Eklerki z salmonellą

Tomasz Dragan, Jarosław Staśkiewicz
13 mieszkańców powiatu namysłowskiego leży w szpitalach w Opolu i Nysie z objawami zatrucia pokarmowego. Łącznie na pogotowie w Namysłowie zgłosiło się już 30 osób.

CO TO JEST SALMONELLA
Bakterie salmonella występują u zwierząt dzikich i hodowlanych. W sprzyjających warunkach (ciepło, wilgoć, obecność białka) mogą żyć poza organizmem żywym przez kilka miesięcy. U ludzi bakterie te wywołują najczęściej dolegliwości żołądkowo-jelitowe nazywane potocznie zatruciem pokarmowym. Charakterystyczne objawy chorobowe, występujące zwykle po 6-72 godzinach od zakażenia, to bóle brzucha, gorączka, biegunka, czasami nudności i wymioty. Człowiek zakaża się salmonellą m.in. poprzez produkty żywnościowe pochodzące od zwierząt zakażonych (jaja, mięso, mleko), a najczęstszym jej nośnikiem są produkty zawierające surowe jaja: majonezy, kremy, lody.

SALMONELLA LUBI JAJKA
Wiesława Błudzin, wojewódzki inspektor sanitarny: - W województwie opolskim przypadki masowego zatrucia, czyli takiego, w którym ucierpią więcej niż cztery osoby, zdarzały się nawet kilka razy w roku. Są to najczęściej zatrucia spowodowane bakterią typu salmonella i choć nie mamy jeszcze wyników badań, to takie źródło zatrucia jest prawdopodobne również w tym przypadku. Salmonella lubi bywać na skorupkach jaj, jak i wewnątrz nich, dlatego niezwykle ważne jest odpowiednie przygotowywanie posiłków.
Obecnie panują upały i przestrzegałabym też przed przetrzymywaniem gotowych potraw - lepiej je zjeść, póki są świeże.
W tym przypadku przeprowadzimy odpowiednie dochodzenie, a ewentualne kary mogą być różne - w zależności m.in. od warunków sanitarnych w piekarni. Jednak na pewno to zatrucie nie ujdzie bezkarnie.

Lekarze nie wykluczają, że w ciągu najbliższych 24 godzin przypadków zatrucia będzie przybywać. - Pierwsi pacjenci z wymiotami, bólami brzucha i biegunką - mówi lekarz Witold Śmigielski, kierownik namysłowskiego pogotowia - zaczęli trafiać do nas już w sobotę i niedzielę. Podczas weekendu przyjęliśmy kilkadziesiąt osób. Wszystkim została udzielona pomoc, a osoby z najcięższymi objawami zostały skierowanie do szpitali w Nysie i Opolu. W tych miastach funkcjonują bowiem oddziały zakaźne.
Doktor Śmigielski przypomina tym wszystkim, którzy co najmniej od niedzieli mają problemy żołądkowe i wysoką gorączkę, aby nie zwlekali z wizytą u lekarza.
- Cały czas w pogotowiu dyżuruje lekarz, natomiast w przypadku, kiedy pacjent leży, wysyłamy po niego karetkę - dodaje Śmigielski.

Co wywołało taką epidemię? Namysłowscy lekarze twierdzą, że wszystkie objawy wskazują na zatrucie bakteriami salmonelli. Jednak nikt oficjalnie nie chce jednoznacznie tego potwierdzić.
- Czekamy na wyniki badań - mówi Witold Śmigielski.
Nawet powiatowy inspektor sanitarny, lekarz Bożena Kułakowska, daleka jest od stwierdzenia, iż mamy do czynienia z salmonellą.
- Lekarze mają obowiązek zgłaszania do naszej stacji zatruć i obecnie mamy już 30 zgłoszonych przypadków osób z zatruciem pokarmowym - powiedziała nam wczoraj pani inspektor. - Sądzę jednak, że takich przypadków może być więcej, bo do końca nie wiemy, ile zakażonego towaru dostało się na rynek i do których sklepów trafił. Czy to jest salmonella? Wszystkie objawy na to wskazują, ale dopóki nie będziemy mieli wyników badań, nie można tego jednoznacznie potwierdzić.

Siemysłów. Niewielka wieś w gminie Domaszowice leżąca na trasie Namysłów - Kluczbork. Od soboty do szpitala w Opolu trafiło 7 mieszkańców tej miejscowości.
- Tylko u nas w domu zachorowały trzy osoby: zięć, 12-letnia wnuczka i 18-letni wnuk - powiedziała nam Elżbieta Wesołowska z Siemysłowa. - A po sąsiedzku to aż cztery osoby wylądowały w szpitalu.
Jak mówi pani Elżbieta, wszyscy w domu - oprócz niej i jej męża - jedli eklerki. Kupili je w piątek w sklepie. W sobotę nad ranem cała rodzina czuła się już źle.
- Wymiotowali i bolał ich brzuch - opowiada pani Elżbieta. - Pojechali na pogotowie do Namysłowa, a tam dali im zastrzyk i odesłali do domu. Kiedy jednak w niedzielę okazało się, że objawy nie ustępują, wezwaliśmy karetkę, która zabrała ich do szpitala. Teraz leżą w Opolu, na zakaźnym....

Dziewięcioro mieszkańców Namysłowa i Siemysłowa leży na oddziale zakaźnym Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.
- Stan pacjentów można określić jako średni, mają odwodnione organizmy i w pierwszej kolejności wymagają nawodnienia - poinformowała nas Anna Kulina, lekarka, która wczoraj przyjmowała chorych w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Katowickiej w Opolu. - Wszyscy pacjenci zjedli to samo - eklerki.

Przypadki zatrucia odnotowano również wśród mieszkańców Kowalowic z gminy Namysłów.
- Najprawdopodobniej zjedli oni te nowe ciastka ptysiowe - mówi Kazimierz Błażków, który prowadzi sklep w Kowalowicach. - Wziąłem je dopiero drugi raz, tak na próbę. Ponieważ miałem ich niewiele - ledwo dwa kilogramy, dlatego kupiły je tylko cztery osoby - wyjaśniał właściciel sklepu. Błażków również zjadł niewielką ilość tych ciastek, ale u niego nie wystąpiły objawy zatrucia.
- Kiedy dowiedziałem się o tym nieszczęściu, zaraz powiadomiłem klientów, którzy kupili ciastka, byłem też u nas w szpitalu - dodał handlowiec. Zarówno eklerki w namysłowskim sklepie, jak i w Kowalowicach pochodzą z piekarni w powiecie oleśnickim.
- To mój stały dostawca i dotąd nie było z nim żadnych problemów - mówił nam Błażków.

- Wydaje mi się, że to nieprawdopodobne, aby źródło zatrucia pochodziło od nas - stwierdził właściciel piekarni, z której pochodzą pechowe eklerki. - Nie produkujemy tych eklerków z surowych jaj, tylko z kremu budyniowego w proszku i taki sam proszek w małych paczuszkach można kupić w każdym sklepie - wyjaśniał szef piekarni. Obecnie piekarnia wstrzymała produkcję ciastek.
- Niezależnie od tego, czy podejrzenia się potwierdzą, czy nie, to jestem zszokowany tym, co się stało - dodał.

Jedną z osób, które zjadły eklerki, a obecnie są hospitalizowane, jest pani Ania z Kowalowic. Trafiła do szpitala w Nysie razem z dwójką swoich dzieci.
- To po tych ciastkach z kremem, takich miniaturowych eklerkach na wagę - opowiadała nam wczoraj pacjentka. - Kupiłam je w piątek, a wkrótce po zjedzeniu pojawiły się pierwsze objawy. Wymiotowałam i dostałam wysokiej gorączki sięgającej 39, a u dzieci nawet 40 stopni - opowiadała pani Ania.
Stan matki i dzieci jest już dobry, otrzymują kroplówkę i lekarstwa.
- Mamy tu bardzo dobrą, fachową opiekę i szybko wracamy do zdrowia. Jedno wiem już jednak na pewno - już nigdy wiosną czy latem nie kupię od nikogo żadnych ciastek z kremem. Będę piekła sama w domu, a najlepiej, jeśli poprzestaniemy na kruchych ciastkach z cukrem - zapewniała pacjentka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska