Ekonomista: Na powiększonym Opolu wszyscy mogą zyskać

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Witold Potwora, ekonomista z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu.
Witold Potwora, ekonomista z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu. Paweł Stauffer
Rozmowa z doktorem Witoldem Potworą, ekonomistą z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu.

Idea poszerzenia Opola kosztem sąsiednich sołectw budzi spore emocje. Z ekonomicznego punktu widzenia kto na proponowanym rozwiązaniu może zyskać, a kto stracić?
Sam pomysł wydaje się dobry i obie strony mogą na nim zyskać. Myślę jednak, że w tym sporze jest więcej polityki, a mniej ekonomii i stąd te emocje. Przyznam, że części protestów nie rozumiem. Pojawia się m.in. argument, że włączenie do Opola sprawi, iż dawne sołectwa nie będą mogły doprosić się o remont chodnika czy drogi, bo będą daleko od centrum. Mieszkam w Gosławicach. Ponad 20 lat temu tu, gdzie teraz stoi mój dom, było szczere pole. Później Opole wchłaniało kolejne obszary i ci “nowi” mieszkańcy wcale na tym nie stracili. Proszę też pamiętać, że wielu mieszkańców podopolskich wsi posyła dzieci do przedszkoli czy do szkół właśnie w Opolu. Oczywiście idzie za tym dotacja, ale ona nie pokrywa wszystkich kosztów funkcjonowania takich placówek. Nie przypominam sobie, żeby Opole kiedykolwiek stanęło okoniem i przestało przyjmować dzieci spoza miasta, uznając, że to nie ich dzieci i nie ich problem.

Wróćmy na moment do przywołanych przez pana inwestycji. Mieszkańcy twierdzą, że teraz, gdy potrzebny jest remont drogi czy chodnika, łatwiej jest im zdobyć na ten cel pieniądze. Obawiają się, że po wchłonięciu do Opola, gdzie budżet jest większy, ale potrzeby również, tego remontu nigdy się nie doczekają.
Tych, którzy mają takie obawy zapraszam do wspomnianych Gosławic. Mamy tu odremontowaną remizę, piękny plac zabaw, siłownię na świeżym powietrzu, chodniki... Oczywiście budżet nie jest z gumy i nie na wszystkie inwestycje wystarcza pieniędzy, ale to nie jest tak, że miasto o dzielnicach położonych na obrzeżach zapomina. W sprawie poszerzenia Opola pojawiło się wiele niepokojów, które - moim zdaniem - wynikają z szumów informacyjnych i niedoinformowania.

Argument prezydenta Opola za tym, by poszerzyć miasto, jest taki, że silna stolica regionu będzie promieniować i zyskają na tym wszyscy...
Oczywiście to mogłoby być impulsem prorozwojowym. Na Opolszczyźnie - może z wyjątkiem Brzegu, Nysy, Prudnika czy Głubczyc - nie tyle mamy problem bezrobociem, ile brakuje nam dobrze płatnej pracy. Gdyby nasze rodzime firmy zainwestowały i gdyby udało się skutecznie pozyskać innych inwestorów, to daje to szansę na wzrost poziomu wynagrodzeń. Słuszny wydaje się też argument uzbrajania terenów, podnoszony przez prezydenta Opola. No bo co z tego, że gmina ma 100 hektarów, jeśli brakuje jej pieniędzy na to, żeby doprowadzić do nich linię energetyczną, kanalizację, stworzyć infrastrukturę komunikacyjną... To wymaga dużych inwestycji i to takich, na które części z gmin nigdy nie będzie stać. W Opolu mamy kilkadziesiąt firm, które ciągle się rozwijają i dla nich również trzeba tworzyć nowe możliwości, bo to daje impuls do rozwoju. Małe jest piękne, ale to duży może więcej.

Co mieszkańcy sołectw, o których mówi się, że mogłyby został włączone do Opola, mają do stracenia? Pod względem ekonomicznym będzie im się żyło gorzej?
Oczywiście, że nie. Podatki nie będą wyższe, bo jeśli potencjał jest większy, to raczej można myśleć o ich obniżaniu. To samo dotyczy gospodarki komunalnej, więc spodziewam się raczej, że opłaty na przykład za odbiór śmieci również byłyby niższe. Część mieszkańców może wręcz zyskać, bo jeśli ich grunty - które dziś są rolne - zostaną przekształcone na działki budowlane, ich ceny wzrosną. Wystarczy spojrzeć na to, co dziś jest za Castoramą i przypomnieć sobie, jak to miejsce wyglądało 20 lat temu. Mieszkańcy sołectw mają do stracenia szyld i myślę, że dla wielu jest to podstawowy problem, który rodzi emocje. Bynajmniej nie o ekonomię tu chodzi.

Pomysł poszerzenia Opola sprawił, że zaczęło trzeszczeć w Aglomeracji Opolskiej. Pojawiają się głosy, że te napięcia wszystkim mogą odbić się czkawką, bo do stracenia są duże pieniądze.
Zagrożenie jest realne, dlatego nie rozumiem stanowiska wójtów i burmistrzów, którzy próbują rozrzucić zabawki i pokazać Opolu, gdzie jego miejsce. Uważam, że jest to ruch polityczny, który nie ma nic wspólnego z ekonomią czy biznesem, bo jeśli pieniądze przepadną, to rzeczywiście stracą na tym wszyscy. Trochę to tak, jakby na złość mamie odmrażać sobie uszy.

Przed nami konsultacje społeczne, które mają pokazać nastawienie do pomysłu. Należy słuchać głosu ludzi czy raczej kierować się racjami ekonomicznymi?
Jeśli opór w poszczególnych częściach gmin będzie silny, to mimo wszystko trzeba pomyśleć o kroku w tył, nawet jeśli interes ekonomiczny przemawiałby za poszerzeniem Opola. W klasyce dotyczącej zarządzania uznaje się, że jeśli nowa strategia burzy sytuację w przedsiębiorstwie, to jednak lepszym rozwiązaniem jest rezygnacja z niej. Myślę, że w tym przypadku należy działać podobnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska