Dzielna kontra dzielnik, czyli RSP w ogniu

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Byłych pracowników RSP zostało 35. Grupa 15 osób postanowiła jeszcze walczyć o swoje odprawy.
Byłych pracowników RSP zostało 35. Grupa 15 osób postanowiła jeszcze walczyć o swoje odprawy. Fot. Krzysztof Strauchmann
Oni już widzą tylko pieniądz - komentuje emerytowany pracownik RSP w Racławicach. Dwunastu ludzi podzieli tam 20 milionów. A emeryci zostaną z kwitkiem.

To już przesądzone. W ciągu najbliższych tygodni, może miesięcy, 12 mieszkańców wioski Racławice Śląskie, członków miejscowej Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, zostanie milionerami. Za 22 miliony złotych sprzedadzą cały majątek spółdzielni, ponad 300 hektarów ziemi rolnej, zabudowania, magazyny, kurniki, maszyny. I podzielą to między siebie.

Rozpacza 35 emerytów, dawnych wieloletnich pracowników RSP. Statut spółdzielni, zresztą zmieniony w ubiegłym roku, nie przewiduje dla nich nic. Nawet grosza odprawy.

Nic dziwnego, że wieś się podzieliła. Dawni znajomi z pracy nie podają sobie ręki, mijają się bez słowa.

- Nie wiem, jak oni tu będą dalej mieszkać między nami w Racławicach - komentuje jeden z emerytów. - Chyba się wyprowadzą, żeby nam nie patrzeć w oczy. Oni już widzą tylko pieniądz. A pieniądz rodzi nienawiść.

Im nas mniej, tym więcej do podziału

RSP w Racławicach Śląskich powstała w 1974 roku. Przez te wszystkie lata przewinęło się przez nią 120 spółdzielców i jednocześnie pracowników RSP, bo firma przede wszystkim zapewniała pracę miejscowym. Za komuny ziemia była tania, spółdzielni wiodło się dobrze, to dokupowano pole w całej okolicy. Po przemianach władze spółdzielni zaczęły stopniowo redukować duże zatrudnienie. Na wieś wchodziła mechanizacja, tylu ludzi nie było już potrzebnych. A że spółdzielnia początkowo była w kiepskiej sytuacji finansowej, ludzie godzili się odchodzić bez odprawy, zrzekali się dobrowolnie praw spółdzielców. Nikt nikogo nie podejrzewał o spisek, który ma doprowadzić do przejęcia przez małą grupę całego majątku. Tymczasem w ostatnich latach wartość majątku, głównie ziemi rolnej, zaczęła lawinowo wzrastać. W tej części Opolszczyzny dobrej klasy grunt jest wart co najmniej 50 tysięcy za hektar.

„Odchodząc, okazaliśmy dobrą wolę i zrozumienie. Nie walczyliśmy o przysługującą nam odprawę dla dobra spółdzielni, aby mogła dalej funkcjonować, a pozostali członkowie mieli pracę - piszą w imieniu całej grupy emerytów Ryszard Sieczko, Anna Bracka, Kazimierz Reiwer i Janina Derus-Szuler. - To miał być zakład pracy dla naszych dzieci i wnuków”.

W 2002 roku w spółdzielni pozostało 20 członków, z czego ośmiu emerytów. To wtedy pojawiły się pierwsze próby zredukowania grona przyszłych udziałowców. Zarząd spółdzielni postawił na walnym zebraniu wniosek, aby członków emerytów wywalić, czyli pozbawić prawa członkowskiego. I większość pracujących przegłosowała mniejszość, czyli byłych pracowników. Ci jednak poszli do sądu i wygrali. Sąd potwierdził, że zgromadzenie nie miało prawa wykreślić kogokolwiek.

W 2011 roku władze spółdzielni zastosowały inny fortel prawny. Przeforsowały na walnym zebraniu uchwałę, że wszyscy członkowie spółdzielni muszą podwyższyć swoje wkłady członkowskie z obecnych 5 tys. złotych do 15 tysięcy. Dla pracujących spółdzielców to nie był problem, bo mogli pokryć wkłady z zysków spółdzielni. Emeryci musieli wpłacić gotówkę. Zapożyczyli się i zapłacili. Dwóch nie było stać. Nie odwoływali się, stracili prawa spółdzielcy. Zostało 12 pracujących, na 6 emerytów.

Rok później zarząd RSP przeforsował podniesienie udziałów członkowskich o kolejne 25 tysięcy i to mimo wysokich zysków spółdzielni. Tym razem emeryci nie zapłacili, tylko poskarżyli się do sądu. Po pół roku Sąd Okręgowy w Opolu unieważnił uchwałę o podniesieniu udziałów jako nieuzasadnioną ekonomicznie.

W ciągu kolejnych 5 lat zmarł jeden spółdzielca emeryt i zostało ich już tylko pięciu. Na walnym zebraniu w marcu tego roku ci ostatni zawarli porozumienie z RSP. Zgodzili się zrezygnować z udziałów, odejść dobrowolnie, w zamian za rekompensatę: 10 tysięcy złotych za każdy przepracowany rok w spółdzielni. I tak zostało już tylko dwunastu spółdzielców.
Chodzi o przyzwoitość

- Wszyscy myśleliśmy, że spółdzielnia dalej będzie istnieć - opowiada Józef Raczkowski, jeden z ostatniej grupy emerytowanych spółdzielców. - Mówili nam, że będą dalej pracować, że dokupują sprzęt. Tymczasem ledwie wyszliśmy z zebrania, zaraz przegłosowali uchwałę, że sprzedają cały majątek i likwidują RSP.

- Rozmowy o kupnie całego majątku prowadziłem z prezesem RSP już w lutym - opowiada Adam Fedorowicz, przedsiębiorca transportowy i rolny z Biedrzychowic w tej samej gminie Głogówek. - Chciałem kupić wszystko. Cały majątek. Nawet złom. Przedstawicielka mojego banku była ze mną kilka razy w Racławicach, badała sytuację. Bank zgodził się przyznać mi kredyt na ten cel. Byłem już gotowy wyłożyć gotówkę na stół.

21 marca, na wieść, że sprzedaż majątku jest już przesądzona, 15 byłych pracowników i spółdzielców, którzy przeszli na emeryturę przed 2002 rokiem, wystąpiło z pisemną petycją do prezesa i zarządu RSP.

„W chwili przejścia na emeryturę nie dostaliśmy żadnej odprawy emerytalnej, bo nikt nie spodziewał się, że majątek spółdzielni będzie sprzedawany - napisali. - Mamy odwagę upomnieć się o należną nam odprawę. Uważamy, że przy tak ogromnym majątku należy nam się godna odprawa, w zależności od przepracowanych lat. Nie chodzi nam o prawo ani jałmużnę, tylko o zwykłą, ludzką przyzwoitość”.

Do tej pory nie dostali odpowiedzi. Ze swoim problemem byli już u posła, senatora i kilku prawników. Nikt im nie robi nadziei na wygraną.

- Prawnie nie mamy szans. To zależy tylko od dobrej woli 12 ostatnich członków RSP - mówi Krystyna Barczyk. - Spotyka nas wielka krzywda.

- Zostawiliśmy w tej spółdzielni wiele lat swojej pracy, a wyeliminowała nas grupa cwaniaków - uważa Janina Ders-Szuler. - Przecież jest jeszcze prawo ludzkie, skoro prawo spółdzielcze okazuje się dla nas nieludzkie.

Emeryci chcą, żeby potraktowano ich tak samo jak poprzedników. Przyznano odprawę wysokości 10 tysięcy za każdy rok pracy. Brak odpowiedzi boli ich tym bardziej, że zarząd spółdzielni wybrał oferenta, który daje za cały majątek cenę niższą o 2,5 miliona złotych. Tyle z pewnością wystarczyłoby na ich roszczenia. Sami poprosili prudnicką prokuraturę o sprawdzenie, czy władze RSP nie dopuszczają się niegospodarności, sprzedając mienie taniej, niż wynosi najwyższa oferta.

- Zaoferowałem 24 miliony. Mój konkurent 21,5 mln - opowiada przedsiębiorca Adam Fedorowicz, który też jest zdziwiony i oburzony sposobem, w jaki go potraktowano w RSP. - Byłem już gotowy do kupna, tymczasem ktoś w spółdzielni zaczął mieszać. Prezes poinformował mnie, że wybrali tego drugiego, bo już od roku się stara o kupno. Skoro tak było, to po co w ogóle prowadzili ze mną rozmowy? Oczywiście, że byłem gotowy zatrudnić w pierwszej kolejności obecnych pracowników RSP, do kurników czy obsługi ciągników i kombajnów. Ale nikt mnie nawet o to nie pytał w negocjacjach.
Prezes nie odpowiada

Ryszard Adamów, prezes RSP Racławice, przez trzy ostatnie dni był dla nas niedostępny. Nie odpowiedział na prośbę o kontakt, pozostawioną w biurze spółdzielni. W krótkiej wypowiedzi dla Radia Opole stwierdził, że na razie nikt nie rozważał jeszcze wniosku emerytów o przyznanie odprawy za pracę w spółdzielni. Jego zdaniem będzie na to czas już po zakończeniu likwidacji.

Pięć lat temu, gdy nto pisała pierwszy raz o wykurzaniu emerytów z majątku RSP Racławice, prezes Adamów też nie chciał z nami rozmawiać. Wyprosił dziennikarza ze swojego biura. Po publikacji artykułu przysłał do redakcji oświadczenie, że władze spółdzielni wcale nie zmierzają do jej sprzedaży i likwidacji. A gazeta szkaluje go zupełnie bezpodstawnie.

Ostatni moment
Zdaniem Henryka Tchórzewskiego, prezesa Opolskiego Związku Rewizyjnego RSP, wejście w życie nowej ustawy o obrocie ziemią (będzie obowiązywać od 30 kwietnia) powoduje, że niektóre rolnicze spółdzielnie przyspieszyły sprzedaż swojego majątku. Nowa ustawa znacznie go bowiem ograniczy. Grunty rolne będzie można sprzedać tylko rolnikowi indywidualnemu, którego gospodarstwo nie przekracza 300 hektarów powierzchni, który prowadzi indywidualne gospodarstwo od co najmniej 5 lat, posiada rolnicze kwalifikacje oraz co najmniej jedną działkę w tej samej gminie, gdzie dokupuje nowe. Taka sytuacja praktycznie uniemożliwia sprzedaż areału większego niż 300 hektarów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska