Elitarne operacje w opolskim WCM

Redakcja
Ordynator oddziału dr Roman Sadowski (z prawej) sprawdza efekty zabiegu u jednej z pacjentek. Asystuje mu dr Piotr Hudała.
Ordynator oddziału dr Roman Sadowski (z prawej) sprawdza efekty zabiegu u jednej z pacjentek. Asystuje mu dr Piotr Hudała.
Na Oddziale Chirurgii Szczękowo-Twarzowej WCM w Opolu, jako jedynym na Opolszczyźnie, leczy się urazy i inne schorzenia twarzoczaszki oraz przywraca chorym estetyczny wygląd.

Pod lupą

Chirurgia szczękowo-twarzowa nie zajmuje się wyłącznie zębami, z czym często mylą ją pacjenci. Jest to elitarny dział medycyny i żeby go wykonywać, powinno się posiadać 2 dyplomy: z medycyny i stomatologii. Konieczne jest zrobienie specjalizacji z chirurgii szczękowo-twarzowej. Opolski oddział zatrudnia 4 specjalistów z chirurgii szczękowo-twarzowej i 4 lekarzy rezydentów, specjalizujących się w tej dziedzinie. Jako jeden z nielicznych, nieklinicznych ośrodków ma akredytację do prowadzenia specjalizacji z tej dziedziny.

Oddział oficjalnie otwarto w 1999 roku, ale już wcześniej funkcjonował przez 2 lata, jako oddział w budowie, organizując się personalnie i systematycznie kompletując niezbędne narzędzia oraz aparaturę medyczną. Choć działa już długo, to jednak niewiele się o nim słyszy. Zatrudniony tu personel pracuje bowiem bez rozgłosu, skupiając się na pacjentach, którym np. na skutek doznanego urazu czy ujawnionego nowotworu w obrębie czaszki twarzowej nagle zawalił się świat.

- Podstawą naszej pracy jest leczenie osób po urazach twarzoczaszki, doznanych na skutek pobić, wypadków komunikacyjnych, w pracy czy w trakcie uprawiania sportu - mówi dr n. med. Roman Sadowski, ordynator Oddziału Chirurgii Szczękowo-Twarzowej WCM w Opolu. - Takim sytuacjom sprzyjają np. modne sporty ekstremalne. Banalny upadek i uderzenie twarzą o twarde podłoże wystarcza często do złamania którejś z kości szkieletu twarzy.

Chirurgia Szczękowo-Twarzowa jest oddziałem niezbędnym w WCM, gdzie trafiają pacjenci z różnych wypadków, w najcięższych stanach i wymagający kompleksowego leczenia, a specjaliści z zakresu chirurgii szczękowo-twarzowej, ze swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami, stanowią nieodzowny trybik tego złożonego medycznego mechanizmu.

- Niejednokrotnie mieliśmy np. chorych z wieloodłamowymi złamaniami, czy wręcz - zmiażdżeniami twarzoczaszki - wspomina dr Sadowski. - To do nas trafiali ciężko ranni pacjenci po eksplozjach zbiorników ciśnieniowych w kędzierzyńskich Azotach, czy stacji paliw w Brzegu. Na naszym oddziale leczony był mężczyzna, któremu wystrzał jednej z ciężkich, zbrojonych oplotem stalowym, opon wielotonowej lawety, zmiażdżył szczęki i amputował nos. Co roku trafiają tu pacjenci, którzy doznają ciężkich obrażeń twarzy po uderzeniach elementami drewna, wyrzucanymi spod pił tarczowych czy łańcuchowych. A kilka dni temu przyjęliśmy mężczyznę z rozległą raną szarpaną powłok twarzy i szyi, rozkawałkowaną żuchwą i połamanymi zębami. Na szczęście szybko trafił on do naszego szpitala, gdzie natychmiast poddany został wielogodzinnej operacji. Dziś czuje się dobrze, a jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.

Pacjent przyjęty na oddział z poważnym urazem przechodzi na wstępie operację, która ma wyprowadzić go z ciężkiego stanu, nierzadko uratować życie. Dopiero potem lekarze mogą się spokojnie zastanowić, w jaki sposób można mu jeszcze pomóc. Jeśli chory wymaga kolejnych zabiegów rekonstrukcyjnych, wtedy leczenie jest wieloetapowe.
- Twarz, oblicze ludzkie nazywane metaforycznie zwierciadłem duszy, ma nieocenione znaczenie w życiu społecznym i emocjonalnym człowieka - podkreśla ordynator. - Dlatego przywracając pierwotne funkcje uszkodzonym narządom, musimy jednocześnie pamiętać, żeby efekty estetyczne były jak najbardziej akceptowalne przez pacjentów. Nie bez powodu jednym z priorytetów szkolenia chirurgów szczękowo-twarzowych jest chirurgia plastyczna.

Z jednej strony chirurg robi wszystko, aby pacjent znowu mógł bez problemu jeść, pić, oddychać i mówić. Z drugiej - musi tak postępować, by mógł potem bez obaw spojrzeć w lustro. Tu kładzie się na to duży nacisk.
- Stosujemy specyficzne drogi dojścia do uszkodzonych kości i tkanek, wykorzystując do tego m.in. innymi sprzęt endoskopowy - tłumaczy dr Roman Sadowski. - W wybranych przypadkach możemy dzięki temu nie nacinać skóry twarzy, tylko wchodzimy przy pomocy endoskopu, np. do złamań wyrostków kłykciowych żuchwy - przez jamę ustną. Standardem naszego postępowania jest szukanie takich dojść operacyjnych do zaopatrzenia złamań kości czaszki twarzowej, które umożliwiają zgrabne schowanie blizny pooperacyjnej. Wykorzystujemy w tym celu dostępy przez jamę ustną, spojówki oka, przedsionek nosa, naturalne zmarszczki skóry, miejsca za linią włosów.
W poszukiwaniu sposobów leczenia ubytków tkanki kostnej u osób po ciężkich urazach chirurdzy z opolskiego oddziału nawiązali współpracę z naukowcami z Politechniki Wrocławskiej, którzy wykonują odpowiednie modele czaszki ze specjalnej żywicy. - A my na ich podstawie przygotowujemy elementy ze specjalnych materiałów kościozastępczych, które potem pacjentom wszczepiamy, odtwarzając kształt kości zbliżony do pierwotnego, sprzed urazu - dodaje ordynator.

Oddział może poszczycić się dużymi osiągnięciami zwłaszcza w chirurgii ortognatycznej - dziedzinie zajmującej się korektą wad zgryzu - wrodzonych lub nabytych. Jest jedynym pozaklinicznym ośrodkiem w kraju, w którym wykonuje się te operacje w ich pełnym zakresie i na taką skalę (blisko 40 w roku).
O wadach gnatycznych mówi się wtedy, gdy np. szczęki i żuchwa są za duże, za małe, ich wzajemne relacje są nieprawidłowe, a zgryz jest zaburzony. Niektóre wady są tak poważne, że wymagają interwencji chirurgicznej. Mogą bowiem doprowadzić do utrwalenia niekorzystnych rysów twarzy, a przede wszystkim grożą kłopotami z gryzieniem i połykaniem pokarmów, artykulacją dźwięków, patologicznym starciem koron zębów i ich utratą. Osób z takimi wadami, potrzebujących leczenia chirurgicznego jest wiele. Oddział przygotowany jest personalnie i sprzętowo do wykonywania nawet 6 operacji tego typu w tygodniu, niestety limity finansowe umożliwiają wykonanie zaledwie 3-4 w miesiącu, przez co pacjenci muszą czekać w wielomiesięcznych kolejkach.

Częstą patologią, z którą stykają się chirurdzy szczękowo-twarzowi jest zwichnięcie stawów skroniowo-żuchwowych, czyli tzw. wypadanie żuchwy. Może się to zdarzyć np. w trakcie ziewania, jedzenia. Jednym osobom przytrafia się to incydentalnie, a dla innych jest utrapieniem, gdy pojawia się nagminnie. Mówi się wtedy o nawykowych zwichnięciach żuchwy.

Dr Roman Sadowski wynalazł własny patent na tę kłopotliwą dolegliwość. - To nic szczególnego - zaznacza skromnie. - W odpowiednim miejscu wkręca się tytanowe śruby, które ograniczają ruch wyrostków stawowych żuchwy. - Są to śruby standardowe, ale przeze mnie zmodyfikowane. Pacjent jest uzbrojony w element, który go zabezpiecza przed wypadaniem żuchwy, ale w żaden sposób nie ogranicza to innych funkcji. Takie zabiegi wykonaliśmy już u 5 osób.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska