- Głowę? Ja bym tam wolał dorwać łotra w całości - denerwuje się burmistrz Otmuchowa Jan Woźniak, który za wiarygodną informację na temat seryjnego podpalacza z Maciejowic obiecał nagrodę - 2 tys. zł.
Woźniaka poniosło, bo od roku straż pożarna co kilka tygodni jeździ gasić pożary w Maciejowicach. Sołtys Władysław Studnicki doliczył się ich już czternastu. Straty idą w setki tysięcy złotych.
- Dwa razy cegielnia płonęła, kilka razy moje sterty słomy, siano na fermie, a ostatnio nawet prywatne posesje - wymienia sołtys. - Chyba trzeba będzie powołać nocne patrole sąsiedzkie i z gumowa pałką czaić się na podpalacza.
Na Maciejowice padł blady strach. Nikt nie wie czy jego dom nie będzie następny. Tak jak u Czesławy Świenty.
- Ze trzy tygodnie temu to było - opowiada pani Czesława. - Dwa dni z rzędu podpalał wrota stodoły. A obok przecież chlew stoi i tuż za nim dom sąsiada. Wszystko mogło pójść z dymem.
Teraz w nocy, zamiast spać, to chodzę od okna do okna i trzęsę się jak galareta. Dałby Pan Bóg, żeby go wreszcie dorwali.
Mieszkańcy przypuszczają, że podpalacz jest jednym z nich. Za dobrze wie, co komu podpalić i jak się później ukryć. Ostatnio ktoś go nawet widział na dachu jednego z budynków, ale spłoszył się i uciekł.
- A szkoda, bo tylko łapiąc go na gorącym uczynku można mu cokolwiek udowodnić -martwi się sołtys.
Niektórzy też snują domysły, że piromanem może jest jakiś strażak, który podpala, żeby mieć później co gasić. Albo jakiś dowcipny młodzian.
- A bo to wiadomo, kto przy pożarze się kręci jak ci młodzi to wszyscy w kapturach ponaciąganych stoją - mówi pani Świenty.
Woźniak wierzy, że pieniądze poskutkują. Tak jak w przypadku wandali grasujących na otmuchowskim rynku. Bo dzięki wyznaczonej nagrodzie łobuzów udało się w końcu złapać.
- Popłoch już się zrobił - mówi burmistrz. - Może podpalacz popełni teraz jakiś błąd i w końcu wpadnie w nasze ręce.