Dzielny Franek kocha życie

Magdalena Żołądź
Magdalena Żołądź
Pyszne ciacho to dla Franka żaden problem. Widelec, paluszki i... ciacha nie ma. Obok mama Franka.
Pyszne ciacho to dla Franka żaden problem. Widelec, paluszki i... ciacha nie ma. Obok mama Franka. Magdalena Żołądź
Walcząc o zdrowie i przyszłość dziecka, można zrobić wiele: rzucić pracę, znajomych, sprzedać dom, wyprowadzić się tam, gdzie ono będzie miało lepszą opiekę. I napisać wyjątkową książkę.

Franek wierci się na kawiarnianym stołeczku i z uśmiechem nabija na widelec wielkie porcje tarty z serkiem mascarpone. Ciacho znika w pół minuty.

Za chwilę na wspólnym spacerze będzie biegał od auta do auta i kategorycznie domagał się, by podawać mu nazwy marek zaparkowanych wzdłuż ulicy samochodów. Nie ma taryfy ulgowej, nie można pominąć żadnego auta, bo Franek dalej nie pójdzie.

Przechodnie mijają z uśmiechem rozbrykanego pięciolatka. Nikomu nawet nie przejdzie przez myśl, że Franek jest dzieckiem niepełnosprawnym i że bardzo długo musiał walczyć o życie, którym tak bardzo się teraz cieszy.

Wszystko zaczęło się 10 tygodni za wcześnie. Franek urodził się w 30. tygodniu ciąży z powodu całkowicie odklejonego łożyska. Ważył zaledwie kilogram, musiał być reanimowany, bo jego serce nie miało siły samo bić.

- Lekarze nie dawali Frankowi szans. Usłyszałam, że mam nie przynosić nawet swojego pokarmu, bo przecież Franek i tak umrze - Agnieszka Kossowska, mama Frania opowiada tę historię nie pierwszy raz, a głos wciąż jej drży. - Potem słyszałam, że jeśli przeżyje, to będzie rośliną. Pod respiratorem leżał aż dwa miesiące.

Stan dziecka się nie poprawiał. Przeszedł sepsę, kilka reanimacji, wylewy dokomorowe. Wreszcie lekarka na jednym z dyżurów zasugerowała rodzicom, by przenieśli małego do innego szpitala.

Franek na sygnale i pod respiratorem został przewieziony na oddział reanimacyjny Kliniki AM we Wrocławiu oddalonej o 120 km od Kowar, gdzie wówczas mieszkali. Już po tygodniu zaczęły dziać się cuda. Okazało się, że wystarczy odpowiednia opieka i Franek może pokazać, że jest supermanem.

- Ten nierokujący pacjent zaczął nagle oddychać samodzielnie, lekarze rozpoczęli wybudzanie go ze śpiączki farmakologicznej i mogłam nareszcie wziąć synka na ręce, zamiast dotykać go ukradkiem w inkubatorze - wspomina Agnieszka Kossowska.

Franek spędził w szpitalu pierwsze 3,5 miesiąca życia. Wypisanie do domu wcale nie oznaczało końca problemów. Dopiero wtedy Kossowscy przekonali się, że wcześniaki i ich rodzice mogą liczyć tylko na siebie.

Państwo w szczątkowym stopniu finansuje rehabilitację, więc trzeba stawać na głowie, by znaleźć pieniądze na turnusy rehabilitacyjne, warsztaty terapeutyczne oraz wielokierunkową rehabilitację ruchową, SI, logopedyczną, pedagogiczno-psychologiczną. Okazało się, że Franio ma niedosłuch i potrzebne są aparaty. Pojawiła się padaczka.

Leczenie i rehabilitacja ukierunkowane były na leczenie wielu zaburzeń: neurologicznych, immunologicznych, onkologicznych, okulistycznych, genetycznych, pulmonologicznych, endokrynologicznych, audiologicznych...

- Często działaliśmy instynktownie, jak dzieci we mgle, bo trudno było zdobyć informacje, co powinni robić rodzice wcześniaka. Na początku nie znaliśmy swoich praw, nie wiedzieliśmy, że tak chore dziecko może mieć subkonto, by gromadzić tam pieniądze z datków na leczenie, że możemy się starać o orzeczenie o niepełnosprawności - mówi mama Franka. Nie zawiedli nas przyjaciele, zawsze mogliśmy liczyć na ich wsparcie.

Gdy Franio skończył dwa latka, zaczął się bardzo dziwnie zachowywać. Krzyczał na widok dzieci, bał się dźwięku deszczu uderzającego o parapet, a lęk przed nowymi miejscami paraliżował go do tego stopnia, że wymiotował.

Doszło do tego, że rodzice robili zdjęcia miejsc, do których chcieli iść z Frankiem i pokazywali mu je wcześniej. Pomagało. Agnieszka gdzieś doczytała, że to metody pracy z dziećmi z autyzmem. Gdy jednak zapytała o to psycholog podczas warsztatów terapeutycznych, usłyszała, że jest matką, która nie radzi sobie wychowawczo i na siłę szuka chorób u dziecka, by na ich karb zrzucić własną nieudolność.

- To był policzek, po którym ciężko się podnieść. Miałam ochotę wykrzyczeć, co o niej myślę, rozpłakać się. A musiałam zacisnąć zęby, bo byliśmy uzależnieni od ich pomocy - wspomina Agnieszka.

Instynkt matki się nie mylił. Zachowanie Franka było coraz bardziej niepokojące. Pomagały metody pracy stosowane w terapii dzieci autystycznych. Agnieszka wyczytała w internecie o specjalistach z opolskiego Prodeste, którzy zajmują się kompleksowo diagnostyką i terapią autyzmu. Pojechali i usłyszeli to, czego się spodziewali. Franio ma autyzm.

Całe życie Kossowskich zaczęło się kręcić wokół Franka i jego potrzeb. A w domu czekała Natalka, starsza córka, która także potrzebowała rodziców. Tymczasem rodzice byli ciągle w rozjazdach na rehabilitacjach, warsztatach, u lekarzy...

- Wtedy niemal z dnia na dzień podjęliśmy decyzję, że wyjeżdżamy z Kowar do miasta bardziej przyjaznego niepełnosprawnym. Tak dwa lata temu pojawiliśmy się w Opolu - uśmiecha się Agnieszka. - Choć zostawiliśmy wszystko i jechaliśmy do Opola w ciemno, bez pracy, udało się wszystko ułożyć. Tutaj wreszcie poczuliśmy się rodzicami, a nie rehabilitantami i logistykami.

Pomysł napisania książki, która opowie innymi dzieciom, czym jest niepełnosprawność, jak ich rówieśnicy z różnego rodzaju deficytami odczuwają świat, to efekt przyjaźni i długich rozmów pani Agnieszki z Moniką Laszczyńską, blogerką z Wrocławia, która wraz z bliskimi mocno kibicuje Frankowi i jego rodzinie.

Książka autorstwa Agnieszki i Moniki pt. "Duże sprawy w małych głowach" właśnie się pisze pod okiem całego sztabu specjalistów. Jej wydanie w dużym stopniu zależy od tego, czy znajdą się na to pieniądze. A datki zbierane są za pośrednictwem portalu finansowania społecznościowego "Polak potrafi".

- Zgodnie z zasadami działania portalu mamy 46 dni na zebranie 10 tysięcy złotych. Jeśli się nie uda, pieniądze wrócą do darczyńców - tłumaczy Agnieszka Kossowska. - Wierzę jednak, że nam się uda, bo ta książka powstaje pro publico bono i będzie rozdawana za darmo każdemu, kto będzie jej potrzebował.

Na razie internauci nie zawodzą. W sobotę, po kilku dniach trwania zbiórki, było już 40 procent potrzebnej sumy. Każdy z nas może pomóc. Informacje na temat akcji można znaleźć na fejsbukowym profilu Duże sprawy w małych głowach, blogu Dzielny Franek lub na stronie polakpotrafi.pl/projekt/duze-sprawy.

A Franek? Jest cudnym chłopcem, przedszkolakiem. Kocha życie, a to najlepsze lekarstwo na jego choroby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska