Eldorado pod wiatrakiem

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Sołtys Lipnik Stanisław Kuś: - Nie sprawdziły się obawy, że odlecą od nas ptaki, że wiatraki zakłócą sygnał telewizyjny i telefony komórkowe.
Sołtys Lipnik Stanisław Kuś: - Nie sprawdziły się obawy, że odlecą od nas ptaki, że wiatraki zakłócą sygnał telewizyjny i telefony komórkowe. Krzysztof Strauchmann
- Czuję niesmak. Ktoś na naszej ziemi zarabia kokosy, a właścicielom płaci grosze - podsumowuje Józef Tomala z Lipnik. Na jego polu stoją dwa gigantyczne wiatraki.

Kilka dni temu przy drogach dojazdowych do wiatraków w Lipnikach stanęły nowe znaki informacyjne: Uwaga na spadający lód. W okresie zimowej pogody wstęp na farmę wiatrową wzbroniony!

- W umowie dzierżawy terenu nie było mowy o ograniczeniach w dojeździe do pola zimą - dziwi się Tomala, w latach 2001-2005 poseł wybrany z listy Samoobrony. - Kiedy w 2005 roku podpisywaliśmy umowy, nikt nam nie pomagał. Nie było się gdzie poradzić, skonsultować.

Farma Wiatrowa Lipniki w gminie Kamiennik koło Nysy jest pierwszą w województwach opolskim i dolnośląskim. 15 turbin wiatrowych, każda o wysokości 125 metrów, stanęło między Lipnikami a Chociebórzem w kwietniu i maju ubiegłego roku. W sierpniu zakończyły się odbiory. Na polach ustawiono namiot z kateringiem, przyjechały władze na oficjalne otwarcie. Ze wsi zaproszono sołtysa i właścicieli gruntów pod wiatrakami. Wynajęta ochrona pilnowała, żeby nikt więcej się nie zbliżał. 30 grudnia rolnicy dostali pierwsze pieniądze za dzierżawę, naliczone od momentu uruchomienia turbin.

- Dostajemy 9 tysięcy rocznie od wiatraka i jeszcze musimy z tego zapłacić podatek - tłumaczy Tomala. - W umowie nie ma słowa o jakimś waloryzowaniu tej kwoty, a będą obowiązywać 25 lat. Siedem lat temu to było jeszcze sporo pieniędzy, dziś realne dochody z dzierżawy bardzo spadły. Tym bardziej, że ta sama niemiecka firma niedawno podpisała umowy z rolnikami z sąsiednich wiosek na budowę kolejnych wiatraków. Im zaproponowano 25 tys. zł rocznie za wiatrak. To jest już zadowalająca stawka.

- Będą z tego powodu kwasy we wsi - spodziewa się sołtys Stanisław Kuś, który sam wiatraka na swoim polu nie ma. Za to mieszka, z dwoma sąsiadami, najbliżej. Do pierwszego wiatraka ma zaledwie 600 metrów.

- Odkąd stanęła farma, przyjeżdżają do mnie sołtysi z całej okolicy. Mówią, że u nich też planowane są budowy, że chcą się dowiedzieć, jak to u nas było. Zatrzymują się też zwykli ludzie, dopytują, robią zdjęcia - opowiada sołtys. - Był ktoś ostatnio spod Prudnika, mówił, że u nich oferują 25 tysięcy rolnikowi rocznie i jeszcze pytają, czy we wsi nie trzeba w czymś pomóc, bo może na remont kościoła potrzebna jakaś darowizna? My byliśmy pierwsi, to dostaliśmy najgorsze warunki.

- Tak naprawdę dopiero 15 stycznia dowiem się dokładnie, jakie będą podatki dla gminy. W tym terminie firma po raz pierwszy musi złożyć deklarację, w której wyliczy wartość podatku - mówi wójt Kamiennika Kazimierz Cebrat. - Konsultowałem to z wieloma wójtami w podobnej sytuacji i szacuję, że będzie to ok. miliona złotych rocznie. Dla nas to dużo pieniędzy. Wszystkie nasze roczne dochody to około 8 milionów.

Wolnoamerykanka

Malownicze wzgórza w gminie Kamiennik wznoszą się 300 metrów nad poziom morza. Po Górach Opawskich i Górze Świętej Anny to trzecie najwyżej położone miejsce na Opolszczyźnie. Wieje tu na potęgę. Nic dziwnego, że pierwsi chętni na budowę turbin wiatrowych pojawili się w Lipnikach już 13 lat temu.

- Pierwsza była firma duńska albo holenderska - sołtys Stanisław Kuś akurat zaczynał pierwszą swoją kadencję. - Najpierw postawili maszt pomiarowy i sprawdzali siłę wiatru. Potem przyjechali z geodetami z Nysy, którzy od razu zakopali na polach 30 kamieni w miejscach, gdzie zaplanowali turbiny. Dali nam umowy, że przejmują ziemię w wieczyste użytkowanie na 99 lat. Rolnik może sobie dalej uprawiać pole, nie będzie płacił podatku za ten teren, ale nie oferowali żadnych dodatkowych pieniędzy. Ludzie zaczęli się burzyć, bo rozeszły się pogłoski, że wiatraki zakłócają fale telewizyjne, że nie będzie przez nie u nas telefonów komórkowych. Pojechałem interweniować do ochrony środowiska w Opolu i udało się jakoś zatrzymać te pomysły. Inicjatywa rozeszła się po kościach. Zostały tylko te zakopane na polach kamienie.

8 lat temu pojawiło się kilku młodych polskich biznesmenów. Nazwy firmy już nikt nie pamięta. Zaprosili mieszkańców na spotkanie do wiejskiej świetlicy.

- Kiedy zlikwidowano miejscową Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną, wielu gospodarzy kupiło pola spółdzielni po 5-10 tys. za hektar - wspomina sołtys Kuś. - Ci młodzi na zebraniu w świetlicy zaproponowali, że odkupią naszą ziemię płacąc 25 tys. za hektar. Na to wstał Tomala i mówi, że wie, iż na północy ziemię pod wiatraki kupują za 50 tys. Tamci się nie zgodzili. Spotkanie skończyło się niczym. Rozeszliśmy się do domów.

Kiedy w 2005 roku pojawiła się trzecia firma - hiszpańska Gamesa, nikt we wsi specjalnie nie wierzył, że im się uda coś wybudować. Hiszpanie sprytnie przysłali do wsi Polaka z Górnego śląska, swojego inżyniera, który od kilku lat w Hiszpanii budował takie farmy. To on przejął na siebie rozmowy z mieszkańcami.

- Wziąłem projekt umowy i pojechałem do znajomego radcy prawnego, który mieszkał we wsi. Przeczytał i mówi mi: Umowa jest nieciekawa. I ja też tak powiedziałem ludziom za zebraniu wiejskim - wspomina dalej sołtys. - Kilku miejscowych odmówiło podpisania, choć chodzili do nich po kilka razy i przekonywali, bo pola mieli w dobrym miejscu. Ale kilku innych się zgodziło. Na najbliższej sesji rady gminy wstałem i powiedziałem, że w Niemczech płacą rolnikom więcej. To mi odpowiedziano, że to umowa cywilnoprawna i gmina nie ma nic do tego.

- Synowi proponowali dzierżawę, ale hiszpańska firma nie chciała dokładnie pokazać, w którym miejscu pola wybuduje wiatrak - wspomina jeden z mieszkańców Lipnik. - Pole jest długie na 400 metrów i wąskie. Syn bał się, że jak jeszcze zbudują drogę dojazdową, to zniszczą mu cały teren. I w końcu nie podpisał. Teraz kolejna firma chce budować nową farmę z drugiej strony wsi. Proponują 23 tysiące za dzierżawę i dokładnie pokazali, gdzie stanie wiatrak. Syn już podpisał umowę.

Według danych Ministerstwa Gospodarki do marca ubiegłego roku różne firmy energetyczne zawarły umowy z operatorami sieci na dostawę 8 tysięcy megawatów mocy z elektrowni wiatrowych. To 250 farm wiatrowych wielkości Lipnik, głównie nad morzem i na południu Polski. Większość z nich jest dopiero w fazie projektowania i uzgadniania lokalizacji. Jeśli powstaną za kilka lat, to Polska spełni swoje zobowiązania dotyczące odpowiedniej proporcji energii odnawialnej do 2030 roku. Przy tak żywiołowym rozwoju dochodzi jednak do nieprawidłowości.

- Poprzednio mnóstwo firm bez pieniędzy albo faktycznych zamiarów budowy występowało do operatorów sieci o pozwolenie na przyłącze. Dostawali takie pozwolenie i blokowali następnych w tym miejscu - mówiła posłom z sejmowej komisji rolnictwa wiceminister gospodarki Joanna Strzelecka-Łobodzińska. - Powstał rynek handlu pozwoleniami. Dlatego znowelizowaliśmy prawo energetyczne i wprowadziliśmy okres przejściowy na ważność nierealizowanych pozwoleń. Zaostrzyliśmy też warunki wydawania pozwoleń.

Zdaniem posła Wojciecha Mojzesowicza, w umowach między rolnikami a firmami energetycznymi wprowadzane są kuriozalne i niebezpieczne dla właścicieli gruntów zapisy. Np. nakładają na rolnika wysokie kary finansowe, jeśli ujawni komuś treść umowy. Takie umowy podpisali już m.in. gospodarze z gminy Prudnik. Teraz boją się rozmawiać na ten temat, nie chcą zdradzić stawek za dzierżawę.

- Przyjechał do mnie kiedyś ktoś spod Korfantowa, żeby się dopytać o wiatraki - opowiada Józef Tomala. - Pokazał swoją umowę i czytam zapis, że po 25 latach użytkowania firma wiatrakowa może wywłaszczyć pole od rolnika. Zdecydowanie odradziłem mu podpisanie.

Pojawiają się jednak rozwiązania bardziej korzystne dla właścicieli gruntów. Pod Olsztynem firma zaproponowała rolnikom 5 procent pieniędzy ze sprzedanej energii. Kwota dzierżawy może dochodzić nawet do kilkudziesięciu tysięcy rocznie i jest waloryzowana automatycznie wraz z podwyżkami cen za prąd.

Trzeba się przyzwyczaić

Hiszpańska Gamesa nawet nie zaczęła budowy w Lipnikach. W 2009 roku sprzedała gotową dokumentację i pozwolenia budowlane niemieckiej firmie WSB Neuen Energen z Drezna. Wiatraki stawiali Niemcy. Turbiny wyprodukowała niemiecka firma REpower. Fundamenty zrobił specjalistyczny wykonawca z Warszawy. Do prac ziemnych i budowy dróg zatrudniono firmę z Nysy. Z Lipnik dwóch miejscowych dostało pracę przy dozorowaniu terenu.

We wrześniu ubiegłego roku Niemcy sprzedali całą wyodrębnioną spółkę "Farma Wiatrowa Lipniki" jeleniogórskiej firmie Tauron Ekoenergia. To znana na Opolszczyźnie spółka produkująca zieloną energię, właściciel elektrowni wodnych w Nysie, Otmuchowie i Turawie. Jest częścią koncernu energetycznego Tauron. Mimo już dwukrotnej zmiany właściciela parku wiatrowego, umowy z rolnikami są przekazywane jak część majątku. Nikt rolnikom nie zaproponował choćby podpisania aneksu.

Według danych portalu ekoenergia.pl budowa farmy wiatrowej o mocy 30 megawatów, złożonej z 15 turbin, to koszt 190 mln zł. Wyliczenie powstało w 2009 roku przy cenie euro 4,04 zł. Dziś część kosztów trzeba znacznie podnieść. Przygotowanie i projektowanie parku kosztuje 6 mln zł. Drugie tyle wybudowanie nowych dróg dojazdowych. Roboty ziemne i budowlane (fundamenty) kosztują ok. 8,5 mln zł. Budowa sieci energetycznej, łączącej wiatraki z najbliższą siecią wysokiego napięcia - 13,5 mln zł. Najdroższe są turbiny wiatrowe - 157 mln zł.

Przy takich wydatkach koszty eksploatacji są drobiazgiem (rocznie 3,5 mln zł). Na podatki i dzierżawę terenu zarezerwowano 1,4 mln zł. Obsługa, eksploatacja i serwis to niecałe 950 tys. zł.

Wybudowana w dobrym miejscu farma wiatrowa przyniesie właścicielowi rocznie 19 mln zł ze sprzedaży prądu do sieci energetycznych. Kolejne 18 mln zł zarobi sprzedając tzw. zielone certyfikaty, czyli świadectwa pochodzenia ekologicznego, które muszą kupować elektrownie konwencjonalne. Według autora obliczeń farma będzie przynosić właścicielowi 37 mln zł rocznego dochodu. Wydatek zwróci się 15 lat po rozpoczęciu prac i 10 lat po uruchomieniu farmy. Potem, to będą już tylko czyste zyski.

Po zakończonej w połowie ubiegłego roku wielkiej budowie Lipniki też zyskały. 10 tysięcy dostała parafia na remont kościoła. Firma z Nysy zrobiła 200-metrowy asfaltowy dywanik na miejscu kocich łbów przy drodze do swojej bazy. Wcześniej jednak kilku miejscowych urwało miski olejowe w samochodach na rozjeżdżonej drodze.

- Nikt z miejscowych nie zgłaszał do mnie żadnych uwag, że wiatraki powodują teraz jakieś uciążliwości - mówi wójt Kazimierz Cebrat. - Moim zdaniem turbiny stojące 600 metrów od najbliższych domów nie powodują zagrożenia dla ludzi.
- W nocy, gdy cichną inne hałasy, słuchać jak pracują. Zwłaszcza gdy wiatr wieje z ich strony - opowiada żona sołtysa Kusia.

- W sierpniu usłyszałem je w nocy pierwszy raz. Jakby wodospad szumiał albo silnik przejeżdżającego kombajnu - mówi sołtys. - Nawet wychodziłem przed dom o północy, żeby sprawdzić. Ale kiedy jestem zmęczony pracą, to szybko zasypiam. Zresztą teraz jest już po fakcie. Trzeba się przyzwyczaić.

Nie sprawdziły się natomiast obawy sprzed lat, że wiatraki zakłócą odbiór telewizji czy sygnał telefonów komórkowych.

- Nad moim domem zawsze latały klucze gęsi znad jeziora do Ziębic, bo tam są duże pola kukurydzy - opowiada sołtys. - Teraz ptaki latają wyżej albo bokiem.
Wzgórza Kamiennika przy dobrej pogodzie widać nawet z odległości 50 kilometrów. Wiatraki z Lipnik migają po nocach regularnym, czerwonym światłem. Jak gwiazdy tuż nad horyzontem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska