Dziennikarz: Opisałem ich i na mnie napadli

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Damian Wicher: - Po raz pierwszy spotkałem się z taką reakcją ze strony bohaterów mojego artykułu.
Damian Wicher: - Po raz pierwszy spotkałem się z taką reakcją ze strony bohaterów mojego artykułu. Tygodnik Prudnicki
Policja z Prudnika wyjaśnia przebieg zajścia w jednym z marketów z udziałem lokalnego dziennikarza i bohaterów jego artykułu.

Wszystko zaczęło się od artykułu w "Tygodniku Prudnickim" na temat sytuacji w gminnej spółce: Zakładzie Usług Komunalnych. Jej prezes Wojciech Dancewicz niedawno zatrudnił tam swojego syna Kamila na stanowisku fizycznym. A córce, prowadzącej prywatną firmę, zlecił usługi BHP dla ZUK. Artykuł nosił tytuł "Nepotyzm w ZUK".

- Przed napisaniem tekstu rozmawiałem z prezesem Dancewiczem - opowiada dziennikarz tygodnika, Damian Wicher. - Mówił, że nie widzi w tym niczego niestosownego czy sprzecznego z prawem.

Burmistrz Prudnika wystąpił jednak do rady nadzorczej ZUK o skontrolowanie zarzutów gazety.

Dzień po publikacji artykułu w jednym z supermarketów w Prudniku doszło do scysji na oczach dziesiątków przypadkowych świadków. Autor tekstu Damian Wicher, robiąc zakupy z narzeczoną, przypadkowo natknął się na bohaterów swojego tekstu - żonę prezesa ZUK Grażynę oraz opisanego w tekście syna Kamila.

- Mężczyzna przybliżył swoją twarz do mojej bardzo blisko - relacjonuje Damian Wicher. - Chciał mnie chyba sprowokować, ale powstrzymałem nerwy. Doszło jednak do naruszenia nietykalności mojej narzeczonej, szarpano ją za rękę, wykręcono palec. Wobec mnie stosowano groźby karalne. Moją dziewczynę pomówiono o załatwienie sobie pracy w jednej z instytucji samorządowych, co jest zupełnym absurdem. Te osoby chciały mnie zniechęcić do pisania kolejnych artykułów na ich temat.

Zaraz po zajściu dziennikarz złożył na policji zawiadomienie o stosowaniu wobec niego gróźb i naruszeniu nietykalności fizycznej. Nie wyklucza także skierowania do sądu prywatnego aktu oskarżenia przeciwko rodzinie prezesa spółki komunalnej.

Z bohaterami zajścia nie udało nam się skontaktować. Rodzina wyjechała na wakacje nad morze. Natomiast prezes ZUK Wojciech Dancewicz bagatelizuje zajście.

- Z tego, co wiem od żony, dali się sprowokować przez redaktora - twierdzi Wojciech Dancewicz. - Doszło do jakiejś wymiany zdań. Nerwy puściły.

- Wiele razy spotkałem się z pretensjami osób niezadowolonych z publikacji - komentuje Damian Wicher. - Ale taka publiczna napaść zdarzyła mi się pierwszy raz. Nie pozwolę, aby moja praca odbijała się na bezpieczeństwie moich bliskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska