Bohaterki, 13-letnia Agnieszka Wiśniewska, jej 9-letnia siostra Daria i Asia Okarska (również 13-latka) mieszkają w pobliżu przejazdu kolejowego przecinającego aleję Przyjaźni w Opolu. Podczas wakacji próbują dorabiać myciem szyb w samochodach czekających na podniesienie szlabanu. Pod przejazdem stały także przed południem w miniony piątek.
- Wiemy, jak odbywa się sygnalizowanie zbliżania się pociągu do przejazdu - chwali się Agnieszka Wiśniewska. - W budce dróżnika rozlega się wtedy bardzo głośny dzwonek.
Dziewczynki dodają, że słychać go dobrze nawet na zewnątrz. Jeśli dzwoni dwa razy, pociąg nadjeżdża od strony Opola, jeśli jest pojedynczy - z Groszowic.
- W piątek dyżur miał pan Paweł Michalak - opowiadają dzieci. - Kilkanaście minut przed zdarzeniem usłyszeliśmy podwójny sygnał. Pan Paweł opuścił szlaban. Od strony Opola przejechał pociąg. Dróżnik odnotował to w książce i wyszedł z budki.
- Wtedy zorientowałam się, że nie mamy już wody do mycia szyb - mówi Agnieszka Wiśniewska. - Wzięłam wiadro i chciałam iść do domu. Przechodząc przez przejazd zobaczyłam pociąg jadący z Groszowic. Jestem pewna, że wcześniej nie było sygnału w budce dróżnika...
Dziewczyna pobiegła do budki, krzycząc w stronę dróżnika, żeby zamknął szlaban. Dopiero dzięki niej zorientował się, że coś się dzieje. Siostra Agnieszki i Asia Okarska z krzykiem rzuciły się na przejazd. Machały rękami i krzyczały w stronę kierowców: "Pociąg, pociąg!". Auta przyhamowały dokładnie w chwili, kiedy dróżnik zaczął opuszczać zapory.
- Dziewczyny znam z widzenia - opowiada Zdzisław Stadryniak, właściciel baru "Krzyś" przy pobliskiej ulicy Kryłowa. - Dojeżdżałem do szlabanu, kiedy zobaczyłem, jak rozbiegają się po obu stronach alei Przyjaźni. Wpadły na ulicę i machały w stronę zbliżających się do przejazdu samochodów. Coś przy tym głośno krzyczały. Nie wiedziałem, o co im chodzi. W pierwszej chwili pomyślałem nawet, że próbują w ten sposób wymuszać umycie szyb. Nagle zobaczyłem opadające zapory. W chwilę później przez przejazd przemknął towarowy pociąg jadący od strony Groszowic. Wtedy zrozumiałem, że dziewczyny ostrzegały kierowców przed wjechaniem na przejazd. Gdyby stało się coś takiego zanim opadły zapory, byłaby masakra. Przez ten przejazd jadę "na pewniaka", kiedy widzę, że jest otwarty. Przypuszczam, że tak samo robi większość kierowców...
- Już po wszystkim pan Paweł dzwonił do Groszowic, pytał, co się stało - opowiadają dziewczynki. - Powiedzieli mu tam, że prawdopodobnie dlatego nie dali sygnału, bo przeoczyli pociąg.
Wczoraj nie udało się nam skontaktować z Pawłem Michalakiem. Na kolei nie ma natomiast żadnego śladu piątkowego incydentu. Tory należą do Zakładu Linii Kolejowych, będącego częścią spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. - Sprawdzałem relacje ze wszystkich piątkowych dyżurów, nie ma informacji o takim zdarzeniu - twierdzi Tadeusz Siwek, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Opolu. - Jest to jednak zbyt poważna sprawa, by pozostawić ją bez wyjaśnienia - obiecuje.