Brak tablic skutkuje od lat w raportach Rady Europy poważnym przytykiem pod adresem Danii – mówi Rafał Bartek, przewodniczący zarządu TSKN. - Ukazanie się nowego krytycznego raportu oraz uroczystości stulecia praw mniejszościowych na styku duńsko-niemieckim prawdopodobnie sprowokowały duńskie dziennikarki, by sprawdzić, jak kwestię tablic rozwiązano w Polsce. Duńscy samorządowcy tłumaczą, że od wojny minęło zbyt mało czasu. A przecież Polska, która miała znacznie trudniejszą historię wojenną, na tablice zgodziła się dawno.
Pierwsze tablice niemiecko-polskie odsłonięto w 2008 w gminie Radłów. Od tamtej pory do rejestru miejsc, w których używane są nazwy polskie i niemieckie wpisano 28 gmin w regionie. Dwie kolejne czekają na wpis. Dziennikarze z telewizji DR byli m.in. w Dębiu, gdzie w jednym miejscu ustawiono kilka dwujęzycznych tablic. Rozmawiali też m.in. z mieszkańcami Komprachcic.
- Jedna z pań w rozmowie z nimi podkreśliła, że nie ma mniejszościowych korzeni, jest z pochodzenia góralką, ale tablice jako część historii tej ziemi akceptuje – dodaje Rafał Bartek.
Goście z Danii spotkali się także z dr. Markiem Mazurkiewiczem z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UO.
- W Danii nie ma ogólnokrajowej regulacji – podkreśla dr Mazurkiewicz - U nas działa ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych i wynikające z niej rozporządzenia. Duńskie dziennikarki pytały m.in., jak częste były akty wandalizmu z powodu tablic. Powiedziałem, że parę lat temu były zamalowywane lub niszczone, ale skala tych zdarzeń nie była wielka. I trwały one krótko. Ludzie się do tablic przyzwyczaili. Polska wyznacza europejskie standardy, choć po 2015 roku proces ustawiania tablic został zatrzymany.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?