Maria Woźniak ze Skorochowa, ma 42 lata i dziesięcioro dzieci
Pani Maria życzenia na Dzień Matki usłyszy w tym roku od: 23-letniej Ani, 19-letniego Krzysztofa, 17-letniego Andrzeja, 16-latki Kasi, 13-letniej Ani, 10-letniej Natalii, 8-letniej Asi, 5-letniego Michała i 3-letniej Julii. Liczący sobie 3,5 miesiąca Boguś, najmłodsza z dziesięciorga pociech i najpopularniejszy, bo największy noworodek w Polsce (gdy się urodził ważył 6300 g!) jeszcze jej życzeń nie złoży.
- Ale jak będzie zdrowy i zadowolony, to tak jakby mi przyniósł bukiet najpiękniejszych róż - zapewnia mama.
Kwiaty przyniosą za to starsze dzieci. Będzie też pewnie bombonierka, może jakieś perfumy. Najmłodsi zrobią laurki.
- Mam tych laurek na różne okazje całą górę - mówi Maria Woźniak. - Czasem, jak mnie najdzie jakiś smutek, to je sobie oglądam i wzruszam się na nowo.
Pani Maria nie pracuje, rodzinę utrzymuje jej mąż. - Ale w domu mam ze dwa etaty - śmieje się.
Myśl o posiadaniu dziesięciorga dzieci przyprawia mamy z dwójką, trójką pociech o zawrót głowy. Zdaniem pani Marii, dużo dzieci to dużo radości.
- Aż tak licznej rodziny wprawdzie nie planowałam, samo wyszło - śmieje się. - Ale nie wyobrażam sobie teraz, by mogło być nas mniej!
Jak sobie radzi z taką gromadką? - Bez problemu - odpowiada bez zastanowienia. - Nasza rodzina jest jak sprawnie działająca firma. Każdy ma w niej jakieś zadanie. Najstarsi opiekują się średnimi, mąż pełni rolę zaopatrzeniowca, a mnie pozostają najmłodsze pociechy.
Mama ze Skorochowa zapewnia, że dzięki tak licznej rodzinie radości i wzruszeń też ma 10 razy więcej.
- Pierwszych kroków przeżyłam już dziewięć, życzeń i prezentów przy każdym święcie mam bez liku, radości z tego, że dzieci się dobrze uczą - także. A jak taka gromadka chórem zaśpiewa "Sto lat", to słyszy cała okolica...
Rodzina Woźniaków stała się bardzo popularna trzy i pół miesiąca temu, kiedy urodził się Boguś.
- Przez nasz dom przewinęła się masa dziennikarzy, a dzięki nim wieść poszła w świat - mówi pani Maria. - Ostatnio bratowa była na wczasach w Egipcie i tam ją zagadnęli o tego dużego noworodka z Polski! Jak im powiedziała, że jest jego ciotką, to od pytań nie mogła się opędzić.
Katarzyna Śliwa z Nysy z synkiem Marcinem, mama - lat 24, Marcin - 10 dni
To będzie jej pierwszy Dzień Mamy. Do tej pory pani Kasia tylko składała życzenia - swojej mamie. W tym roku sama je usłyszy: w imieniu synka Marcina, który liczy sobie niewiele ponad tydzień, złoży je dumny tata.
- Już się nawet oswoiłam z tym, że mam dziecko. Po pierwszej nieprzespanej nocy... - śmieje się świeżo upieczona matka.
Marcin to dziecko wyczekane i zaplanowane.
- Nie lubię być zaskakiwana w żaden sposób, dlatego decyzja o dziecku była zupełnie świadoma. Dzięki temu do macierzyństwa mogłam się przygotować.
Najbliższe 4,5 miesiąca pani Kasia spędzi z synem. Żeby być z nim jak najdłużej w pierwszych miesiącach życia, prócz macierzyńskiego wykorzysta również urlop. Potem wróci do pracy w sklepie, a Marcinem zajmie się babcia. - Już wiem, że bardzo trudno mi się będzie z nim rozstać - mówi. - Ale nie ja pierwsza i nie ostatnia staję przed taką koniecznością. Dam radę.
Póki co kolejnych maleństw pani Kasia nie planuje. - Najpierw muszę opanować sytuację z jednym - śmieje się.
Irena Kubara z Opola, 41 lat, dwoje dzieci (na zdj. z synem Kubą)
To jedna z tych kobiet, które życiu się nie dają. Dzieci wychowuje sama, jest właścicielką salonu fryzjerskiego w opolskim Rzemieślniku. Pierwsze dziecko, 20-letniego dziś Kubę, studenta Instytutu Sztuki w Opolu, urodziła, gdy miała 20 lat. - Byłam wtedy na pierwszym roku filologii polskiej i zdarzyła się nam przysłowiowa wpadka - wspomina dziś. - Pamiętam, że strasznie się bałam powiedzieć o ciąży rodzicom...
Potem pani Irena wyszła za mąż i wzięła urlop dziekański, gdy urodził się syn. Na studia już nie wróciła. Po kilku latach pierwsze małżeństwo się rozpadło. Drugiego dziecka doczekała, gdy miała 34 lata. Nina to dziś energiczna siedmiolatka, bardzo zapatrzona w brata. Mówi, że chciałaby kiedyś rysować tak ładnie, jak on. Pani Irena, jako że jej drugie małżeństwo też nie wytrzymało próby czasu, stara się sama zapewnić dzieciom wszystko, co mają ich rówieśnicy.
- A to oznacza, że prócz prowadzenia zakładu, który żywi naszą trójkę, muszę codziennie coś ugotować, zrobić zakupy, przygotować ubrania, a czasem znaleźć też chwilę dla siebie - mówi pani Irena. - Najchętniej wtedy uprawiam jogging albo nurkuję. Jeśli czasu mam mniej, wystarczy mi sprzątanie. Dobrze działa na psychikę. W końcu jeśli potrafię uporządkować przestrzeń wokół siebie, to z życiem też dam sobie radę.
Dzień Matki to dla niej czas, w którym obowiązkowo odwiedza swoją mamę. - A od dzieci dostaję całusy, kwiaty i coś, co same narysują - opowiada. - Nina przygotowuje śliczne laurki, a od Kuby ostatnio przy jakiejś okazji dostałam piękny obraz jego autorstwa.
Anna Eisenbart z Wawelna, 57 lat, mama zastępcza trojga dzieci
Jest zastępczą mamą Kasi, 13-latki z porażeniem mózgowym z turawskiego domu dziecka, 15-letniego Damiana z "bidula" w Brzegu i 8-letniej Moniki. Anna i Zygmunt Eisenbartowie przygarnęli ją prosto z patologicznej rodziny. Pierwsza trafiła do nich Kasia. - Wiedzieliśmy, że jest niepełnosprawna i że będzie wymagała więcej opieki - wspomina pani Anna. - Ale dzieci to nie jabłka, nie powinno się w nich przebierać. Poza tym już na pierwszym spotkaniu zapytała, czy naprawdę moglibyśmy być jej mamą i tatą…
Nim jednak pani Anna została mamą zastępczą, musiała przejść wielomiesięczny kurs przygotowujący do tej roli. Przetrwać testy psychologów, odpowiedzieć na dziesiątki trudnych, często bardzo intymnych pytań.
- Takiego egzaminu z macierzyństwa biologiczne mamy nie muszą zdawać - mówi. - A ja nadal go przechodzę. Co pół roku wysyłamy z mężem pisemne raporty o dzieciach do kuratorów. Poza tym ludzie patrzą na każdy nasz ruch. Jak biologiczna mama krzyknie na dziecko, to nikt nie zwraca uwagi. Gdybym ja krzyknęła, zaczęłoby się analizowanie, czy mogłam…
Anna Eisenbart mówi, że do dzieci "z przeszłością", takich jak jej trójka, najlepiej podchodzić z sercem i miłością. - Trzeba je chwalić za wszystko i okazywać dużo ciepła - mówi. - Należy im się to za wszystkie złe chwile, które mają za sobą.
Czasem trzeba też cierpliwie tłumaczyć brutalne zachowanie innych. Na przykład dlaczego koleżanka z klasy zaprosiła na swoje urodziny wszystkie dzieci, prócz córki…
Jak każda mama, pani Anna czasem opada z sił. - Przypominam sobie wtedy słowa sędziny, która przydzielając mnie i mężowi prawo do opieki nad dziećmi, powiedziała, że gdyby nas to zadanie przerosło, możemy coś zmienić. I myślę sobie wtedy: nic z tego! Tyle czasu, energii i miłości włożyłam w te dzieci. Poza tym to w końcu moje dzieci!
Jak będzie wyglądał jej tegoroczny Dzień Matki? - Monika pewnie narysuje mi laurkę, z Kasią, która ślicznie śpiewa, może coś po południu pośpiewamy, a Damian jest trochę zamknięty, więc pewnie ukradkiem złoży mi życzenia.
Ewa Garack z Krapkowic, 39 lat, matka czterech synów
Ta drobna, szczupła blondynka jest mamą: 14-letniego Philippa, 11-letniego Benjamina, 9-letniego Jonathana i 7-letniego Pascala.
- Jak sobie radzę z męskim gronem w domu? Ciągle nie mam na to recepty - śmieje się. - Staram się ich wychowywać w myśl zasady: słowa uczą, a przykłady pociągają. Ale im chłopcy są starsi, tym widzę, że większą rolę w ich wychowaniu odgrywa tata. Dlatego ja znalazłam sobie zajęcie poza domem.
Ewa studiuje germanistykę i uczy dzieci języka niemieckiego nowatorską metodą: przez sport.
- Nie dość, że sama stworzyłam sobie miejsce pracy, to jeszcze podczas zajęć uczę swoje dzieci - dodaje. - Upiekłam więc dwie pieczenie na jednym ogniu!
Wspomina, że kiedy dzieci były małe, godzina ósma wieczorem, gdy kładła je do łóżka i miała chwilę dla siebie, wydawała się najpiękniejszą porą dnia.
- Chłopcy rodzili się co dwa lata, więc przez kilka kolejnych lat rytm mojemu życiu wyznaczały nie pory roku, tylko okres ciąży i karmienia - mówi Ewa. - Bywałam tym trochę zmęczona. Ale kiedy dziś słyszę: "kocham Cię, mamusiu, jesteś najwspanialsza na świecie", to wydaje mi się, że cały ten czas to jeden wielki słoneczny okres w moim życiu.
Twierdzi też, że chłopcy wcale nie muszą być wychowywani na "twardzieli".
- Mają prawo do płaczu i do rozmów o tym, jak się czują - tłumaczy mama. - Myślę, że kiedy dorosną, to będą się musieli nieco utwardzić. Ale na to mają jeszcze czas.
Jakich życzeń i prezentów spodziewa się w tym roku na Dzień Matki?
- Z okazji poprzednich dostawałam już zdjęcia w zrobionych przez chłopców ramkach, serduszka wykonane w różnej technice, piękne kwiaty i wiersze, a także listy z obietnicami pomocy. W tym roku pewnie wymyślą coś równie miłego...
Magda Stanisławczuk z Nysy (obecnie Szkocja), 29 lat, mama 4-letniej Julii
Magda skończyła prawo, jej mąż - studia biochemiczne. Długo nie mogli znaleźć pracy. Półtora roku temu, jak wielu młodych, wykształconych Polaków, wyjechali na Wyspy. Córkę zabrali ze sobą. - Czy są jakieś różnice w wychowywaniu dzieci tutaj? Chyba nie... - zastanawia się Magda. - Może tylko taka, że szkockie matki twierdzą, iż Polki są przewrażliwione na punkcie swoich pociech. Polki mówią, że ich dziecko jest chore, gdy ma katar albo kaszel, Szkotki dopiero, gdy maluch ma 40 stopni gorączki…
Poza tym polskie matki-emigrantki dużo więcej wysiłku muszą włożyć w językowy rozwój dziecka.
- Angielski maluchy mają tu na podwórku, polskiego trzeba uczyć w domu - stwierdza Magda. - Zwłaszcza gdy ktoś, tak jak my, chce za jakiś czas wrócić do Polski.
Nysanka twierdzi, że najbardziej cieszy ją to, że Julia rośnie, rozwija się i jest coraz mądrzejsza. - Paradoksalnie, to samo mnie smuci, bo to dowód na to, jak szybko moje dziecko się usamodzielnia - mówi.
Dzień Matki w tym roku Magda już miała. W Szkocji obchodzono go 2 marca. - Dostałam piękną laurkę i czekoladkę w kształcie serca, ale po drodze z przedszkola Julka ją zjadła... - śmieje się młoda mama.
Agnieszka Królikowska z Opola, 38 lat, mama dwojga dzieci
W życiu zawodowym jest dyrektorem Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Prywatnie mamą "Królików", czyli 15-letniego Rafała i 13-letniej Magdaleny. - Niemal wszyscy rodzice nazywają swoje dzieci brzdącami czy misiaczkami. U nas, z racji nazwiska, są Króliki - wyjaśnia pani Agnieszka. - Dzieciaki, od kiedy podrosły, buntują się trochę przeciw temu określeniu. Ale że wszyscy na nie tak mówią, to jakoś wytrzymują.
Agnieszka Królikowska przyznaje, że dyrektorem jest też we własnym domu.
- To ja wymyślam wakacje, remonty, wyjazdy. Ale potem pokornie czekam na akceptację tych pomysłów...
W karierze bycie mamą w żaden sposób jej nie stopowało.
- Przeciwnie - to, że dzieci czekały na mnie w domu, zawsze mnie mobilizowało - mówi. - Odkąd je mam, tak sobie organizowałam czas, by jak najszybciej zrobić, co jest do zrobienia, i być z nimi jak najdłużej.
Przyznaje jednak, że czasem zdarzają jej się 2-3-dniowe delegacje, przez które nie może uczestniczyć w jakimś ważnym wydarzeniu w ich życiu: konkursie córki, która od lat tańczy w zespołach, albo występie syna, który śpiewa.
- Od niedawna Rafał także montuje filmy - mówi dumna mama. - Zdaje się, że taki film o sobie dostanę na Dzień Matki. Syn od kilku dni siedzi nocami przy komputerze, nie wpuszcza mnie do pokoju, a kiedy czasem się tam zapędzę, to rzuca się z krzykiem na monitor.
Małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot - mówi stare przysłowie. Agnieszka Królikowska twierdzi, że wiele w nim prawdy. Jej zdaniem wiek "pampersów" to dla rodziców pestka. Prawdziwe wyzwania pojawiają się, gdy dzieciaki są w wieku "cielęcym", czyli nastoletnim.
- Kiedyś najwyżej nie dosypiałam w nocy, bo się budziły - wspomina. - Dziś muszę podejmować decyzje: czy i na jak długo wypuścić dziecko na tak zwane "miasto", cały czas zastanawiając się, co się może podczas tego wyjścia zdarzyć.
Pani Agnieszka ma jednak receptę, jak się z pociechami w tym wieku obchodzić.
- Trzeba im wybaczać, jak dzieciom, ale traktować i rozmawiać z nimi jak z dorosłymi - kwituje. - Kiedy zaczynam mówić tonem mentorskim od razu wszystko jest na nie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?