Dzika zwierzyna pcha się do miast i nie można do niej strzelać

Krzysztof Strauchmann
– Jestem w stanie pomóc, jeśli ktoś ma problemy z dzikimi zwierzętami – mówi Jacek Opara, lekarz weterynarii z Nysy, który ma uprawnienia do obsługi karabinu Palmera.
– Jestem w stanie pomóc, jeśli ktoś ma problemy z dzikimi zwierzętami – mówi Jacek Opara, lekarz weterynarii z Nysy, który ma uprawnienia do obsługi karabinu Palmera. Krzysztof Strauchmann
Lisy, a nawet sarny czy dziki coraz częściej trafiają za jedzeniem do centrów miast.

W miniony wtorek rano średniej wielkości dzik przespacerował się głównymi ulicami Głuchołaz. Najpierw jeden z mieszkańców ul. Skłodowskiej zobaczył go w ogrodzie za domem. Potem dzik uciekł na ul. Grunwaldzką, gdzie wpadł pod  samochód. Potrącony lekko tylko się otrzepał i pobiegł dalej. Ostatnio widziano go na pełnym drzew placu zabaw przy ul. Skłodowskiej. Dalej ślad się urwał.

 

- Dzwoniliśmy po pomoc do Polskiego Związku Łowieckiego. Odpowiedzieli nam, że nic nie mogą zrobić, bo na terenie zamieszkanym nie wolno strzelać do dzikich zwierząt - mówi Tomasz Dziedziński, komendant Straży Miejskiej w Głuchołazach.

 

W innym miejscu Głuchołaz, na terenie prywatnej firmy przy ul. Wyszyńskiego, zagnieździły się lisy.

- Mieszka na moim terenie chyba siedem sztuk, w tym młode - opowiada Roman Żura­kow­ski, właściciel firmy. - Mam poważny problem. Dzikie zwierzęta przestały się bać ludzi, podchodzą jak pies do nogi. Moje pracownice rano regularnie się z nimi spotykają. Boję się, że kiedyś kogoś zaatakują albo trafi się jakiś wściekły.

 

Dzikie zwierzęta pchają się do miast, bo tam jest coraz więcej jedzenia w śmietnikach

 

Lisy czy sarny można tak samo spotkać na terenie Nysy czy Paczkowa, czy Opola, a do dzików miedzy blokami mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla już się przyzwyczaili. Straż miejska i policja tłumaczą się, że nie mają sprzętu do łapania dzikich zwierząt.

 

W 2008 roku władze powiatu nyskiego zakupiły tzw. karabin Palmera, który strzela lotkami z silnym środkiem usypiającym. Dwóch lekarzy weterynarii w powiecie przeszło szkolenia i posiada po­zwolenia na użycie takiej broni. Problem w tym, że nie wiadomo, kto ma płacić za ich akcje, a koszt interwencji to średnio kilkaset złotych.

 

Dzikie zwierzęta należą do Skarbu Państwa, ale większość zleceń wystawiają urzędy gmin i to od nich domaga się pieniędzy interweniujący lekarz. Problemem jest też brak samochodu do przewozu uśpionych zwierząt o większych gabarytach. Mniejsze można wozić w klatkach do transportu psów.

W terenie zamieszkanym nie można strzelać do zwierząt. Trzeba je więc usypiać i wywozić do lasu

 

- Łapanie dzikich zwierząt zdarza mi się dość rzadko - mówi lek. weterynarii Jacek Opara z Nysy, który dysponuje bronią palmerowską. - Mogę pomóc, ale to nie są łatwe akcje. Do dzika na przykład trzeba podejść na odległość co najmniej 20 metrów, żeby strzał był skuteczny.

 

Dr Jacek Opara był już wzywany do sarny, która zaplątała się na terenie starego młyna w Nysie. W Malerzowicach uśpił z broni psa, który zaatakował ludzi przebywających w namiotach na biwaku, a potem rzucił się na policjantów. Ostatnio udało mu się sprawnie unieszkodliwić byka, który koło Skarbimierza uciekł z samochodu wiozącego zwierzęta do uboju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska