Dzwony wrócą do kościoła w Krzyżanowicach

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
W 1943 Niemcy zabrali dzwony z kościoła w Krzyżowicach. We wrześniu 2009 inni Niemcy przywiozą jeden z nich - już odnowiony - z powrotem. Na drugi dali pieniądze.

Tego powrotu naszego dzwonu nie wymyślił żaden mieszkaniec Krzyżowic - mówi Celina Chromniak z rady duszpasterskiej. - Wiedzieliśmy, że na wieży były kiedyś trzy dzwony, ale do głowy nam nie przyszło, gdzie można by ich szukać. Więc to, że jeden z nich się znalazł, to znak Bożej opatrzności. Nic więcej.

Hrabina pomogła

Opatrzność przyjechała do Krzyżowic na początku sierpnia 2008 w postaci księdza Richarda Simona, proboszcza bawarskiej parafii Winzer w diecezji Passau. Gość z Niemiec wszedł na wieżę krzyżowickiego kościoła. Zastał tam jeden dzwon i zamocowania po dwóch kolejnych, zabranych w czasie wojny na przetop. Jeden z zaczepów pasował jak ulał do dzwonu, który ks. Simon oglądał na wieży sąsiadującego z jego parafią kościoła w Nesslbach. Nie miał wątpliwości, że tamten dzwon pochodzi stąd. A skoro tak, należy go oddać.

W 1943 roku Niemcy zdjęli z kościoła w Krzyżowicach dwa większe dzwony. Miały zostać przetopione na armaty. Jak wiele innych - zrabowanych w całych Niemczech i krajach podbitych przez nazistów - czekały na "cmentarzysku" pod Hamburgiem.

Szczęśliwie wojna się skończyła, zanim krzyżowickie dzwony trafiły do huty. Jeden przepadł bez wieści. Drugi, ważący 250 kilogramów, zabytkowy dzwon z 1512 roku dostała w depozyt parafia Nesslbach. Od 1952 roku przez 56 lat wzywał tamtejszych parafian z kościoła św. Apostołów Piotra i Pawła na nabożeństwa. Ich proboszcz, ks. Joseph Obermeier, i rada parafialna przyjrzeli mu się dokładnie podczas remontu wieży w roku 2008. Odkryli na nim napis: "Kath. Pfr. Kreisewitz, Kreis Leobschütz, Oberschlesien (katolicka parafia Krzyżowice, powiat Głubczyce, Górny Śląsk)".

- Nasi parafianie nigdy nie mieli wątpliwości, że ten dzwon został im tylko wypożyczony - mówi ks. Richard Simon. - Ale póki nikt się o niego nie upominał, korzystali z niego. Do oddania zmobilizowała nas ostatecznie pochodząca z Krzyżowic, ale tych koło Brzegu, hrabina von Pfeil. Dowiedziała się, że mamy dzwon z miejscowości o tej nazwie i napisała prośbę o jego zwrot. Wtedy sprawdziliśmy dokładnie i okazało się, że dzwon powinien wrócić, ale pod Głubczyce. Żaden z bawarskich parafian nie protestował przeciwko oddaniu dzwonu do Polski. Mieszkańcy Nesslbach sfinansowali także odrestaurowanie zabytku w słynnej ludwisarni w Passau.

Niemcy wyjechali lub zmarli

- Zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że w naszym kościele pochodzącym z I połowy XIX wieku mieliśmy dzwon szesnastowieczny - dodaje Celina Chromniak.
- Ale i tę zagadkę udało się już rozwikłać. W miejscu dzisiejszego kościoła katolickiego stała niegdyś kaplica ewangelicka i dzwon z niej właśnie został przeniesiony.

Dwa miesiące po pobycie ks. Simona w Krzyżowicach - w październiku 2008
- rozpoczęła się tu planowana od dawna renowacja wieży kościoła. Kosztowała 180 tysięcy zł, z czego 110 tysięcy ofiarowali parafianie. Dziś z daleka błyszczy miedzianą blachą, jakby na powitanie wracającego dzwonu.

- Dobrze, że ksiądz Simon przyjechał do nas przed remontem - mówi Celina Chromniak. - Gdyby się trochę spóźnił, wszelkie ślady po dawnych dzwonach byłyby już usunięte. A tak mieliśmy dowód, że dwa większe dzwony kiedyś tu wisiały.
Dowody są przydatne, bo dziś w Krzyżowicach nie mieszka już nikt, kto by pamiętał nie tylko zabieranie dzwonów przed 66 laty, ale cokolwiek, co się tu działo "za Niemca". Zaraz po wojnie kilka rodzin autochtonów zostało na miejscu. Ale do dziś albo zmarli, albo wyjechali. Niektórzy zapowiadają, że odwiedzą rodzinną miejscowość 5 września.

Wspólny dzwon, wspólny koszt

Odnowiony dzwon 30-osobowa delegacja z Bawarii z duszpasterzami i burmistrzem Winzer przywiezie na początku września. Wszystkie formalności w polskim i niemieckim ministerstwie są już załatwione. Parafianie z Winzer i Nesslbach zapakują dzwon do autokaru, który ich zawiezie na pielgrzymkę do Polski.

- Oni już się cieszą na wspólną mszę świętą w Krzyżowicach - mówi ks. Richard Simon - odprawioną razem z Polakami w zgodzie, bez niesnasek, bez myślenia o tym, co było. Tym chętniej ja zaangażowałem się w tę sprawę. Z mojej Malni do Krzyżowic jest przecież ledwo 60 km. Śląsk jest nadal moją ojczyzną. Więc chcę się przyczynić do polsko-niemieckiego pojednania.

Oddany dzwon - zanim zawiśnie na kościelnej wieży - zostanie wystawiony przed głubczyckim muzeum, a 5 września znajdzie się w kościele w Krzyżowicach. Nie będzie tam stał samotnie.

- Kiedy był u nas ksiądz Simon, w rozmowie pozwoliłam sobie na taką refleksję, że skoro kiedyś Krzyżowice miały trzy dzwony, byłoby wspaniale, gdyby i ten trzeci jakoś się znalazł - opowiada Celina Chromniak. - Po kilku miesiącach ks. Simon zadzwonił i powiedział, że parafianie z Winzer i Nesslbach oraz ich duszpasterze ten trzeci dzwon zasponsorują.

Początkowo ofiarodawcy chcieli odlać dzwon w Passau. Ale kiedy policzyli koszty, okazało się, że taniej i prościej będzie wykonać go w Polsce. Ks. Simon przekazał więc w ich imieniu 3,5 tysiąca euro na Dzwon Pojednania im. Jana Pawła II. Zrobiony w słynnej ludwisarni Felczyńskich będzie czekał do 5 września na dzwon z Niemiec. Swoją cząstkę do jego powstania dołożyli też mieszkańcy Krzyżowic i Nowych Gołuszowic.
- Nie wypadało, by liczyć tylko na naszych niemieckich sąsiadów - mówi Renata Uryga, więc my wzięliśmy na siebie koszt montażu obu dzwonów i urządzenia, które będzie je uruchamiać. Skoro jest to dzwon pojednania, to niech i wysiłek będzie wspólny.

- Dzwon nosi imię Jana Pawła II, ale będzie nas łączył także z Benedyktem XVI
- dodaje Celina Chromniak. - Bo w parafii Winzer urodził się ojciec Josepha Ratzingera. Dla Czesława Chromniaka, ojca pani Celiny, który do Krzyżowic przyjechał z Kresów w roku 1946, niemiecki dar jest w lokalnej skali wydarzeniem na miarę historycznej wymiany listów między biskupami polskimi i niemieckimi.
- My pamiętamy lata wojny i to, jak się Niemcy wtedy zachowywali. Więc na początku także na tych mieszkańców Krzyżowic, co tu zostali po wojnie, patrzyliśmy nieufnie
- przyznaje pan Czesław. - Dopiero z czasem, jak się widziało, że pracują i żyją jak my, lody puszczały. A ten pomysł, żeby nam dzwon oddać, to jest żywy dowód na to, że Niemcy coś w sobie w ciągu tych lat po wojnie zmienili.

- Niemieccy parafianie wykonali przyjacielski gest i na dzwon pojednania przekazali nawet więcej pieniędzy niż obiecali - dodaje Marek Zaprzalski z Nowych Gołuszowic. - Ale między nami, na poziomie zwykłych ludzi i parafii, pojednanie dziś jest raczej symbolem. Nigdy nie mieliśmy animozji z Niemcami. Wielu ludzi stąd jeździ do Niemiec, oni przyjeżdżają do nas i to nie jest żaden problem. Ten dzwon poświęcony pojednaniu potrzebny jest bardziej przyszłym pokoleniom. Żeby miały świadomość, że ktoś kiedyś to dzieło pojednania zrealizował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska