Dziewczęta, których ubywa

Redakcja
Mam w klasie anorektyczkę. Obserwuję ją od dłuższego czasu, aż żal patrzeć, jak ona niknie w oczach - wyznaje nauczycielka jednej z opolskich szkół średnich.

Dyrektorzy szkół przeważnie nie przyznają się do przypadków anoreksji wśród uczennic. - U nas nie ma takiego problemu, a przynajmniej o niczym takim nie słyszałem - twierdzi Piotr Szafors, zastępca dyrektora ds. wychowawczych w II Liceum Ogólnokształcącym w Opolu.
Z rozmów z psychologiem szkolnym wynika jednak coś innego. - W tym roku trafiło do mnie kilka uczennic cierpiących na anoreksję, które są już leczone przez psychiatrów. Ja udzielam im wsparcia. Jeżeli mają słabszy dzień, czują się źle i to rzutuje negatywnie na ich funkcjonowanie w szkole, pomagam im poradzić sobie z emocjami. Na pewno te osoby powinny być objęte głębszą terapią, którą można przeprowadzić w szkole. Ale na to potrzeba czasu. A ja pracuję tylko dziesięć godzin w tygodniu, a muszę objąć opieką psychologiczną aż 1017 uczniów - mówi Joanna Weryńska, psycholog z II LO.
Do psychologa uczennice zgłaszają się z własnej woli. Jedną z nich, posądzaną o anoreksję, próbowała ostatnio nakłonić do takiej wizyty nauczycielka. Dziewczyna powiedziała, żeby dać jej spokój.
- U mojej uczennicy to się zaczęło już w ubiegłym roku - opowiada nauczycielka szkoły średniej w Opolu, pragnąca zachować anonimowość (bo się obawia dyrektora). - Zaczynała szczupleć w nienaturalny sposób. Jest z nią coraz gorzej. Ona niknie w oczach, policzki ma zapadnięte, jest na lekcjach senna. Kiedyś była rzutka, pełna życia. Ona jest inteligentna, oczytana, jeszcze sobie radzi. Odpowiada zawsze dobrze, ale nie zauważa, że to, co mówi, powtarza po kolegach. Jej rodzice ukrywają, że ona ma anoreksję. Ale wszyscy wkoło i tak to widzą. Oglądają się za nią. Wcześniej też miałam w klasie anorektyczkę, która podchodziła do matury, funkcjonując już tylko na sokach. Potem poszła do szpitala. Podleczyła się, ale wiem, że to u niej wróciło.
Anoreksja, czyli jadłowstręt psychiczny, pozostaje ciągle schorzeniem tajemniczym. Nie jest chorobą psychiczną, tylko psychosomatyczną. Dziewczęta czują głód, ale nie jedzą, eliminują kolejne potrawy, skrupulatnie liczą kalorie, katują się ćwiczeniami. A jak zjedzą cokolwiek, prowokują u siebie wymioty. Chude do granic możliwości, wciąż wydają się sobie zbyt grube. Wstydzą się swojego ciała i swojej choroby.
- Anoreksja to inaczej autoagresja. A kiedy człowiek siebie nie lubi? Wtedy, gdy mu coś nie wychodzi - w szkole, w domu, gdy matka jest nadopiekuńcza lub ojciec zbyt wymagający, gdy rodzice chcą wziąć rozwód. Anorektyczka karze tym, że się głodzi, swoją rodzinę. W Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, gdzie pracuję na co dzień, miałam pod opieką dziewczynę, która przez kilkanaście lat nie rozstawała się ze swoją matką. Nigdy sama nigdzie nie wyjechała - ani na kolonię, ani na wycieczkę. Nie brała udziału w żadnych imprezach, była pod ciągłą kontrolą. Zaczęła się głodzić. Matka przeżyła szok - relacjonuje Joanna Weryńska.
Dziewczyny zaczynają się radykalnie odchudzać przed studniówkami. Twierdzą, że chcą ładnie wyglądać. Ale czasem kryje się za tym choroba.
- Obecnie na zjawisko anoreksji nakłada się jeszcze moda i styl bycia: żeby być wysoką i szczupłą. Na pierwszy rzut oka bardzo trudno jest zdiagnozować, kiedy jest to choroba, a kiedy to tylko dbałość o sylwetkę. Anorektyczki bardzo starannie się maskują. Robią sobie na przykład silny makijaż. Dużą wagę przywiązują do wyglądu zewnętrznego. Są tak ukryte pod maską make-up, że długo nikt się nie domyśla, co z nimi jest - mówi Joanna Weryńska.
- One kłamią, twierdzą, że coś jadły, a to nieprawda. Z okazji mikołajek moi uczniowie robili sobie paczki. Dziewczynka, która jest anorektyczką, zarzekała się, że zjadła czekoladkę, którą dostała. Ta "zjedzona" czekoladka wypadła jej z kieszeni - opowiada nauczycielka, pragnąca zachować anonimowość.
Kasia, uczennica liceum, najpierw była wegetarianką. W domu mama przygotowywała dla niej specjalne posiłki, więc przynajmniej nie chodziła głodna. Pojechała jednak na kilkudniową wycieczkę, a tam do jej wegetarianizmu nikt nie przywiązywał żadnej wagi. Kasia nie mogła liczyć na wegetariańskie potrawy, więc przestała w ogóle jeść. Nie jadła także po powrocie do domu. Wpadła w anoreksję, w końcu wylądowała w szpitalu. Jest po leczeniu, ale nie wiadomo, co z nią będzie, czy wróci do normalności.
- W ubiegłym roku mieliśmy przeraźliwie szczupłą uczennicę. Mówiło się, że to wynikało u niej ze wstrętu do jedzenia. To na pewno była choroba. Ona już studiuje, ale wiem, że nadal ma ten sam problem. Obecnie wszystkie nasze uczennice wyglądają dobrze i nie zauważyłem, żeby miały problem z apetytem. Przynoszą ze sobą tyle kanapek, że aż sam się dziwię - zapewnia Leon Serkies, dyrektor I LO w Brzegu.
- Widać, że dziewczęta chcą być smukłe, szczuplutkie, piękne i zadbane. Mieliśmy kilka niespodziewanych omdleń wśród uczennic, dziwnych zachowań. Zawsze o takich przypadkach powiadamiamy rodziców, a oni czasem potwierdzają, że to z powodu odchudzania. Zapanowała też moda na wegetarianizm, znam uczennice i ich mamy, które oszalały na tym punkcie. Trudno jednak na tej podstawie wyciągać zbyt dalekie wnioski - zaznacza Roman Zalasiński, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Głuchołazach.
Uczennice ukrywają w szkole fakt, że są anorektyczkami. Do psychologa, jeśli się na to zdecydują, chodzą po kryjomu. Boją się nagonki ze strony nauczycieli, czują się zaszczute. Przyparte "do muru" wypierają się, że to nie anoreksja - tylko np. kłopoty żołądkowe. W kamuflażu pomagają im rodzice, a szczególnie matki, które nie mogą uwierzyć, że ich ukochane córki to spotkało i okłamują też same siebie.
- To nieprawda, że my robimy na nie nagonkę. To nie odbywa się na zasadzie szpiegowania tych dziewcząt. My się o nie bardzo martwimy. Bo to jeszcze dzieci. Mnie jest osobiście ogromnie żal, gdy patrzę, jak tej młodej osoby ubywa - dodaje anonimowa nauczycielka, która ma w klasie anorektyczkę.
Najmłodsza anorektyczka, którą przyjęto na oddział psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Neuropsychiatrycznego w Opolu, miała 11 lat. Dziewczęta teraz szybciej dojrzewają.
- Ten rok jest wyjątkowy. Jedne młode pacjentki, cierpiące na anoreksję, opuszczają nasz oddział, a na ich miejsce przychodzą następne. Obecnie na leczeniu są cztery. Dużo takich przypadków odnotowujemy też w poradni przyszpitalnej - mówi dr Anna Kleinwechter, ordynator oddziału.
Anorektyczki mają swoje sposoby oszukiwania, aby najbliżsi nie zorientowali się, że one nie jedzą: ukrywają jedzenie w wazonach, pluszowych zabawkach, kieszeniach ubrania lub wyrzucają je przez okno, ukrywają jedzenie pod serwetką (obrusem), zostawiają skórkę chleba na talerzu, wyrzucając resztę, ukrywają jedzenie w ustach i pozbywają się go np. w czasie mycia zębów lub po kryjomu karmią psa pod stołem.
Pacjentki leczone na opolskim oddziale, w chwili przyjęcia, ważyły około 30 kg. Anoreksja najczęściej występuje między 14. a 16. rokiem życia.
Najpierw u chorej dochodzi do spadku wagi ciała, a w późniejszym przebiegu choroby do zmian metabolicznych i hormonalnych. W końcu waga obniża się do granicy niebezpiecznej dla życia.
Dziewczęta, dopóki mogą, próbują swą chudość ukrywać. Grubo się ubierają, noszą ciężką biżuterię, starają się nie rozbierać, ćwiczą na wuefie w dresie, piją duże ilości wody nocą przed ważeniem lub wyjątkowo się wtedy objadają (a potem wymiotują).
Anorektyczce potrzebna jest pomoc i psychologa, i psychiatry. - Jej leczenie jest specyficzne, długotrwałe i angażujące dużo środków. Kasy chorych nie podpisały oddzielnej umowy na takie specjalistyczne usługi. My to robimy we własnym zakresie. Terapią obejmujemy całą rodzinę, na każdą z nich poświęcamy średnio po dwa tygodnie. Spotykamy się w godzinach popołudniowych, bo do południa ludzie są w pracy. Poświęcamy swój prywatny czas, ale nie widzimy innego rozwiązania - dodaje dr Anna Kleinwechter.
Szpitalny oddział psychiatryczny dla dzieci i młodzieży oraz poradnia przyszpitalna, w której przyjmują lekarze z oddziału, są jedynymi w województwie, gdzie leczy się anoreksję. Po ukończeniu 18-19 lat pacjentki mogą kontynuować leczenie, ale już poza naszym województwem. Proponuje się im terapię w Instytucie Psychiatrii i Neurologii aż w Warszawie. Dorosłe anorektyczki, które nie mogą z tej możliwości skorzystać, pozostają ze swoim problemem same.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska