Dzień przed twardym lockdownem zapełniły się budowlane markety. Więcej pracy mieli też fryzjerzy czy kosmetyczki

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Pod opolskimi marketami było trudno o miejsce do zaparkowania.
Pod opolskimi marketami było trudno o miejsce do zaparkowania. Czytelnik
Parkingi przed opolskimi marketami budowlanymi pękały w piątek w szwach. Trzeba się było sporo natrudzić, by znaleźć tam wolne miejsce. Więcej pracy mieli też fryzjerzy oraz kosmetyczki. Wszystko przez wprowadzane w sobotę kolejne obostrzenia.

- Jestem w trakcie remontu mieszkania, a rząd praktycznie z dnia na dzień zamknął budowlane markety. Dlatego przyjechałem dziś dokupić potrzebne materiały - mówi Dariusz Stanków z Opola, którego w piątek, 26 marca spotkaliśmy pod opolskim OBI. - Sporo musiałem się najeździć, żeby znaleźć miejsce do zaparkowania. Dawno tylu samochodów tu nie widziałem.

To prawda. Parkingi przed opolskimi marketami budowlanym pękały w szwach. Ale problemy zaczynały się jeszcze przed dojazdem do sklepów. Na przykład kierowcy jadący od centrum i skręcający w lewo do OBI, czekając na czerwonym świetle, blokowali ruch na ul. Budowlanych. W związku z tym tworzyły się zatory.

Podobnie było pod opolską Castoramą. Tam już od rana można było obserwować wzmożony ruch klientów.

- Zamykają nas na co najmniej dwa tygodnie, a mam zaplanowane prace w ogrodzie, dlatego razem z mężem podjęliśmy decyzję o przyjeździe i kupnie kwiatów, nasion oraz potrzebnych nam narzędzi ogrodniczych - mówi Krystyna Chadała z gminy Ozimek. - Epidemia epidemią, ale szkoda czasu, by podczas lockdownu siedzieć bezczynnie w domu.

Piątek, 26 marca był ostatnim dniem przed wprowadzeniem w Polsce dwutygodniowego, twardszego niż do tej pory lockdownu spowodowanego wciąż rosnącą liczbą zakażeń koronawirusem i zapełniającymi się szpitalami oraz miejscami pod respiratorami. Oprócz sklepów budowlanych zamknięte od soboty zostają również między innymi zakłady fryzjerskie i kosmetyczne.

Tutaj jednak wielkich tłumów, czy kolejek raczej nie było.

- Ludzie chyba przeczuwali, że mogą nas zamknąć przed świętami i umawiali się tłumnie przez ostatnie kilkanaście dni - mówi Anna Walasek, jedna z opolskich fryzjerek. - Ale na pewno nie zrekompensuje nam to strat, które poniesiemy. Przedświąteczne dni to dla nas zawsze żniwa, których rząd nas właśnie pozbawił.

Podobnego zdania jest właściciel salonu fryzjerskiego z centrum Opola, który nie chce się wypowiadać pod imieniem i nazwiskiem.

- Nie ma najmniejszych dowodów na to, że to nasze salony są siedliskiem koronawirusa i ogniskiem zakażeń - mówi. - Przestrzegamy wszystkich zaleceń sanitarnych, nie ma u nas kolejek, bo przyjmujemy tylko umówionych na konkretny dzień i godzinę klientów. Ten rząd nie potrafi poradzić sobie z epidemią i całą odpowiedzialność próbuje zrzucać na nas. To niesprawiedliwie.

Jak można usłyszeć od przedstawicieli branży, zamknięcie salonów fryzjerskich czy kosmetycznych doprowadzi do ponownego powstania podziemia. Podczas wprowadzonego rok temu przez rząd twardego lockdownu, wiele fryzjerów czy kosmetyczek nieoficjalnie przyjmowało swoich zaufanych klientów.

- Tak będzie i teraz - mówią przedstawiciele branży. - Nikt za nas nie zapłaci czynszów, nie opłaci energii elektrycznej i innych mediów, nie da nam pieniędzy na życie - dodają.

Trzeba jednak przyznać, że sytuacja epidemiologiczna w Polsce jest tragiczna, jedna z najgorszych w Europie. Tylko w piątek przybyło w kraju 35 143 nowych zakażeń koronawirusem, a zmarły 443 osoby. Na Opolszczyźnie odnotowano 694 zakażenia, zmarło 10 osób.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska