęło jej się z rąk. Każda matka, gdyby takie coś się stało, zaczęłaby je ratować, a nie wywiozła do parku i zakopała, może nawet żywcem, bo przecież nie ma pewności, że Madzia już wtedy nie żyła - mówi jedna z sąsiadek. - Tutaj ona nie będzie miała życia. Dla jej bezpieczeństwa lepiej, żeby do śmierci w więzieniu posiedziała, bo inaczej ludzie ją zlinczują - mówi. - Ja bym ją rozebrał, zaprowadził w to miejsce, gdzie zostawiła dziecko, i zostawił na mrozie przysypaną kamieniami. Niech poczuje, co musiało czuć to maleństwo - wtóruje jej Antoni Wloczka, sąsiad młodego małżeństwa, czule tuląc do piersi malutką wnuczkę Ewelinę - rówieśnicę Madzi.

Biały

Na Floriańskiej, gdzie Kasia z mężem od kilku miesięcy wynajmowali mieszkanie, czas jakby stanął w miejscu. Nic nie zdradza, że rozegrała się tu tragedia.

Za firankami przemykają twarze sąsiadów, ale kiedy pukamy do drzwi kolejnych mieszkań, nikt nie otwiera. Zachodzimy więc do warsztatu w jednym z podwórek, żeby dopytać, gdzie dokładnie mieszkała rodzina W. - Floriańska 42? Tu nie ma takiego adresu - słyszymy. Pytamy więc już nie o adres, ale o konkretną rodzinę. - Nikt taki tu nie mieszka - ucina rozmowę jeden z mężczyzn.

Mięknie dopiero wtedy, gdy zauważamy rachunek telefoniczny wystawiony na Bartłomieja, męża Katarzyny. - O czym tu rozmawiać? Nieszczęście się stało niewyobrażalne. Ja myślę, że i dla tej kobiety dramat to był straszny, a ludzie wyrok już wydali i żyć im nie dadzą.

Bartka nie było tu od kilku dni. I ja się nie dziwię, że nie chciał przebywać w miejscu, gdzie zginęło jego dziecko - mówi mężczyzna.

Kilka kilometrów dalej, ul. Wesoła, tu mieszkają rodzice Katarzyny W. - Ona od urodzenia w tym bloku mieszkała. Zawsze dzień dobry powiedziała, porozmawiała, jak się ją zagadnęło. Proszę mi wierzyć, to nie była zła dziewczyna, chociaż życia łatwego to ona nie miała - mówi jedna z sąsiadek, która prosi, żeby nie podawać nawet jej imienia. - Jej ojciec do kieliszka zajrzeć lubi, a jak popije, to się awanturuje. Zresztą ja sama nieraz na policję dzwoniłam. Zabierali go na dołek, to przynajmniej dzieci miały parę dni spokoju. Jakby on się dowiedział, że ja z panią rozmawiam, toby mi szyby w mieszkaniu powybijał. On już taki jest - przekonuje kobieta.

Najbardziej to jej było żal dzieci - Kasi i jej brata - bo to oni na tych awanturach cierpieli. - Matka to taka spokojna i dobra kobieta. Pracowała jako sprzątaczka, żeby dzieciom niczego nie zabrakło, ale ona sama luksusów zapewnić im nie mogła. Oj, nie użyła Kasia w domu radości, nie użyła - wzdycha sąsiadka. - Do liceum chodziła jednego z najlepszych w mieście, na początku to nawet świadectwa z czerwonym paskiem przynosiła, a później coś się w niej przełamało. Do matury nie podeszła. Szkoda dziewczyny, bo to naprawdę dobre dziecko - przekonuje.

Krzysztof Rutkowski, którego rodzina wynajęła, aby pomógł odnaleźć Madzię, też jest daleki od potępiania dziewczyny. - Myślę, że ona naprawdę kochała to dziecko, i to, że je straciła, jest dla niej największą karą - mówi właściciel agencji detektywistycznej. - Wiem, że ona nie miała najlepszych relacji ze swoją matką. Ta robiła jej wyrzuty, że nie zajmuje się dzieckiem tak, jak powinna... Myślę, że dlatego Kasia bała się powiedzieć, że zdarzył się wypadek. Tak naprawdę nie był to strach przed organami ścigania, ale przed rodziną, która miałaby argument, że skoro nie dopilnowała dziecka, to jest złą matką - przekonuje Rutkowski.

Sławomir Cieślik, teść Katarzyny i dziadek Madzi, uważa, że jego synowa była dobrą matką. - Po porodzie wpadła wprawdzie w depresję, zostawiła małą na 2 tygodnie z Bartkiem i zniknęła, ale udało ją się z tego wyciągnąć. Od tego czasu naprawdę dobrze zajmowała się Madzią - mówi. - Nie wiem, dlaczego to zrobiła, dlaczego przez tyle dni nas okłamywała. Być może zwątpiła w miłość Bartka? Może pomyślała, że jeśli syn dowie się o wypadku, to nie daruje jej tego i odejdzie? - zastanawia się.

Ojciec Bartka ma żal do Katarzyny, nie wie, czy będzie w stanie jej wybaczyć. - Bartek mówi, że nadal ją kocha. To jest naprawdę silny facet i ja myślę, że on, pomimo niewyobrażalnego bólu, będzie w stanie jej wybaczyć. Powiedzieliśmy mu z żoną, że jakąkolwiek decyzję podejmie, uszanujemy ją. Jeśli zechce być z Kasią, nie odtrącimy jej - zapewnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska