Dziewczyny też grają w hokeja

Marcin Sagan
Marcin Sagan
Anna Różycka, Katarzyna Dembska, Magdalena Kisiel trenują razem z chłopakami.
Anna Różycka, Katarzyna Dembska, Magdalena Kisiel trenują razem z chłopakami.
Na twarzy mają kraty, na głowach kaski, ciało pokryte jest ochraniaczami, z których najważniejszy jest suspensor. Ochrania to, co u mężczyzn najcenniejsze. Hokeistki męskich ochraniaczy nosić nie muszą.

Godzina 7.00 rano. Napastnik Orlika, Tomasz Sznotala zaczyna pracę. - Kończę tak przeważnie miedzy 18.00 a19.00 - mówi. - Zwykle mocno się narobię i często zdarza się, że nie mam nawet ochoty na to by przyjść na trening. Z trudem się mobilizuję.

Co tak wykańczającego robi hokeista? Jest operatorem koparko-ładowarki. Łatwiej jest się nauczyć jeździć dobrze na łyżwach i grać w hokeja czy obsługiwać koparkę?

- Koledzy z drużyny próbowali nieśmiało swoich sił na koparce i zgodnie twierdzili, że łatwiej jest na lodzie - przyznaje Tomek. - Od trzech lat prowadzę swoją firmę. Specjalizuje się ona w pracach ziemnych i rozbiórkowych. Założyłem ją w znacznej mierze dzięki pomocy ojca, który bardzo mi pomaga. Nie narzekam, bo interes jakoś się kręci. Hokeja jednak już tak poważnie jak mój młodszy brat grający w Cracovii Kraków nie mogę traktować. On jest zawodowcem, a ja - jak wygrywamy w lidze - to dostaję drobne pieniądze w porównaniu do niego.

Dwóch zawodów - operatora koparki oraz hokeisty - nie można jednocześnie dobrze wykonywać.
Trener opolskiego Orlika Jerzy Pawłowski: - U nas wszyscy zawodnicy albo jeszcze się uczą w szkołach średnich, albo studiują, albo pracują. Dlatego mamy zawsze problem jak w terminarzu jest mecz w środku tygodnia. W takiej sytuacji zawsze kogoś brakuje.

Bramkarz Jarosław Nobis pracuje w knajpie.
- Robię w niej wszystko co trzeba. Pracuję w kuchni, wożę też jedzenie do klientów. Wiadomo, że muszę pracować, bo z hokeja bym się nie utrzymał.

Treningi odbywają się wieczorami, przeważnie o 20.00.
Wchodzimy do szatni. Samo przygotowanie się do wyjścia na lód trwa kilkanaście minut. Trzeba założyć ochraniacze, łyżwy. Najwięcej roboty przy tym ma bramkarz.
- Sprzęt, który zakładam na siebie waży jedenaście kilogramów - mówi Jarek Nobis.
Wygląda jak rycerz szykujący się do boju. Wszystkie ochraniacze powodują, że idzie jak robot. Kiedy wejdzie na lód jest już jednak niesłychanie zwinny.

Hokeiści muszą się dobrze zabezpieczyć. Lecący często z prędkością ponad 100 km/h krążek potrafi zrobić dużą krzywdę. Wśród wszystkich zabezpieczeń jest też jedno szczególnie ważne. To suspensor - ochraniacz na jądra i penisa.

- O wszystkim można zapomnieć, ale o tym nie - śmieje się obrońca naszej drużyny Mateusz Stopiński. - Może raz zdarzyło mi się wyjść bez niego na trening. I już tego nie powtórzę. Nawet jak się ma tę ochronę i dostanie się w krocze krążkiem to boli.

Na kogoś, kto akurat gra bez supensensora, mówi się, że porusza się po lodzie jakby nie miał jaj!

Ładniejsza strona hokeja
Hokej w Opolu to nie tylko mężczyźni. Kobiety w tej dyscyplinie sportu grają nawet o medale na igrzyskach olimpijskich, więc nie dziwne, że do tego męskiego sportu dziewczyny ciągną też w naszym mieście. Kilka lat temu istniała nawet drużyna - Impet. Kiedy jej założycielka Daria Grochowicz wyjechała za granicę zespół się "posypał". Na placu boju zostały tylko trzy odważne: Magdalena Kisiel (26 lat), Anna Różycka (21 lat) i najmłodsza z nich Katarzyna Dembska (14 lat).

- To jednak Kasia, która jest z nas najmłodsza ma największe doświadczenie - mówi Magda. - Ona od kilku lat w różnych grupach wiekowych ćwiczyła razem z chłopakami.

-Tato i brat trenowali hokej i tak ja do niego trafiłam - tłumaczy Kasia. - Zawsze bardzo podobał mi się ten sport.

Najstarsza z naszych hokeistek, Magda oprócz tego, że sama gra jest także sędzią.
Obecnie dziewczyny trenują dwa razy w tygodniu razem z grupa amatorów, która też jest w Orliku. Czy koledzy stosują wobec nich taryfę ulgową?

- Trochę łagodniej nas traktują - mówi Magda. - Wiedzą jednak, że jesteśmy słabsze fizycznie. Bodiczków (atak ciałem na zawodnika mającego krążek - dop. red.) więc nam nie robią. A może po prostu się boją, że im później oddamy i będzie wstyd jak po starciu z babą upadną na lód - śmieje się hokeistka.

Grają też lekarze
Od 1987 roku istnieje w Opolu amatorska drużyna lekarzy o nazwie Lancet. Nazwa nie jest przypadkowa. Lancet to bardzo ostry nóż chirurgiczny, a w początkach istnienia tej drużyny jej znaczną część stanowili chirurdzy. Animatorem powstania zespołu był dr Janusz Pichurski, obecnie ordynator oddziału chirurgii ogólnej szpitala wojewódzkiego w Opolu i konsultant wojewódzki w dziedzinie chirurgii ogólnej.

- Jako junior grałem w hokeja w Odrze Opole - mówi dr Pichurski. - Potem się to urwało. Wiadomo studia, praca. Stąd więc pomysł na hokej. Na początku było nas wielu trenujących. Graliśmy nawet mecze chirurdzy na ortopedów czy chirurdzy na ginekologów. Rywalizowaliśmy też z lekarzami z Wrocławia oraz z drużynami czeskimi. Przez wiele lat Lancet to była drużyna złożona wyłącznie z lekarzy. Teraz grają już z nami też koledzy z innych zawodów.

Zespół Lancetu trenuje dwa razy w tygodniu, a często na zajęciach pojawia się Marek Kapłon - perkusista zespołu TSA oraz dwaj byli zawodnicy ligowi Adam Iwanowski i Tadeusz Kuś.
- Do hokeja trafiłem poprzez syna Kacpra - mówi Marek Kapłon. - Osiem lat temu zaprowadziłem go na pierwszy trening. Przez rok byłem tylko rodzicem stojącym w boksie i obserwującym zajęcia. Brakowało jednak ludzi do pomocy trenerowi. Wcześniej umiałem jeździć na łyżwach, ale w hokeja nigdy nie grałem.

Od czterech lat perkusista TSA występuje w reprezentacji Polski artystów.
- Co roku tydzień po finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy spotykamy się w Tychach i gramy z jakąś drużyną mecz, z którego dochód idzie właśnie na Wielką Orkiestrę - tłumaczy Kapłon. - Również wśród muzyków są amatorzy hokeiści. Choćby Sebastian Riedel i jego koledzy z zespołu Cree. W tym roku na naszym meczu pojawił się też Michał Wiśniewski, ale od razu zastrzegł, że nie będzie grał i może służyć co najwyżej za krążek.

Lekarze mają hokejowe sukcesy. Dwa lata temu podczas "zimowych igrzysk lekarzy" w Nowym Targu rozgrywany był turniej. Grały zespoły złożone z trzech zawodników plus miejscowy bramkarz "wypożyczany" przez każdą z drużyn. Zespół z Opola w składzie Janusz Pichurski, ortopeda Jarosław Bednarek i ginekolog Marek Chowaniec dotarł aż do finału. Tam toczył wyrównany bój z zespołem z Nowego Targu przegrywając z nim dopiero po rzutach karnych. Po tym meczu nasi zawodnicy zostali powołani kadry narodowej lekarzy.

- Mam 54 lata, ale dzięki hokejowi utrzymuję się w dobrej kondycji - mówi dr. Pichurski. - Czy nie boję się o swoje zdrowie na lodzie? Wbrew pozorom hokej to nie jest niebezpieczny sport. Razem z kolegami graliśmy w przeszłości w piłkę nożną i było wówczas znacznie więcej kontuzji. Zawodnicy grup młodzieżowych gramy w specjalnych kratach ochraniających twarz. Żadnych wybitych zębów czy podbitych oczu więc u nas nie ma - kończy żartem chirurg.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska