Dziś jest Dzień Bloga

sxc.hu
Internetowe pamiętniki okazały się jednym z fenomenów XXI wieku.
Internetowe pamiętniki okazały się jednym z fenomenów XXI wieku. sxc.hu
Europoseł Marek Migalski po wpisie na blogu wyleciał z partii. Bloger i grafik Maciej Mazurek za sprawą swego bloga zwolnił się z firmy. A pies Azorek wie, oczywiście z psiego bloga, po jakich podłogach chodzi mu się najwygodniej, bez szkody dla stawów biodrowych.

Internetowe pamiętniki okazały się jednym z fenomenów XXI wieku. Nic dziwnego, że doczekały się swego święta.

Pierwsze witryny w Polsce zaczęły powstawać w 2000 roku, zaś pod koniec dekady praktycznie każdy może mieć bloga, tak jak każdy teraz chce być na fejsie lub twicie. Blogują kucharze, gospodynie domowe, rodzice, politycy, ich dzieci, artyści, nawet psy i koty, a że internet nie toleruje stagnacji - blogi się zmieniają i czytane są tylko te najlepsze. Czyli jakie?

"Wypiłem kawę, nie wiem, co z sobą zrobić, zaparzyć kolejną, podrapać się w...? - te typowe wpisy internetowe z początku ery blogowej już nie mają siły magnesu.

- Prowadzić takie wpisy można, ale rzadko kto na ów blog zajrzy, dla kogo więc pisać? - mówi Dorota Szostek-Rejowska z onet.pl, zajmująca się blogami i sama też prowadząca blog, ale z kategorii bardziej osobistych, więc nie będzie się nim chwaliła w mediach.

- Trend pamiętnikarski w blogosferze zanika, tego rodzaju wpisy przeniosły się na portale społecznościowe - uściśla Rejowska. - Współczesne blogi się wyspecjalizowały, ale w warunkach konkurencji wyróżnić mogą się tylko te specjalistyczne witryny, które są prowadzone z pasją.

Prowadzący blog zdobywa wówczas rząd dusz. A to może się przełożyć na konkretną kwotę. - Dziennie na blogu - za sprawa prezentowanych tam w różny sposób treści reklamowych - można zarobić nawet do kilkuset złotych - mówi Rejowska.

Blog zmienił mu życie

Postacią w blogowym światku jest Maciej Mazurek, grafik, bloger, znajduje się na liście trzydziestu najbardziej wpływowych blogerów w Polsce. Zasłynął z blogów niezwykłych, bo pisanych… komiksami. Okazuje się, że w blogosferze wciąż można wymyślić coś odkrywczego.

Zaczęło się niewinne: - Po firmowej imprezie w kuchni pomieszczenia socjalnego w lodówce została sałatka. Kilka dni nikt się do sałatki nie przyznawał, a sałatka wychodziła z lodówki. Narysowałem więc na ten temat komiks, wzywając właściciela potrawy do jej ewakuacji.

Komiks podziałał, sałata zniknęła. Maciej zaczął zbierać zamówienia na kolejne komiksy, publikował grafiki na blogu, a że pracował w pewnej wymagającej korporacji, w komiksach szydził z podpatrzonych firmowych porządków i zwyczajów: wyścigu szczurów, restrukturyzacji, reorganizacji, karuzeli stanowisk…

Inteligentnie, ale bez litości. Każdy szef, obejrzawszy kolejny "zuchowy" komiks (bo blog nazywa się Zuch) w końcu straciłby dystans i cierpliwość, zwolniłby "zucha". Ale szef Macieja nie musiał tego robić, chłopak odszedł sam.

- Blog stał się popularny, linki do niego rozchodziły się jak świeże bułeczki. Moje rysunki zdobyły markę. Jeśli ktoś potrzebował grafika, odsyłano go na blog zucha, zacząłem dostawać tyle zleceń i nawiązałem tyle kontaktów, ile nigdy w pracy bym nie dostał i nie nawiązał - wspomina bloger.

Podziękował korporacji, założył własne studio, zarabia więcej, pracuje w domu tak długo jak chce i gdy tego wymaga konieczność. - Robię na własną rękę, bez pośrednictwa i nadzoru szefów, którzy się nie znają. Mam zupełnie inny komfort życia - mówi trochę przyciszonym głosem, bo obok jego komputera śpi mała córeczka.

"W byciu blogerem fajne jest też, a właściwie to przede wszystkim to, że pojawia się wiele opcji, żeby poznać nowych, ciekawych ludzi, spędzić fajnie czas, na luzie, bez pośpiechu" - to jego motto.

Blog na dodatek zarabia. Zuch i dwóch innych znanych polskich blogerów reklamowało nowe scrabble. To nie była migająca reklamka w górnym rogu witryny. To była cała społecznościowa akcja, umawianie się na sieciowe rozgrywki.

- Na tym polega nowoczesna reklama na blogu - wyjaśnia Mazurek. - U nas w Polsce jeszcze krzywo na to patrzą, zaraz krzyczą, że bloger się sprzedał. Na Zachodzie bloger to już zawód, a blog to efekt pracy, produkt, który się wycenia. Jak strony w gazecie, czas w programie radiowym czy TV.

Premierówna miała nosa

I w Polsce są blogi konkretnie wycenione. Blog Kasi Tusk - Makelifeeaser.pl - wyceniono na około 250 tysięcy złotych (na podstawie umieszczanych tam treści reklamowych oraz liczby wejść).

Na samych reklamach z migaczy, Kasia dziennie zarabia ponoć i 400 złotych. Pod zakładką "kontakt" autorka blogu umieściła informację: "Jeśli chcesz zamieścić reklamę, zgłoś się". Zgłaszamy się, ale z prośbą o chwilę rozmowy, a nie ofertą biznesową. Miło mi, że uznała Pani moją sylwetkę za interesującą:) - odpisuje Kasia Tusk. I grzecznie odmawia.

Kasia Tusk wykorzystała modę na blogi w sposób najprostszy, jaki można sobie wyobrazić: publikuje przemyślenia dotyczące trendów w modzie, wchodzi do sklepów i po przymierzeniu ciuchów nowej kolekcji robi swemu odbiciu w lustrze przebieralni fotki komórką, pozując jak modelka.

A że jest zgrabna i filigranowa - to, co widać w zwierciadle, zwykle podoba się odbiorcom. Są też bardziej profesjonalne zdjęcia Kasi z sesji lub fotoreportaże, jak spędza wolny czas i wypoczywa. Głębszych refleksji Kasia raczej nie publikuje.

Raz zwierzyła się, że oglądając swe zdjęcie odkryła, iż jest podobna do Anny Wintour, naczelnej amerykańskiego "Vogue'a", tej okrutnej szefowej ze słynnej książki i filmu "Diabeł ubiera się u Prady".

Wpis został wprawdzie wyszydzony, ale Katarzyna się nie zraziła i bloguje nadal. "Dziś rano nie zjadłam śniadania" - napisała niedawno, po czym publikowała serię pięknych śniadaniowych aranżacji stołu.

- Ona ma dystans do siebie - twierdzi Dorota Rejowska (portal Onet przyznał rok temu wyróżnienie blogującej córce premiera).

Gdy rząd Tuska był atakowany masowo za wpadkę z ACTA, hakerzy blokowali ministerialne strony, a także założyli stronę bliźniaczą do witryny Kasi i napisali tam: "Powiedz tacie, że z nami nie wygra". Kasia wówczas opublikowała swoją mało atrakcyjną fotę, gdy skrzywiona rozmawia przez telefon: "Że niby czyja strona nie działa?" - taki komentarz umieściła pod zdjęciem.

Autorki profesjonalnych blogów o modzie wciąż krytykują Tuskównę za brak profesjonalizmu i bezguście. Sugerują, że Kasia nie bloguje sama.

"Bloga prowadzę sama. Pozdrawiam ciepło i serdecznie, życzę więcej wiary w ludzi i ich możliwości :) Kasia" - odpowiada. I święci triumfy. Jej nieskomplikowany blog odwiedza - wedle szacunków firmy Gemius zajmującej się oceną popularności w internecie - aż 347 tys. osób miesięcznie.

Piszę blog za zeta

Blogi wykorzystywane są jako kanały komunikacji z rynkiem, a ich właściciele zatrudniają wówczas kogoś na kształt sprzedawców treści. To mogą być celebryci i gwiazdy albo - w wersji bardziej oszczędnej - bezimienni copywriterzy.

Maja Sablewska do czerwca prowadziła blog uwielbiany przez nastolatki. Prezentowała w nich swe stylizacje, a jednocześnie zachwalała kosmetyki znanej firmy, z którą podpisała kontrakt. Kontrakt się skończył, blog został zamknięty, a kwota, jaką Sablewska pobierała za blogowanie, pozostanie tajemnicą.

Bezimiennych copywriterów zatrudniają właściciele blogów mających pomysł na witrynę, ale pewien kłopot z jego realizacją, chociażby dlatego, że nie potrafią pisać.

Jednym z takich copywriterów do wynajęcia jest Mervol, czyli Tomasz Merwiński: - Zaczynałem od wpisywania wypracowań na stronach, z których gimnazjaliści mogli je sobie pobrać - mówi. - Prowadziłem też własną stronę, publikowałem swoje opowiadania.

Tomasz pisywał dla różnych witryn - historycznych (to jego pasja), podróżniczych (bo trochę zwiedza, szczególnie Polskę), ostatnio - z branży informatycznej (zgodnie ze swym wykształceniem). - Mam umowę-zlecenie na robienie paru wpisów w miesiącu - mówi. - To całkiem legalny zarobek.

Czytający nie wiedzą, że wpisy są robione przez kogoś innego niż właściciel witryny.

- Co do stawek, jakie są płacone za teksty - zależy to od specyfiki tekstu. Za teksty specjalistyczne można, rzecz jasna, wyciągnąć więcej niż za "lanie wody" - mówi Tomek. - Pytanie: "po co komuś lanie wody?".

Ano przydaje się pod pozycjonowanie stron internetowych... Np. ktoś chce wypromować swoją stronę, na której oferuje drzwi do mieszkań, w związku z tym potrzebuje dużo tekstów z frazami "drzwi", a owe frazy podlinkowane są właśnie pod tę stronę.

I teksty te umieszcza się na różnych blogach. W ten sposób wyszukiwarki typu Google po wpisaniu przez użytkownika frazy "drzwi" wyświetlają "naszą" stronę na wyższym miejscu, przez co prawdopodobnie trafi na nią więcej osób.

Standard za "lanie wody" to 1 zł za 1000 znaków. Bardzo, ale to naprawdę bardzo ciężko spotkać zlecenie, gdzie płacą choć trochę więcej. No, może 1,20 zł za 1000 znaków...

- Z tym, że taki tekst to często totalne bzdury, byleby się pojawiła pożądana fraza. Np. można pisać o pływaniu na drzwiach na jeziorze, byleby w danym tekście na 1000 znaków pojawiły się np. trzy frazy "drzwi pokojowe", "tanie drzwi", "drzwi wejściowe" - uściśla Tomek.

Być może dlatego na jednym z blogów pisanych... dla psów lub ich właścicieli znalazłam poradę dotyczącą tego, po jakich podłogach psiakowi chodzi się najbardziej komfortowo i bez szkody dla stawów biodrowych.

Panele odpadają, podobnie parkiet, wykładzina też. Za to pewna deska - nadaje się doskonale. Na tym samym blogu znajduje się reklama odpowiednich desek.

Rynek pracy

"Pisaczy" blogów znajduje się, a jakże, w internecie. Na portalach pojawia się anons (treść autentyczna):

"Zlecę pisanie artykułów na bloga, tematyka: moda, zdrowie, uroda oraz inne tematy związane z kobietami. Artykuły powinny być rzeczowe i ciekawe, przyciągające uwagę i zachęcające do powrotu na bloga użytkowników. Interesują mnie teksty w ilości > 10 na miesiąc, poszukuję 5-6 osób do tego zlecenia. Forma rozliczenia rachunek/faktura, za pojedynczy artykuł lub na początku każdego miesiąca.
Proszę o składanie ofert i przesyłanie linku/ów do Państwa tekstów.
Piotr".

Na anons odpowiadają chętni, wystawiając swe stawki: poza tymi, co "leją wodę", są też profesjonalne firmy, np. Szwalnia Tekstów informuje: "Pracuję zdalnie, jednak chętnie przed rozpoczęciem współpracy zaprezentuję swoją osobę i portfolio na spotkaniu. Do każdego zlecenia wystawiam rachunek i przesyłam umowę handlową/umowę przekazania praw autorskich. Stawka 15 zł za 1000 znaków".

Na anons Piotra zareagowało niemal dwudziestu chętnych, było więc w czym wybierać i jak obniżać stawki.

Polityk się wygada

- Lubię politykę, przez jakiś czas studiowałem z pewnym opolskim posłem. Miałem też propozycję współpracy z politykami, im blogi prowadzą albo dziennikarze, albo ludzie po politologii - mówi copywriter Tomasz Merwiński. - Ale ostatecznie do realizacji umowy nie doszło, blog nie ruszył.

Politycy bardzo szybko oswoili się ze sztuką prowadzenia blogów. Zarówno ci z pierwszych stron gazet, jak i ci działający lokalnie. Nic dziwnego - dla rządzących blog to przedłużenie sejmowej mównicy. Opozycji i partiom, które do sejmu się nie dostały, blogi zastępują mównice i stają się często jedyną metodą zainteresowania sobą dziennikarzy oraz obywateli.

Są tacy, którzy blogiem się chwalą, ale nie prowadzą go samodzielnie, inni - są wręcz wzorowymi blogerami, wpisując swe przemyślenia z częstotliwością karabinu maszynowego. A taka częstotliwość - wedle teoretyków blogowych - to jedna z gwarancji sukcesu, także wyborczego. Wzorowym blogerem jest europoseł Marek Migalski, wiceprezes PJN.

Po opublikowaniu na swym blogu listu otwartego do prezesa Jarosława Kaczyńskiego autor listu i bloga wyleciał z partii. I tak zaczął się kolejny etap w jego politycznej karierze, co ostatecznie zaowocowało powstaniem nowej formacji politycznej. - Jak widać, blogowanie traktuję całkiem poważnie. Nie miałem też żadnego kłopotu z założeniem bloga - mówi. - Na portalach wystarczy kliknąć odpowiednie miejsce i gotowe. Początkowo sądziłem, że blog będzie nie tylko sposobem na komunikowania się z wyborcą, ale i miejscem politycznej dyskusji.

To pierwsze się sprawdziło. Codziennie na bloga wchodzi kilka razy więcej gości niż na jego oficjalną stronę.

Co do dyskusji: - Zrezygnowałem z odpowiadania na zaczepki pod moimi wpisami. I wkrótce zrezygnuję z możliwości wpisywania komentarzy. Niech owi internauci o gnojnych duszach idą gdzie indziej, znikną z bloga - mówi europoseł.

Blogujący posłowie są też mistrzami w komunikowaniu się ze światem za sprawą fejsa czy twita. - Twitter jednak nigdy nie zastąpi bloga, bo ogranicza go liczba znaków, jakie można wpisać. Blog daje nam możliwość szerokiego wyjaśnienia intencji, poglądów, stanowisk - mówi Migalski (który ostatnio na twicie zwierzył się ze swych doświadczeń z narkotykami).

I dlatego blogujący nigdy nie zrezygnują z internetowych pamiętników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska