Dwóch esesmanów z obozu Stutthof stanie przed sądem

Tomasz Chudzyński
Dwóch esesmanów z obozu Stutthof stanie przed sądem
Dwóch esesmanów z obozu Stutthof stanie przed sądem Archiwum Muzeum Stutthof
Dwóch byłych ss-manów z załogi KL Stutthof stanie przed sądem w niemieckim Muenster. - Winni zagładzie, niedoli ofiar obozu jest cały personel KL Stutthof, od dowódców po personel biurowy - mówi Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof.

Prokuratura w Dortmundzie oskarżyła dawnych ss-manów z załogi KL Stutthof o udział w zamordowaniu kilkuset więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego - Polaków, Żydów i jeńców wojennych Armii Czerwonej.
- Sprawiedliwość dosięgła po latach sprawców zagłady - mówi Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof. - To dobry sygnał dla ofiar niemieckich obozów koncentracyjnych i ich rodzin, że oprawcy będą sądzeni. To także sygnał dla sprawców, że nawet mimo ich sędziwego wieku, zbrodnie nie ujdą im płazem. Ten sygnał mówi im wyraźnie: "nie możecie spać spokojnie".


Zobacz: 78. rocznica pierwszego transportu więźniów do KL Stutthof [ZDJĘCIA]

Śledztwo w sprawie udziału w mordowaniu więźniów dwóch mieszkańców Muensteru i Wuppertalu w Nadrenii Północnej-Westfalii prowadzili niemieccy prokuratorzy, wspierani ze strony polskiej przez IPN.
- Niemieccy prokuratorzy odbyli na terenie Muzeum Stutthof wizję lokalną, przedstawiliśmy im sposób funkcjonowania i założenia obozu koncentracyjnego, jego obiekty i urządzenia - mówi Piotr Tarnowski. - Wykluczyliśmy możliwość, by jakikolwiek strażnik służący w KL Stutthof na wieżyczkach wartowniczych nie wiedział co się działo w obozie, m.in. jak funkcjonowała komora gazowa.
Prokuratorzy udokumentowali udział oskarżonych ss-manów w uśmierceniu w komorze gazowej "kilkuset żydowskich więźniów" (od września do grudnia 1944 r.), ponad 100 więźniów polskich (czerwiec 1944 r.) i 77 rannych jeńców wojennych Armii Czerwonej latem 1944 roku. Uczestniczyli także w zamordowaniu 140 więźniów w czasie pseudomedycznych eksperymentów prowadzonych w Stutthofie przez lekarzy z SS. Strażnicy mieli także przyczynić się do śmierci z głodu i chorób kolejnych kilkuset więźniów, którzy byli pod ich nadzorem.

Oskarżeni ss-mani z załogi Stutthofu są dziś sędziwymi ludźmi - jeden ma 93, a drugi 92 lata. W czasie swojej "służby" w KL Stutthof nie mieli ukończonych 21 lat.
- Spotkałem się niedawno z Haimem Kozienickim, byłym więźniem Stutthofu, autorem wstrząsających wspomnień - mówi Tarnowski. - Kozienicki trafił do obozu jako 15-latek. W Stutthofie jego oprawcami byli młodzi ludzie, z którymi Haim powinien się spotykać na boisku piłkarskim. Ci młodzi ss-mani nie byli architektami zbrodni obozów koncentracyjnych, ale wiemy o tym, że była u nich wielka gorliwość, której być nie powinno.

Proces ss-manów będzie kolejną w ostatnich latach sprawą załogi niemieckiego KL Stutthof. Latem 2016 roku Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w niemieckim Ludwigsburgu namierzyła osiem osób (czterech mężczyzn i cztery kobiety) , które w czasie II wojny światowej miały pełnić służbę w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Stutthof. Zidentyfikowane osoby pełniły funkcje strażników, sekretarek oraz pracowników centrali telefonicznej. Warto dodać, że w po wojnie skazano za zbrodnie niemieckiego KL Stutthof około stu członków załogi obozu. W Polsce odbyły się cztery procesy - sądzono m.in. szeregowych strażników, więźniów funkcyjnych tzw. kapo, niemieckich nadzorczyń, ale też członków wyższego dowództwa. Zapadło sporo wyroków śmierci dla nazistowskich zbrodniarzy, stracono m.in. Ewalda Fotha, komendanta obozu żydowskiego, jednego z największych oprawców obozowych, Theodora Meyera, zastępcę komendanta KL Stutthof (egzekucje wykonano w 1948 r.).

Czytaj: Więźniowie obozu koncentracyjnego Stutthof

Wyroki śmierci na skazanych w tzw. I procesie wykonano w czasie jednej z ostatnich publicznych egzekucji w Polsce (4 lipca 1946 w Gdańsku na placu pomiędzy dzisiejszymi ulicami Pohulanka i Kolonia Studentów. Zbrodniarzy ze Stutthofu sądzono do połowy lat 60 w RFN. Na ławie oskarżonych zasiedli m.in. Otto Heidl - naczelny lekarz Stutthofu, który odpowiadał za pseudomedyczne eksperymenty na więźniach (popełnił samobójstwo w więzieniu przed ogłoszeniem wyroku oraz Otto Knott (sanitariusz SS, współodpowiedzialny m.in. za mordowanie więźniów w komorach gazowych i zabijanie ich zastrzykami fenolu), ktory został jednak uniewinniony. Po dwóch procesach drugi komendant obozu, Paul Werner Hoppe, został skazany w 1957 r. na 9 lat więzienia. Wielu członków załogi umknęło jednak sprawiedliwości.
- Ci ludzie, dawni ss-mani, oni się nie ukrywali, nie zmieniali miejsc zamieszkania, tożsamości. Rodzi się więc pytanie, dlaczego sprawiedliwość upomniała się o nich dopiero teraz? W latach 50,60 XX wieku odbywały się procesy, choć w Europie podzielonej żelazną kurtyną nie była to jednak prosta sprawa. Ale już w latach 90, na przełomie wieków? Nie znajduję powodów by usprawiedliwić taką opieszałość w sądzeniu nazistowskich zbrodniarzy. Kara nie może być zemstą, ale uważam, że każdy członek załogi obozów koncentracyjnych jest winny niedoli ofiar, którym zadawano śmierć, ból i męczeństwo.

Zobacz też: Brytyjska para książęca w Muzeum Stutthof

TVN24/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dwóch esesmanów z obozu Stutthof stanie przed sądem - Dziennik Bałtycki

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska