Dzieciobójczyni ze Sławniowic nie pójdzie do więzienia

fot. Krzysztof Strauchmann
- Maluchy pochowałem. Dziewczynka dostała na imię Iwona, po mamie, a chłopczyk Mateusz - mówi pan Zbigniew. - Teraz odwiedzam ich grób, zapalam świeczkę i modlę się za ich duszyczki.
- Maluchy pochowałem. Dziewczynka dostała na imię Iwona, po mamie, a chłopczyk Mateusz - mówi pan Zbigniew. - Teraz odwiedzam ich grób, zapalam świeczkę i modlę się za ich duszyczki. fot. Krzysztof Strauchmann
Dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć - taki wyrok usłyszała wczoraj 36-letnia Iwona S. ze Sławniowic, która zabiła dwa noworodki.

Ja już byłej żonie dawno wybaczyłem - mówi Zbigniew S., ojciec noworodków. - Im życia nic nie zwróci. Niech Iwona żyje sobie w spokoju, musi przecież zajmować się pozostałymi dziećmi.

Wyrok jest w zawieszeniu ponieważ kobieta zbrodni dopuściła się pod wpływem przebytego porodu, a według polskiego prawa zasługuje to na nadzwyczajne złagodzenie kary. Kodeks przewiduje za to od 3 miesięcy do pięciu lat więzienia.

- Na oskarżoną nie można patrzyć jak na typową zabójczynię - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Jarosław Mazurek. - Dzieci urodziły się w domu, w fatalnych warunkach higienicznych, w szóstym miesiącu ciąży. Oskarżona nie mogła też liczyć na niczyją pomoc. Nie wezwała jednak pogotowia, choć miała telefon komórkowy i pozwoliła umrzeć noworodkom. Musi więc ponieść karę.

Kobieta ukrywała ciążę. Nie powiedziała o niej ani mężowi, ani pracownikom socjalnym. Nie chodziła też do lekarza na kontrole, choć z poprzednimi dziećmi czyniła to regularnie. Między innymi na tej podstawie prokuratura formując akt oskarżenia twierdziła, że 34-latka nie chciała mieć kolejnych dzieci. Bliźnięta nie były bowiem pierwszymi pociechami oskarżonej. Iwona S. miała już potomstwo w wieku 12, 11, 9, 5 i 3 lat. Mieszkała z nimi i swoim byłym mężem w jednym domu. Do tragedii doszło 19 listopada 2007 roku.

Zbigniew S. wyszedł rano do pracy w sławniowckiej kopalni marmurów gdzie pracował jako magazynier. Dzieci jak co dzień poszły do szkoły i przedszkola. Pierwszy noworodek przyszedł na świat w łazience. Wypadł do toalety. Kobieta wyciągnęła go, zaniosła do pokoju i położyła na łóżku. Chłopczyk po kilku chwilach umarł. Iwona S. nie wiedziała, że to jeszcze nie koniec porodu. Położyła się na łóżku, a po pół godzinie znów chwyciły ją bóle.
Tym razem urodziła dziewczynkę. Oba noworodki zawinęła w koc i poszewkę z poduszki i wsadziła do skrzyni na pościel. Potem położyła się w łóżku i czekała na byłego męża. Gdy wrócił powiedziała, że urodziła martwe bliźnięta. Jednak biegły z zakresu medycyny sądowej twierdzi, że dzieci urodziły się żywe, a ich przeżycie było całkowicie uzależnione od tego, czy udzielona zostanie im pomoc.

Zbigniew S. pogodził się już ze śmiercią dzieci.

- Maluchy pochowałem. Dziewczynka dostała na imię Iwona, po mamie, a chłopczyk Mateusz - mówi pan Zbigniew. - Teraz odwiedzam ich grób regularnie, zapalam świeczkę i modlę się za ich duszyczki.

Wyrok nie jest prawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska